Sprawa długu publicznego wraca co jakiś czas jak bumerang. Z jednej strony słychać ostrzeżenia ekonomistów, z drugiej bagatelizowanie problemu i argumenty mówiące, że i tak poziom zadłużenia jest niższy niż w wielu krajach UE.
Dług może przebić kolejną barierę. Alarm ekspertów
Sytuacja będzie szybko zmieniać się na niekorzyść Polski. Już w ciągu trzech lat możemy przebić poziom 60 proc. PKB, (mówimy o długu liczonym według kryteriów unijnych), a w ciągu dekady przebić kolejny poziom 70 proc. PKB. Zejście z tej ścieżki nie będzie łatwe. To główne wnioski z najnowszej publikacji "Zagrożenia nadmiernego długu publicznego" autorstwa ekonomistów: Sławomira Dudka, Ludwika Koteckiego i Marty Petki-Zagajewskiej. Premiera raportu to wydarzenie towarzyszące Europejskiemu Kongresowi Finansowemu w Sopocie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Sam poziom długu jak dotąd nie jest dla nas zagrożeniem. W zeszłym roku nie przekroczył 50 proc. PKB, ale stało się tak m.in. dzięki wysokiej inflacji, która podbiła PKB. Na pewno zagrożenia są przed nami w perspektywie średnioterminowej - podkreśla współautor raportu Sławomir Dudek. Wzrost długu to efekt nadmiernego deficytu, który jest, i jak wskazują prognozy, będzie na wysokim poziomie. A deficyt to skutek z jednej strony rosnących wydatków na obronność, na tarcze energetyczne czy 800 plus, a z drugiej - kłopotów z dochodami.
Luka w VAT rośnie
Autorzy zwracają uwagę, że po latach znacząco wzrosła luka w VAT, czyli różnica między faktycznie pobranym podatkiem a tym, jaki powinien wpłynąć do budżetu. "W ciągu dwóch lat luka VAT wzrosła o ponad 40 mld zł, co oznacza trwałe pogorszenie strony dochodowej budżetu państwa. Na jednym silniku trudniej będzie stabilizować finanse publiczne "- czytamy w raporcie.
Deficyt w ubiegłym roku wyniósł 5,1 proc., a choć w kolejnych latach powinien spadać, to nie będzie to znacząca zmiana. Według scenariusza bazowego Komisji Europejskiej deficyt strukturalny w kolejnych pięciu latach wyniesie ok. 5 proc. PKB, a według scenariusza Międzynarodowego Funduszu Walutowego 4,3 proc. PKB. To będzie miało dwie konsekwencje: po pierwsze pewne jest otwarcie wobec Polski procedury nadmiernego deficytu przez Brukselę, po drugie dług publiczny będzie rósł nie tylko nominalnie, ale także, co gorsza, w relacji do PKB.
Limit 60 proc. się zbliża
Najważniejsza konkluzja raportu jest taka, że zadłużenie, które może się okazać nadmierne, będzie rosło z roku na rok i nie widać sił, które mogłyby zatrzymać ten wzrost. To powoduje, że coraz bardziej się zbliżamy do granicy 60 proc. PKB i siła bezwładności nas przez tę granicę przepchnie - podkreśla Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej.
Poziom 60 proc. jest barierą psychologiczną, ale także faktyczną i to z dwóch powodów. Polska Konstytucja zabrania przekroczenia takiego poziomu długu. Wprawdzie autorzy raportu piszą o relacji długu publicznego do PKB liczonego metodą unijną, a dług liczony według polskiej metodologii jest dużo niższy, ale jest tak dlatego, że spora jego część jest emitowana poza budżetem. Dzieje się tak właśnie po to, by nie przekroczyć konstytucyjnej bariery.
Ta "podwójna księgowość" długu to jedna z najmocniej krytykowanych przez ekonomistów cech polskich finansów publicznych. Rząd - poprzedni i obecny - zapowiadał konsolidację finansów i ujednolicenie definicji długu. Jeśli jednak faktycznie przebije on 60 proc., to taki scenariusz nie zostanie zrealizowany, bo naraziłby ministra finansów na Trybunał Stanu.
Nie wyrośniemy z długu
Sławomir Dudek podkreśla, że prognozy KE czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego wskazują, że polski dług jest na silnej ścieżce wzrostowej i zgodnie z ostrzegawczym scenariuszem KE w ciągu 10 lat może przebić 80 proc. PKB. Będziemy wówczas wśród 9 krajów UE z najwyższym zadłużeniem w relacji do PKB. Nawet bazowy scenariusz KE mówi o osiągnięciu poziomu ponad 70 proc. długu do PKB.
- To także nowa sytuacja w realiach unijnych, ponieważ kraje z długiem powyżej tej granicy są bardziej restrykcyjnie traktowane w ramach procedury nadmiernego deficytu. Na pewno trzeba coś zrobić, by deficyty w kolejnych latach były niższe i dług nie przyrastał tak szybko - podkreśla Ludwik Kotecki.
Odpowiedź na pytanie, co zrobić, będzie jednak trudna. Po pierwsze nie ma racji bytu dotychczasowa strategia wyrastania z długu. Była ona stosowana zarówno przez Jacka Rostowskiego i Mateusza Szczurka - ministrów finansów w czasach rządów PO-PSL, jak i przez Mateusza Morawieckiego. Ponieważ podstawą do oceny stanu zadłużenia jest relacja długu do PKB, to dopóki PKB rośnie szybciej niż dług, taka relacja będzie się kurczyć.
Mówimy tu o nominalnym PKB, które jest efektem wzrostu gospodarczego, ale także inflacji. Silny skok mieliśmy w poprzedniej dekadzie i wówczas za rządów PO-PSL, jak i PiS relacja długu do PKB spadała z tego powodu. Z kolei w ostatnich latach dług był poniżej 50 proc. PKB z powodu wysokiej inflacji.
Inflacja spada i choć nie będzie jeszcze w celu przez najbliższe lata, to jej poziom będzie znacząco niższy niż do tej pory. Z drugiej strony ekonomiści zauważają, że choć wzrost PKB odbija, to nie wróci już raczej do poziomów z zeszłej dekady, czyli w okolice 5 proc.
Rafał Benecki główny ekonomista ING BSK wylicza kilka powodów. Pierwszy to rynek pracy, którego prężny rozwój napędził wzrost gospodarczy.
- Jeśli nie uzupełnimy rynku pracy migracją, to trudno będzie podnosić zatrudnienie, więc znika ten motor wzrostu. Kolejna kwestia to kłopot ze wzrostem produktywności, żeby ta się podnosiła biznes musi inwestować - podkreśla ekonomista a widać, że są z tym kłopoty. Do tego dochodzi zadyszka w niemieckiej gospodarce, z którą kooperujemy, czy fakt, że wzmocniony złoty nie ułatwia życia naszym eksporterom. Widać, że nawet jeśli polska gospodarka będzie rosła, to będzie to znacznie mniej skuteczne w zmniejszaniu czy spowalnianiu wzrostu długu do PKB niż do tej pory.
Deficyt do redukcji
W takim przypadku podstawą bronią rządzących powinna być redukcja deficytu w finansach publicznych. - By uniknąć takiego scenariusza, nie możemy utrzymywać tak wysokiego poziomu deficytu nawet z wydatkami obronnymi, choć Komisja Europejska ma brać poprawkę na nie przy ocenie deficytu. Przy deficycie 4-5 proc. dług wzrośnie do poziomu między 70 a 80 proc. - zaznacza Sławomir Dudek.
Pytanie, jak zmniejszać deficyt, może być w kolejnych latach jednym z najważniejszych dylematów dla rządzących. - Nie trzeba tylko reagować cięciami. Można także poszukać nowych dochodów. Na pewno wchodzimy w rzeczywistość, która jest gorsza niż obecna. Pamiętajmy, że gospodarka ma olbrzymie potrzeby finansowe związane z obronnością, transformacją energetyczną oraz demografią. To będzie wymagać dodatkowych nakładów, a nie można mieć wszystkiego na raz. Trzeba sobie ustawić priorytety i zdecydować czy chcemy przekroczyć 60 proc. - podkreśla Ludwik Kotecki.
Trzymanie długu w relacji do PKB w ryzach ma się nie tylko opłacać ze względu na mniej restrykcyjne podejście Brukseli, ale także ze względu na oszczędności. Autorzy opisywanej analizy przypominają, że koszty obsługi zadłużenia wzrosły z 1,5 proc. PKB w 2021 r. do 2,1 proc. w ubiegłym, a w tym zbliżą się do 2,5 proc. Jeśli relacja długu będzie nadal rosła, to należy liczyć się ze scenariuszem, w którym koszty obsługi długu przebiją 3 proc. i zbliżą się do 4 proc. PKB. A 1 proc. PKB to dziś niemal 40 mld zł - suma bliska tej, jaką przed waloryzacją wydawano na świadczenie 500 plus.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl