Idea dolaryzacji nie jest nowością w Argentynie, gdzie rządy notorycznie drukowały pieniądze, by pokryć wydatki budżetowe, co z kolei napędzało inflację, która przekroczyła niedawno 140 proc. w ujęciu rocznym - komentuje ekspert ds. Ameryki Łacińskiej w londyńskim think tanku dr Carlos Solar. Komentatorzy zwracają uwagę, że dolaryzacja została już wypróbowana w szeregu państw – w tym w Ekwadorze, Panamie czy Zimbabwe - ale nigdy w gospodarce tak dużej, jak argentyńska.
Dolaryzacja, to przyjęcie dolara jako oficjalnego środka płatniczego i jednostki rozliczeniowej. Pełna dolaryzacja oznacza, że wszystkie pieniądze w lokalnym obiegu są wymieniane na dolary, a wszystkie aktywa i kontrakty są przeliczane na amerykańską walutę. Kraj może podjąć decyzję o dolaryzacji jednostronnie, bez konsultacji z USA – zaznaczyła agencja Bloomberga.
Kraje, które się zdolaryzowały, takie jak Panama, Ekwador czy Salwador, wiele ze swoich oszczędności, rezerw, depozytów, papierów wartościowych, płatności mają w dolarach. Rządy, a szczególnie banki, mogą poprosić amerykański Fed i Departament Skarbu (ministerstwo finansów) o gotówkę i wprowadzić ją do gospodarki – wyjaśnia dr Solar.
- Prywatne banki mają góry fizycznych dolarów. Korzystają też na tym, że obywatele danego kraju rozliczają się w dolarach i, powiedzmy, lokalne firmy otrzymują zapłatę w dolarach za eksport. Fed może wysyłać USD za granicę. Napływające do kraju pieniądze trafiają do banków i z powrotem do gospodarki poprzez pożyczki zaciągane przez ludzi, za które naliczają odsetki, czy też poprzez bankomaty – dodaje analityk.
Pomyślmy też o turystach przywożących dolary i płacących nimi za usługi. Te dolary zostają w kraju. Przekazy pieniężne od krewnych za granicą też wprowadzają pieniądze do tych gospodarek – zwraca uwagę Solar.
Akt politycznej kapitulacji
Według Bloomberga dolaryzacja to po części akt politycznej kapitulacji, który odzwierciedla brak ufności w to, że wybrani i mianowani urzędnicy są w stanie prowadzić stabilną politykę fiskalną.
Podejmując taką decyzję, kraj pozbawia się narzędzi polityki monetarnej, pozostawiając ją w rękach Fed, która kieruje się dobrem gospodarki USA, a nie Argentyny, Ekwadoru czy Zimbabwe.
Eliminuje to natomiast ryzyko gwałtownego spadku kursu lokalnej waluty, co uspokaja inwestorów i zmniejsza koszty międzynarodowych pożyczek.
Droga Ekwadoru
Ekwador w 2000 roku zastąpił dolarem swoją dotychczasową walutę, sucre. Nastąpiło to po 10 latach średniej rocznej inflacji na poziomie 40 proc. Po dolaryzacji ceny początkowo wzrosły, ale wkrótce inflacja została prawie zatrzymana, a sytuacja finansowa ustabilizowała się. Nie przyniosło to jednak boomu gospodarczego – podkreśla Bloomberg.
- Gdy nie masz własnej waluty i używasz dolara, a jesteś Ekwadorem, nie możesz drukować dolarów. Więc, by zdobyć więcej dolarów, musisz sprzedać do USA więcej bananów czy czekolady (…), albo musisz sprzedawać więcej ropy, niż tego, co importujesz. Więc musisz utrzymywać dodatnie saldo handlu międzynarodowego, by otrzymywać więcej dolarów niż wydajesz, by gospodarka mogła rosnąć i miała płynność dolarową – wyjaśnił w wywiadzie z radiem NPR ekonomista z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles Sebastian Edwards.
Dodał, że większość ludzi, z którymi w Ekwadorze rozmawiał, nie chciałaby powrotu do sucre.
Człowiek z piłą mechaniczną
Milei, ekonomista o poglądach skrajnie liberalnych, oceniał w kampanii, że wartość argentyńskiego peso "topnieje jak lód na Saharze". Komentatorzy przypominają, że w latach 90. ówczesny prawicowy prezydent Argentyny Carlos Menem również zapowiadał pełną dolaryzację, a władze na sztywno powiązały kurs peso z dolarem, by powstrzymać inflację. Ostatecznie polityka ta zakończyła się niepowodzeniem.
Natychmiastowa dolaryzacja nie nastąpi, przynajmniej w pierwszych miesiącach rządów Mileia. Zamiast tego wprowadzi mechanizm kursu wymiany, by skompensować plany walki z inflacją, zanim pokażą się pierwsze rezultaty – przewiduje Solar. Jego zdaniem prezydent wybierze na początku dwuwalutową politykę gospodarczą.
- Chce zakończyć rok 2024 z pewną równowagą budżetową, obniżając (wydatki) o około 15 proc. PKB. Choć jego plany są niespotykane w Argentynie, nie może nie być pragmatyczny. Ustawił poprzeczkę bardzo wysoko, obiecując wzrost gospodarczy, podniesienie płac i zmniejszenie stopy ubóstwa. Będzie zaciekły opór ze strony lewicowych polityków i związków zawodowych w branżach, które chce sprywatyzować – prognozuje analityk RUSI.