Niezadowolenie urzędników gminnych i miejskich przybiera na sile. Narzekają nie tylko na pensje. Rząd obciął im środki na realizację programu "Rodzina 500+". Urzędnicy grożą paraliżem systemu. Jeśli odejdą od biurek, wnioski nie będą rozpatrywane, a wypłaty 500+ nie będą realizowane.
- Rząd od kilku dni wychwala "Wielką Piątkę Prezesa", rozdając pieniądze na prawo i lewo. Jednak nikt nie mówi o pracownikach realizujących ustawę o 500+. Ministerstwo obcięło o prawie połowę koszty obsługi. Koszty obsługi to środki, z których mamy wypłacane pensje - piszą urzędniczki w liście przesłanym do money.pl poprzez serwis dziejesie.wp.pl.
Dotąd państwo na realizację programu płaciło urzędom 1,5 proc. od kwoty przyznanych świadczeń. Procent zmniejszy się już od 1 lipca. Do 31 grudnia 2019 r. dopłata będzie wynosiła 1,2 proc. Z kolei od 1 stycznia 2020 r. zostanie zmniejszona do 0,85 proc.
To - zdaniem urzędników - oznacza obcięcie kosztów o blisko połowę. Jednak rząd ma inne zdanie. W projekcie nowelizacji ustawy przedstawiciele resortu rodziny zapewniają, że – mimo procentowego zmniejszenia kosztów obsługi – kwotowo one wzrosną.
Program 500+ już za kilka miesięcy obejmie 6,8 mln dzieci. To oznacza, że od 1 lipca 2019 r. urzędy będą zasypywane wnioskami o 500 zł na każde dziecko. Urzędnicy mają potężny oręż – wystarczy strajk włoski, a program może się załamać.
Jak twierdzą urzędniczki, które napisały do money.pl, problem jest zdecydowanie szerszy. Obcinając koszty, obcina się nie tylko pensje, ale cały budżet danego urzędu. Może się okazać, że trzeba będzie zwalniać osoby, które dotąd zajmowały się weryfikacją i realizacją wniosków 500+, bo nie będzie pieniędzy, by je opłacić.
- Rząd, obcinając owe koszty, spowoduje masowe zwolnienia pracowników realizujących ustawę. Mówa nie tylko o zwalnianiu się przez samych pracowników, ale też o likwidacji stanowisk oraz zmniejszaniu pensji czy wymiaru etatów - skarżą się urzędniczki.
Dotacje w liczbach
Program 500+, jak szacowało ministerstwo rodziny, w 2018 r. miał pochłonąć 24,5 mld zł. Rozszerzony program o pierwsze dzieci w pełnym roku budżetowym, czyli już w 2020 r., ma kosztować ok. 41 mld zł. W 2018 r. dotacja dla urzędów stanowiła 1,5 proc. od kwoty przyznanych świadczeń, w 2020 r. będzie to już 0,85 proc.
Dodając 1,5 proc. do kwoty 24,5 mld zł, da to 367,5 mln zł dotacji celowej dla urzędów. Z kolei doliczając 0,85 proc. do 41 mld zł, da to 348,5 mln zł dotacji celowej do podziału na wszystkie urzędy przyznające świadczenia 500+. To 19 mln zł mniej.
Jednak tu rząd na stół wykłada twarde dane. Jak wynika z oceny skutków regulacji dotyczących rozszerzenia programu 500+ o każde dziecko, w 2018 roku na koszty związane z obsługą 500+ z budżetu państwa poszło 328 mln zł. W 2019 planowano wydać na ten cel 330 mln zł, ale po rozszerzeniu programu o każde pierwsze dziecko, pieniędzy będzie więcej.
"Proponuje się w bieżącym roku ustalenie kosztów realizacji ustawy przez gminy na wyższym niż docelowy poziomie - ok. 412 mln zł. Wyższa w 2019 r. kwota przysługujących gminom środków na koszty obsługi, związana jest z koniecznością przyjęcia dodatkowej, znaczącej liczby wniosków o ustalenie prawa do świadczenia wychowawczego na pierwsze dziecko w II półroczu 2019 r." - wynika z opisu projektu nowelizacji ustawy o 500+.
To jednak dane ogólnopolskie, jak weźmie się pod lupę konkretną gminę, już tak kolorowo nie jest.
Kasa w gminach
Posłużmy się przykładem konkretnego samorządu. Gmina Chełm z woj. lubelskiego opublikowała uchwalony przez jej radę budżet na 2019 r. W rubryce wydatki gmina zakłada, że na 500+ przeznaczy 8 mln 993 tys. 500 zł ze swojego budżetu tylko w tym roku (nie zakładano tam wypłat na każde pierwsze dziecko, budżet przyjęto w grudniu 2018 r.).
Daje to blisko 1,5 tys. beneficjentów, czyli mniej więcej tyle samo wniosków (rodziny wielodzietne składają jeden wniosek na wszystkie dzieci).
Do kwoty 8 mln 993 tys. 500 zł państwo dotąd dopłacało 1,5 proc. na obsługę programu, co daje łączną sumę 9 mln 128 tys. 402 zł i 50 gr (dotacja dla urzędów – 134 tys. 902 zł i 50 gr).
Potwierdzają to szacunki gminy Chełm. W opublikowanym budżecie w rubryce dochody, a dalej "dotacje na zadania z zakresu administracji rządowej" pojawiła się kwota 9 mln 127 tys. zł dotacji celowej, związanej z realizacją świadczenia wychowawczego (500+), stanowiącego pomoc państwa w wychowaniu dzieci. Radni zaniżyli nawet dotację o blisko 1,5 tys. zł.
Licząc po nowemu, od 1 stycznia 2020 r. gmina dostanie 0,85 proc. dotacji celowej od przyznanych świadczeń. Tu jednak znów, trzeba brać pod uwagę, że programem zostanie objętych więcej dzieci.
Załóżmy, że będzie to o 40 proc. więcej, czyli ok. 2,1 beneficjentów. A to przełoży się na wydatek z budżetu gminy rzędu 12,6 mln zł. To z kolei dałoby tej konkretnie gminie 107 tys. 100 zł na obsługę wniosków. Czyli blisko 30 tys. zł mniej niż poprzednio, na obsługę większej liczby wniosków (choć uproszczonych).
Mniej pieniędzy w kasie gminy będzie, nawet jeśli beneficjentów przybędzie o 65 proc. Na obsługę wniosków z budżetu państwa popłynie wtedy 126 tys. 225 zł. Kwota będzie zbliżona do obecnej dopiero, gdy beneficjentów będzie o 75 proc. więcej.
Nowelizacja ustawy spowoduje, że od 1 lipca z wniosków o 500+ zniknie kryterium dochodowe, więc - zdaniem Elżbiety Rafalskiej - urzędnicy będą mieli mniej roboty weryfikując dane.
- Wnioski ulegają uproszczeniu. W związku z tym, że nie będzie progu dochodowego, będzie tylko informacja, że świadczenie zostaje przyznane. Skróci to nam rozpatrywanie wniosków, kryteria dochodowe zajmowały najwięcej czasu. Informacja o otrzymaniu świadczenia będzie szybsza, a struktury samorządowe będą odciążone podczas lawiny wniosków o 500 plus - tłumaczyła minister Elżbieta Rafalska, gdy w poniedziałek projekt ustawy został skierowany do konsultacji społecznych.
Efekt wkurzenia
Nie dziwi oburzenie urzędników, którzy martwią się o swoje posady. Poza 500+ w analogicznym okresie zajmują się weryfikacją i realizacją wniosków o 300+ (rządowy program dla uczniów, który daje 300 zł corocznej wyprawki). Ponadto muszą wykonywać pozostałe obowiązki służbowe. Rząd im to ułatwi od 2021 r., kiedy 500+ rozliczane będzie od 1 czerwca do 31 maja następnego roku. A wnioski przyjmowane trzy miesiące wcześniej.
Jednak teraz niektóre urzędy stracą konkretne kwoty, a obowiązków nie ubędzie. Jeśli posypią się zwolnienia, pracy będą miały nawet więcej.
- Małe gminy nie są w stanie opłacić pensji pracowników. Rząd chełpi się uproszczoną procedurą przyznawania świadczeń, ale nikt nie mówi o całej papierologii, kontakcie z wnioskodawcami, obsługą całej procedury, niezliczoną ilością wypełniania sprawozdań nadsyłanych notorycznie przez ministerstwo – wyliczają urzędniczki w przesłanym do money.pl liście.
Sprawdź również: 500+ na każde dziecko. Co się zmienia?
- Komputery tego nie robią, robimy to my - pracownicy zajmujący się świadczeniami rodzinnymi. Ludzie myślą, że tylko pijemy kawki i nic nie robimy. Tak, pijemy kawę każdego dnia w pracy, tak jak robią to miliony pracowników na całym świecie. Tylko dlaczego nikt nie spojrzy na to, że my nie mamy możliwości pójścia na urlop latem, w lipcu i sierpniu? Też mamy dzieci, rodziny i chęć życia w sprawiedliwej Polsce za godziwe wynagrodzenie – oburzają się urzędniczki. Pod przesłanym do nas listem podpisały się "wkurzone i zdesperowane pracownice".
Niezadowoleni pracownicy socjalni oraz pracownicy pomocy społecznej, którzy stanowią grupę ok. 40 tys. osób, rozważają wszczęcie protestu latem. Grożą przerwaniem pracy, co sparaliżowałoby analizę wniosków o 500+.
Ogólnopolski Komitet Protestacyjny Pracowników Pomocy Społecznej (OKP), w związku z przygotowaniami do ogólnopolskiego strajku w pomocy społecznej, pod koniec lutego skierował list otwarty do premiera Mateusza Morawieckiego.
"Prezes Rady Ministrów informowany jest przez protestujących o organizacji strajku, jego przewidywanym terminie, a także paraliżu pomocy społecznej, który może dotknąć ok. 1 mln polskich rodzin korzystających z systemu publicznego wsparcia, a także części rodzin otrzymujących świadczenia rodzinne. Strajk ma dojść do skutku w II połowie br." – czytamy w komunikacie OKP
- W odpowiedzialności za publiczny sektor pomocy, ogłaszamy gotowość strajkową i rozpoczynamy, podobnie jak nauczyciele, procedurę zmierzającą do rozpoczęcia strajku generalnego - napisał w liście do premiera wiceprzewodniczący Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej (PFZPSiPS) Paweł Maczyński.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl