Dziennik "Le Monde" napisał kilka dni temu, że prezes francuskiego koncernu lotniczo-zbrojeniowego Airbus Guillaume Faury ma udać się w najbliższych tygodniach do Polski. Firma ta jest w grze o duży kontrakt dla Polskich Linii Lotniczych LOT na samoloty regionalne (z samolotem A220). Obok niej o umowę walczy brazylijski Embraer (z samolotem E195-E2). Obie te firmy starają się też o kontrakt dla MON.
- Ja również planuję odwiedzić Polskę. Będę w Warszawie od 10 do 12 marca - mówi money.pl Gomes Neto, z którym rozmawialiśmy po ogłoszeniu wyników finansowych Embraera. - Będzie to mój drugi raz w Polsce. Moją misją jest, by w rozmowach z zainteresowanymi stronami wzmocnić argumenty, które przemawiają za partnerstwem z Embraerem. Myślę, że byłoby ono korzystne. LOT był naszym pierwszym klientem na samoloty z rodziny E1-Jet w 2004 r. - przypomina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Zdajemy sobie sprawę, że polityka może mieć wpływ na decyzje, jakie zostaną podjęte. Dlatego posługujemy się argumentami, które powinny przemawiać nie tylko na naszą korzyść, ale i na korzyść Polski. Wierzę, że dalsza współpraca to może być win-win na długie lata - przekonuje prezes Embraera.
Wielka gra o 84 samoloty regionalne dla LOT-u
Polskie Linie Lotnicze LOT stoją przed wyborem 84 samolotów, które mają odświeżyć i rozszerzyć ich flotę. Obecnie w barwach narodowego przewoźnika latają samoloty Boeinga (z rodziny 737 oraz B787 Dreamliner) oraz właśnie Embraera. Sezonowo LOT leasingował w niedalekiej przeszłości jednego Airbusa A3300-900neo od linii Air Belgium.
- LOT ma już doświadczenie w operowaniu samolotami Embraera. Wie, jak je serwisować i ma z nami długą relację. Od ubiegłego roku korzysta już z trzech nowych samolotów E195-E2, więc ma okazję je przetestować. Wyliczyliśmy, że w perspektywie 15 lat użytkowania flota naszych samolotów da LOT-owi prawie 1 mld dol. oszczędności w porównaniu z samolotem konkurenta, w tym uwzględniając m.in. koszty eksploatacji, serwisowania, wyszkolenia wszystkich pilotów oraz mechaników lotniczych - przekonuje CEO Embraera.
Pytamy go o plany zwiększenia obecności Embraera w Polsce. - Ważne części do naszych samolotów już dziś są produkowane w Polsce. To na przykład APU. To także ważne komponenty silników Pratt&Whitney produkowane w waszym kraju. Do tego fotele Recaro. W Europie z kolei produkowane są skrzydła do naszych samolotów E2. Łącznie 30 proc. elementów naszych samolotów pochodzi z Europy - dodaje.
Zarówno w kontekście Airbusa, jak i Embraera, gra toczy się również o zamówienie dla wojska. Chodzi o wielozadaniowy samolot, mogący wykonywać zadania tankowania w powietrzu i transportowe. O tym, że w tym zakresie trwają analizy, informowaliśmy już w sierpniu 2024 r.
Według "Le Monde" oferta Airbusa ma obejmować samoloty A330 MRTT, transportowce wielozadaniowe A400M Atlas oraz helikoptery H145. Z kolei Embraer chce zainteresować polski rząd wielozadaniowym samolotem KC-390 Millennium.
- Nasz samolot wszedł do eksploatacji w 2019 r. To nowoczesna konstrukcja napędzana silnikami odrzutowymi, nie turbośmigłowymi, jak u konkurenta. Jednego samolotu można używać do gaszenia pożarów, tankowania w powietrzu lub misji humanitarnych. Od jednego do drugiego rodzaju misji można go przekonfigurować w ciągu dwóch-trzech godzin. Samoloty te wybierane są w krajach Europy i NATO. Zamówiły je już m.in. Portugalia, Węgry, Holandia, Austria, Czechy, a ostatnio również Szwecja i Słowacja - mówi Gomes Neto.
Z dużej chmury mały deszcz? Analizy trwają, rozstrzygnięć brak
Jak dowiaduje się money.pl, zapowiedź wizyty szefa Airbusa w Polsce to bardziej element taktyki negocjacyjnej obu producentów niż zapowiedź wielkich umów w najbliższych dniach.
- Dotychczas nie zapadły żadne rozstrzygnięcia w kwestii wyboru samolotów floty regionalnej. Proces cały czas trwa - mówi money.pl Krzysztof Moczulski, rzecznik prasowy PLL LOT.
"Polska rozważa przyspieszenie uzyskiwania zdolności do tankowania powietrznego. Jesteśmy zainteresowani pozyskaniem samolotów zdolnych zarówno do pełnienia roli powietrznego tankowca oraz samolotu transportowego (program Karkonosze). Nie zapadły żadne decyzje w sprawie pozyskania samolotu w ramach tego programu" - informuje money.pl Centrum Operacyjne Ministra Obrony Narodowej.
Wraca temat udziałów Polski w Airbusie. Odgrzewany kotlet?
Francuska prasa kolejny raz "odgrzała" też temat rzekomego objęcia przez Polskę udziałów w Airbusie. Według informacji "Le Monde" polski premier chętnie patrzy na kupno udziałów tego europejskiego koncernu, dołączając tym samym do trzech państw założycielskich: Francji (10,83 proc. akcji), Niemiec (10,82 proc.) i Hiszpanii (4,1 proc.).
Nie możemy odnieść się do potencjalnych planów wizyty w Polsce, ponieważ Airbus nie komentuje kalendarza spotkań zarządu, a ze względu na poufny charakter rozmów z naszymi partnerami nie możemy komentować ich treści. Airbus nie komentuje doniesień prasowych o tym, że Polska chciałaby zostać partnerem bądź udziałowcem Airbusa. Jesteśmy zdeterminowani, aby rozwijać istniejące partnerstwo, które wspiera wzrost gospodarczy kraju i jest zgodne z celami strategicznymi Polski - poinformowało biuro prasowe Airbusa w Tuluzie w odpowiedzi na pytania money.pl.
Temat udziałów Airbusa w polskich rękach wypłynął po raz pierwszy dekadę temu, gdy koncern ten uczestniczył w dwóch przetargach dla polskiej armii - na 70 śmigłowców wielozadaniowych i kolejne 30 śmigłowców bojowych. Już w grudniu 2013 r. spekulowano, że w polskie ręce może trafić 1-2 proc. udziałów w Airbusie.
Jak pisał serwis Forsal.pl we wrześniu 2014 r., "gorące nastroje w tej sprawie chłodzi jednak wiceprezes koncernu Fabrice Lievin, który podkreśla, że ścisła współpraca i wspólne inwestycje nie muszą wcale wiązać się z kupnem udziałów w grupie". Dodawał wówczas, że "choć kupno udziałów w Airbus Group mogłoby być swoistym symbolem owocnej współpracy koncernu z Polską, to jednak nigdy nie będzie jej sednem".
Na wolnym rynku jest 73,7 proc. akcji Airbusa. Pozostałe są w rękach spółek reprezentujących rządy Francji, Niemiec i Hiszpanii. Należą do nich odpowiednio - 10,8 proc., 10,8 proc., 4,1 proc. udziałów. Ostatnie 0,5 proc. to akcje własne (treasury shares). Jedna akcja koncernu wyceniana jest dziś na giełdzie na około 165 euro. Zatem za 5 proc. akcji trzeba by było zapłacić 6,5 mld euro, czyli około 29 mld zł.
"Brzmi dumnie, ale w istocie byłoby to utopienie 29 mld zł za bilet w klasie ekonomicznej - bez żadnych przywilejów i wpływu na decyzje, podczas gdy stery niezmiennie trzymałaby francusko-niemiecka para pilotów" - ocenił we wpisie na platformie X Maciej Wilk, były członek zarządu ds. operacyjnych Polskich Linii Lotniczych LOT, obecnie CEO kanadyjskich linii lotniczych Flair i prezes stowarzyszenia Tak dla CPK.
Już w 2024 r. przedstawiciele Airbusa w nieoficjalnych rozmowach z nami podkreślali, że koncern milczy ws. udziałów dlatego, że tematu udziałów Polski w Airbusie nie ma na agendzie w Tuluzie. Wysoki rangą menedżer powiedział wówczas money.pl, że posiadanie udziałów lub ich brak "to nie jest aspekt, który decydowałby o obecności Airbusa w Polsce". Dowodem ma być Wielka Brytania, która udziały w Airbusie sprzedała, a nadal jest jednym z głównych dostawców i partnerów koncernu.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl