Jeszcze parę miesięcy temu były ostrzeżenia i groźby, teraz jest pozew przed sądem arbitrażowym i konkretne żądania. Australijska spółka Prairie Mining, będąca operatorem dwóch kopalń w Polsce - Jan Karski oraz Dębieńsko - domaga się 806 mln funtów, czyli około 4,2 mld zł zadośćuczynienia.
Prairie twierdzi, że Polska naruszyła swoje zobowiązania wynikające z traktatów poprzez działania mające na celu zablokowanie rozwoju należących do spółki kopalń w Polsce, a działania te pozbawiły ją całej wartości inwestycji w naszym kraju.
- Sąd arbitrażowy rozstrzygnie, kto ma rację, ale obawiam się, że polska strona nie jest bez winy. Nie potraktowali poważnie tego inwestora - zauważa w rozmowie z money.pl Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka. - Spółka Prairie Mining zainwestowała duże pieniądze w rozbudowę kopalni w Polsce. Państwo ma obowiązek równego traktowania firm zagranicznych z krajowymi. Do tego zobowiązują nas traktaty - komentuje.
Przypomnijmy, że Prairie Minig opiera swoje zarzuty na podstawie zarówno Traktatu Karty Energetycznej, jak i umowy o wspieraniu i wzajemnej ochronie inwestycji Australia-Polska.
Formalnie międzynarodowe postępowanie arbitrażowe przeciwko Polsce rozpoczęło się we wrześniu 2020 roku. Jednak australijski operator wciąż miał nadzieję na porozumienie.
Szef Prairie w rozmowie z money.pl sugerował, że pozostaje otwarty i ma nadzieję, że spór z polskim rządem zostanie polubownie rozwiązany. Przyznawał jednak, że komunikacja z władzami jest bardzo trudna.
- To niestety konsekwencja stosunku polskich władz do inwestorów zagranicznych. Z jednej strony zależy nam na bezpośrednich inwestycjach, z drugiej zauważalna jest niechęć w związku z zagranicznymi inwestycjami, zwłaszcza we wszelkie złoża i kopaliny - komentuje Janusz Steinhoff.
Jak zaznacza, podobne spory z inwestorami zagranicznymi mieliśmy już choćby w sprawie miedzi. Do tego trudno pominąć ostatni międzynarodowy kryzys w sprawie kopalni Turów.
- To niepoważne podejście. O takich zagrożeniach powinien informować MSZ, a rolą MAP jest negocjowanie tych spraw, nim dojdzie do eskalacji. To ewidentne zaniedbania i błędy - również w dyplomacji - jak choćby w kwestii wypowiedzi premiera Morawieckiego w sprawie kroplani Turów. Sami zapędzamy się do narożnika - stwierdza były wicepremier.
Jak podkreśla, takie incydenty rzucają złe światło na Polskę i mogą prowadzić do kolejnych kryzysów tego typu. - Sam fakt, że mamy tak dużo sporów, nie wynika z tego, że ten rząd chroni lepiej polską gospodarkę niż poprzednie. Jest wręcz przeciwnie - chroni ją znacznie gorzej - ocenia Steinhoff. - Nigdy nie mieliśmy tylu konfliktów! - kwituje.