Cały numer węgierskiego "Forbesa" musiał zostać wycofany po tym, jak w sądzie w Budapeszcie właściciele Hell Energy złożyli pozew przeciwko wydawcy o przetwarzanie ich danych osobowych. Koncern powołał się na przepisy RODO, gdy w najnowszym numerze umieszczono na liście 50 najbogatszych Węgrów jednego z właścicieli Hell Energy. Sąd wydał decyzję o wstrzymaniu nakładu, którą określił jako tymczasowe zabezpieczenie - informował "The New York Times".
Choć właściwa sprawa przed sądem dopiero ruszy, wydawca musiał również usunąć z listy nazwisko jednego z właścicieli Hell Energy, którego majątek szacowany na 158 mln dol. magazyn sklasyfikował na 26. pozycji listy 50 najbogatszych Węgrów. "Forbes" zauważył też, że koncern otrzymał potężne dotacje państwowe.
- To kuriozum na skalę europejską - komentuje mec. dr Paweł Litwiński z kancelarii Barta Litwiński, który na swoim Twitterze odniósł się do stanowiska International Press Institute. IPI na początku lutego skrytykowało decyzję sądu na Węgrzech, uznając ją za "niepokojący precedens w relacjach media a biznes".
Jak podkreślił zastępca dyrektora IPI, Scott Griffen "jest to absurdalna interpretacja RODO", która "zagraża wolności mediów i może poważnie ograniczać dostęp do niezależnych informacji w kwestiach interesu publicznego".
Również zdaniem dr Pawła Litwińskiego wykorzystywanie przepisów o RODO w odniesieniu do mediów to próby wpływania na niezależność prasy. Jak podkreśla, przy stosowaniu RODO celowo wprowadzona została tzw. klauzula prasowa.
- To zapis nakazujący pogodzenie RODO z wolnością wypowiedzi. Klauzula zakłada niestosowanie podstaw prawnych dotyczących danych osobowych w stosunku do mediów. W Polsce na przykład w odniesieniu do prasy wyłączony został art 6. i art. 9 przepisów o RODO - tłumaczy money.pl.
Absurdy RODO. Szpitale nie mogą dać się zwariować
Jak dodaje mec. Litwiński, kto się czuje dotknięty taką publikacją, powinien wytoczyć sprawę przed Sądem Cywilnymi, a nie wykorzystywać przepisy o RODO. Zauważa jednak, że sądy nie mogą nałożyć 20 mln euro kary np. na gazetę czy 4 proc. dochodów koncernu medialnego, ale sankcje wynikające z RODO już tak.
- Podobny przypadek jak na Węgrzech miał miejsce w Rumuni. Tam próbowano wymusić na prasie podanie nazwisk informatorów, powodując się na przepisy RODO, co jest już skrajnym absurdem uderzającym w prawo do ochrony informatorów - przypomina dr Litwiński.
- Podobne sytuacje zdarzają się w Polsce. Choćby zarzuty z powołaniem na RODO w przypadku publikacji zdjęć z monitoringu przez "Gazetę Wyborczą" przedstawiających panią Julię Przyłębską z Jarosławem Kaczyńskim oraz kary nałożone na wspólnotę i firmę ochroniarską za udostępnienie tych nagrań. Podobny casus to listy poparcia do KRS. Nie chcę być złym prorokiem, ale kraje Europy Środkowo-Wschodniej mają problem z naginaniem przepisów prawa i wykorzystywaniem go do gry politycznej - konkluduje Litwiński.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl