"Manipulacja" - to jedno słowo najlepiej opisuje, kampanię, którą w ostatnim czasie prowadzą polskie spółki energetyczne. Z billboardów i reklam w mediach Polacy mają dowiedzieć się, że za 60 proc. średniej ceny prądu odpowiadają koszty uprawnień do emisji CO2 wynikające z polityki klimatycznej Unii Europejskiej.
Jak pisaliśmy w money.pl, na billboardach znajduje się informacja o "kosztach produkcji energii", a to nie jest równoznaczne z tym, co ostatecznie Polacy widzą na rachunkach. Osoba niezorientowana w temacie może więc łatwo dojść do wniosku, że opłata klimatyczna odpowiada za 60 proc. naszych wyższych rachunków.
Aktywiści przerobili olbrzymi billboard z żarówką
Zareagować postanowili aktywiści klimatyczni, którzy przerobili billboard stojący przy Dworcu Centralnym w Warszawie. Można teraz zobaczyć tam hasło: "Polskie elektrownie manipulują, Węgiel = droga energia, wysokie ceny". Słowo "węgiel" zastąpiło więc "politykę klimatyczną UE".
– Koncerny energetyczne przygotowały karygodną kampanię, której celem jest szkalowanie polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Ta kampania, za którą zapłacono aż 12 mln zł, ma odwrócić uwagę od błędów i zaniechań rządu i spółek energetycznych w temacie transformacji energetycznej, a winą obarczyć UE. W rzeczywistości to obstawanie przy energetyce węglowej powoduje konieczność ponoszenia opłat za emisje CO2. Gdyby energia pochodziła z odnawialnych źródeł energii, koszty emisji nie odgrywałyby żadnego znaczenia – powiedziała Joanna Flisowska, szefowa działu klimat i energia w Greenpeace.
Piotr Wójcik, analityk rynku energetycznego w Greenpeace, podkreślił, że największy producent energii w Polsce – koncern PGE - w ostatnich latach przeznaczał rocznie zaledwie 3,5 proc. nakładów inwestycyjnych na zieloną energię. - Teraz z kolei wydawane są miliony, by za wieloletnie zaniedbania zrzucić winę na politykę klimatyczną. Mamy pogłębiający się kryzys klimatyczny, odejście od węgla do 2030 roku i rozwój odnawialnych źródeł energii leży w interesie nas wszystkich. Koncerny energetyczne muszą wreszcie wziąć odpowiedzialność za własne błędy - zaznaczył.
Drogi prąd w Polsce. Czyja to wina?
Komisja Europejska i niezależni eksperci zwracają uwagę, że kampania, której jesteśmy świadkami, to "przekazowa manipulacja".
Prawdą jest bowiem, że polityka klimatyczna UE przekłada się na 60 proc. kosztów związanych z wytworzeniem energii. Jednak na rachunku za prąd, który wszyscy dostajemy, opłata ta stanowi ok. 20 proc. ceny. Dodatkowo na plakatach nie wspomina się, że wszystkie te pieniądze nie trafiają do brukselskiej kasy, tylko do polskiego budżetu. Z tych środków właśnie powinny być finansowane inwestycje w dekarbonizację polskiej energetyki, co przełożyłoby się na niższy udział ETS (system handlu uprawnieniami do emisji CO2) w cenach prądu, a w konsekwencji — niższe rachunki. Tej informacji również na plakatach brakuje.
Jak powiedziała w rozmowie z money.pl Anna Mierzyńska, ekspertka ds. marketingu sektora publicznego, w całej kampanii chodzi tylko i wyłącznie o to, żeby znaleźć i wskazać odpowiedzialnego za wysokie ceny energii. - Porażające jest, że TGPE twierdzi, iż prowadzi kampanię edukacyjno-informacyjną. Tymczasem mamy do czynienia ze zwykłą antyunijną, dezinformacyjną kampanią propagandową i nie można tego nazwać ani edukacją, ani informacją. Gdyby twórcy kampanii chcieli edukować, to wyjaśniliby Polakom, o co chodzi w opłacie klimatycznej UE i całej unijnej polityce klimatycznej. Gdyby chcieli edukować, to dodaliby, że dochody z ETS trafiają do budżetu państwa. To byłaby prawdziwa edukacja — zaznaczyła.