Sekretarzowi Patrickowi Graichenowi zarzucano nepotyzm w związku z tym, że brał udział w wyborze nowego dyrektora zarządzającego Niemieckiej Agencji Energii Michaela Schaefera, a Schaefer był świadkiem na jego ślubie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uratował Niemcy przed zapaścią energetyczną. Stracił stanowisko
Jak podkreśla "Frankfurter Allgemeine Zeitung", Graichen nie był byle jakim sekretarzem stanu. Miał przeforsować najważniejszy projekt transformacji niemieckiej energetyki, czyli pożegnanie z kopalnymi źródłami energii.
Do tego doszedł kryzys wywołany wojną Ukrainy z Rosją. Mówi się, że Graichen 'dokonał nadludzkich rzeczy'. Opracował projekt hamulca cen gazu i energii elektrycznej i uratował Niemcy przed zapaścią energetyczną. Jego odejście osłabia ministra (Roberta Habecka - przyp. red.) - wskazywał "FAZ".
Do wyrzucenia Graichena z rządu nawoływała opozycja. Stało się to w końcu w środę. Robert Habeck odwołał polityka ze stanowiska, mimo że jeszcze tydzień wcześniej mówił, że tego nie zrobi.
Na jaw wyszło więcej kontrowersji
Niemieckie media wzięły jednak działalność Graichena pod lupę i okazało się, że polityk może mieć na sumieniu znacznie więcej "grzechów".
Graichen podpisał w zeszłym roku umowę z berlińskim regionalnym stowarzyszeniem Ochrony Środowiska i Przyrody, mimo że jego siostra zasiadała tam w zarządzie. Rekomendował eksperta Oeko-Institut, Felixa Matthesa, do komisji ds. monitorowania transformacji energetycznej, chociaż jego siostra i brat pracują dla tego renomowanego instytutu - pisał "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Robert Habeck zdecydował w końcu, że "musi zwolnić Graichena, aby samemu móc znowu działać. We wtorek wieczorem odbył osobistą rozmowę z Graichenem, po której stało się jasne: człowiek, który zaprojektował i napędzał transformację energetyczną, musi odejść" - podał dziennik.
"FAZ" wskazał, że afera odbija się na ministrze Habecku i partii Zielonych, z której wywodzi się ten polityk.