Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Profesor Glapiński od początku prowadził swoje konferencje prasowe tak, jak zapewne prowadzi wykłady dla studentów Szkoły Głównej Handlowej (SGH), gdzie, jak sam niedawno się chwalił, wykłada od 51 lat. Na początku byłem dość wyrozumiały w stosunku do tego stylu wypowiedzi, ale z każdą konferencją moja wyrozumiałość topniała i to bardzo szybko.
Dziennikarze znający atmosferę w NBP twierdzą, że prezes jest zachwycony oglądalnością swoich występów, na przykład w serwisie YouTube. Obawiam się jednak, że widzowie nie gromadzą się licznie po to, żeby pogłębić swoją wiedzę z dziedziny ekonomii. Oglądają te konferencje (zwane prześmiewczo stand-upami) właśnie po to, żeby potem sobie z nich drwić. To nie powinno tak wyglądać.
Przede wszystkim zachodnie banki centralne nigdy nie podejmują decyzji mających pomóc danej partii w wyborach. Wręcz odżegnują się od takich działań jak diabeł od święconej wody. Jeśli jakieś pytanie podczas konferencji prasowej zahacza o politykę lub działania rządu, to zawsze pada odpowiedź: "to nie jest nasza sprawa i nie będziemy się na ten temat wypowiadali".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oczywiście to prawda, jeśli wykluczymy węgierski i turecki bank centralny. "Orbanomia" i "Erdoganomia" zamiast ekonomii jest obśmiewana na całym świecie. Z nazwiska polskiego szefa NBP trudno jest zrobić taki zgrabny neologizm, ale nie ulega wątpliwości, że profesor Glapiński też wyznaje jakąś odrębną wersję ekonomii.
Niestety, konferencja z 5 października nie odbiegała w swojej formie (a nawet treści) od poprzednich. Prezes Glapiński chwalił działania NBP (jak widać, banery nie wystarczą) i ekscytował się dużym spadkiem inflacji. Pozostaje pytanie: czy profesor ekonomii, wykładowca SGH naprawdę wierzy w to, co mówi. Czy wierzy, że inflacja naprawdę spadła z 10,1 proc. w sierpniu do 8,2 proc. we wrześniu? Skalę spadku zresztą prezes przewidział (sic!) już 7 września.
Przecież wszyscy wiedzą, że na ten spadek ciężko pracował nie NBP, ale rząd (obniżka cen energii) i zarząd naszego quasi-monopolisty, czyli Orlenu. Prezes Glapiński musi wiedzieć, że kierowana przez niego Rada Polityki Pieniężnej podejmuje decyzję na bazie sztucznie wykreowanych danych, które po wyborach (nie natychmiast) zamienią się w prawdziwe i utrudnią lub nawet uniemożliwią walkę z inflacją. Musi wiedzieć, ale mówił, że to jest prawdziwa inflacja. Albo więc udawał, że wierzy, albo ten profesorski tytuł był nieco na wyrost.
Ale nie pójdę w kierunku wskazanym przez prezesa, który już na początku swego wystąpienia krytyków nazwał głupcami, a nawet idiotami. Niby mówił o opiniach tych krytyków, ale jeśli ktoś mówi głupoty, to przecież jest głupcem… Okazało się też, że droga od "eksperta" do "pseudoeksperta" jest bardzo krótka. Ja akurat uważałem, że RPP zaczęła podnosić stopy w sam czas i doszła do właściwego poziomu, ale ostatnie decyzje bardzo krytykuję. Tak człowiek zamienia się w pseudoeksperta. Oczywiście był też rytualny atak na media posiadane przez zagranicznych inwestorów.
Prezes mówił długo, bo ponad dwie godziny, ale nie treściwie i niewiele w tych wypowiedziach było o stopach procentowych. Nawiasem mówiąc, jeśli w USA 1 listopada stopy wzrosną do 5,50-5,75 proc., to będą takie jak nasze. Tam inflacja wynosi 3,7 proc., u nas 8,2 proc. (a naprawdę ponad 9 proc.). Zadziwiające było twierdzenie, zgodnie z którym manipulacje ceną paliw na stacjach miało "zerowy" wpływ na inflację. Prof. Glapiński naprawdę tak powiedział. Przecież gdyby nie działania Orlenu to cena paliw byłaby o 20 proc. wyższa. To nie miałoby to wpływu na wzrost cen?
Zwracało uwagę ciągłe zaprzeczanie temu, że RPP działa pod wpływem politycznych sympatii, co według mnie sygnalizuje, że jest wręcz przeciwnie. Prezes podkreślał, co mnie bardzo zdziwiło, że jest duża niepewność co do tego, co będzie się działo w gospodarce, a nawet w gospodarkach globalnych. To prawda, ale jeśli jest duża niepewność, to nie robi się ryzykownych kroków, a ostatnie decyzje RPP były według mnie bardzo ryzykowne.
Adam Glapiński zaznaczył, że RPP jest zdecydowana w działaniach doprowadzających inflacji do celu inflacyjnego (2,5 proc. +/- 1 pp.) w jak najszybszym terminie. Tyle tylko, że decyzje RPP wcale temu nie sprzyjają. Jeżeli wierzyć rynkowi i zachowaniu długoterminowych stóp procentowych to do celu nie dojdziemy nawet za 2-3 lata. Powoływanie się na prognozy NBP ma mały sens, bo są one obarczone potężnym błędem. Mamy trzy zmienne: kurs euro do dolara, wynik wyborów oraz decyzje RPP. Może z tego wniknąć niezły bałagan, a inflacja i złoty mogą stać się jego ofiarami. Ale to jest już inna historia.
Od dziennikarzy padło pytanie o interwencje walutowe. Było to pytanie o interwencje NBP, a przecież interweniować mógł i według mnie to robił inny bank lub fundusz. Prezesa tajemniczo się uśmiechał, twierdził, że o interwencjach mówić nie będzie, a rynek jest wolny. To prawda, ale przed wyborami rynek nie będzie się kopał z koniem i walczył z interwentami. Po wyborach zobaczymy, gdzie stoimy. Było jeszcze wiele innych tematów, ale naprawdę nie ma sensu ich tutaj streszczać. Najpewniej zostaną (niestety) jeszcze nie raz i nie dwa powtórzone.
Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion