Z informacji, jakie od rzeczniczki Komisji Europejskiej uzyskała korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon wynika, że unijna inspekcja przeprowadzona po wybuchu afery mięsnej wykazała "szereg niedociągnięć we wdrażaniu systemu kontroli".
Bruksela oczekuje, że polskie władze mają zarządzić intensywne kontrole we wszystkich ubojniach bydła, których w Polsce jest około 800. Co więcej, KE oczekuje, że wyniki takich kontroli będą jej dostarczane co miesiąc.
Polskie władze oprócz wszczęcia działań kontrolnych w ubojniach bydła mają także w najbliższym czasie przedstawić plan naprawczy dla całego sektora.
Główne zastrzeżenia unijnych inspektorów dotyczyły następujących kwestii:
- niezgodności w dziennikach weterynaryjnych przed i po uboju,
- nieprawidłowości w użyciu pieczątek weterynaryjnych do znakowania mięsa,
- braku odpowiedniej liczby lekarzy weterynarii do przeprowadzania kontroli w ubojniach,
- braków w systemie rejestracji i identyfikacji zwierząt.
O tym, że unijna kontrola w polskich ubojniach wypada bardzo źle, money.pl mówił Juliusz Pająk ze związku rolniczego Agro Unia. - Dochodzą do nas informacje, że raport Komisji Europejskiej w sprawie polskich ubojni jest fatalny. Są duże nieprawidłowości, mięso jest nieprawidłowo rejestrowane - stwierdził.
- W Polsce nie ma realnych narzędzi kontroli i nadzoru ubojni - ocenił Pająk. - Co więcej, choćby wczoraj w gazecie widziałem kolejne ogłoszenie dotyczące skupu chorego bydła. Ten proceder istnieje, działania ministra Ardanowskiego to próba przykrycia problemu - dodał.
8 lutego, gdy kończyła się kilkudniowa kontrola unijnych inspektorów w polskich ubojniach, minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, zapewniał, że nie docierają do niego sygnały, że "coś dramatycznego zostało przez nich dostrzeżone". - Przejrzeli wszystkie procedury. Cieszę się, że w ogóle przyjechali - mówił w Radiu Zet.
Zapytany, czy ma sobie coś do zarzucenia, Ardanowski odpowiedział: Ale co mam sobie zarzucić? Podobnie zareagował na pytanie, czy w związku z ujawnionymi brakami systemu kontroli nad ubojniami poda się do dymisji. - Nie widzę związku - ocenił minister.
Wcześniej Ardanowski wielokrotnie zapewniał, że ujawniony przez TVN przypadek uboju chorych i zdychających krów jest "incydentalny" i "wyolbrzymiony".
- Nie może być tak, że incydentalne wydarzenie będzie rzutowało na wizerunek polskiej żywności na świecie - mówił minister rolnictwa. Głośno zastanawiał się także nad intencjami dziennikarzy, którzy ujawnili aferę.
Najnowszy raport Greenpeace Polska wskazuje, że Ardanowski wiedział o problemie handlu "leżakami", czyli chorymi lub padłymi krowami i świniami, już w 2007 r., kiedy był wiceministrem resortu, w ówczesnym rządzie PiS.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl