Nie ma wątpliwości, że hurtowe ceny energii w Polsce należą do najwyższych w Europie. Według danych Polityki Insight tylko w lipcu wyniosły 109 euro za MWh. Mimo że były o 6 proc. niższe niż rok wcześniej, to jednocześnie przewyższały dwukrotnie ceny we Francji, nie mówiąc już o krajach Skandynawii. Polska średnia z ostatnich siedmiu miesięcy (wynosząca 90 euro za MWh) była trzecią najwyższą ceną wśród państw UE - po Włoszech i Irlandii - co opisywaliśmy w money.pl.
Wysokie ceny energii to woda na młyn dla opozycji i eurosceptyków, którzy dziś wytykają rządowi złe decyzje i zaniedbania, równolegle przypisując winę za rosnące rachunki zielonej transformacji i działaniom Unii Europejskiej.
"Ekstra premia dla zielonych lobbystów z kieszeni upadającego przemysłu. Koniunktura siada, na horyzoncie światowy kryzys, a rząd na polecenie zielonych spekulantów dobija polskie firmy" - bije na alarm europoseł PiS, wcześniej prezes Orlenu, Daniel Obajtek.
Politycy PiS od miesięcy jak mantrę powtarzają tezy o "nieudolności rządu koalicji" w walce z wysokimi cenami energii. Janusz Kowalski wprost stwierdza, że "wszyscy Polacy będą mieć wyższe ceny energii elektrycznej za sprawą Donalda Tuska i Pauliny Hennig-Kloski (minister klimatu i środowiska - przyp. red.)".
Politycy koalicji rządzącej nie pozostają dłużni, przypominając, że to rząd PiS sparaliżował na lata lądową energetykę wiatrową oraz inwestował pieniądze w nowe bloki węglowe, jak choćby w przypadku elektrowni w Ostrołęce.
Awantura o ceny energii w Polsce rozkręca się, a czas goni. Bez inwestycji i skutecznych rozwiązań nasze zaległości energetyczne będą ciążyć coraz bardziej, a koszty wytwarzania energii, a więc także ceny prądu, będą rosły - alarmują eksperci.
Wieloletnie zaniedbania
Czynników, które wpływają na hurtowe ceny energii w Polsce, jest wiele. Do ich wzrostu przyczyniła się inwazja na Ukrainę i odejście od tanich węglowodorów z Rosji, rosnące koszty emisji, zmiany dostawców gazu ziemnego czy coraz mniej efektywne wydobycie węgla w Polsce. Jednak podstawowym elementem, który powoduje, że Polska znalazła się w czołówce krajów o najwyższych cenach energii, są koszty jej wytwarzania.
Przyczyny wynikają ze struktury miksu energetycznego. Mamy wiele zaszłości, które dziś są obciążeniem. Odejście od węgla, choć zajmuje nam dużo czasu, postępuje. Coraz mniej powinniśmy więc płacić za drogi węgiel i za uprawnienia do emisji. Problem polega na tym, że tempo tej transformacji jest niewystarczające - twierdzi w rozmowie z money.pl Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energii Odnawialnej.
Nasz miks energetyczny w dalszym ciągu opiera się głównie na węglu. W ubiegłym roku jego udział wyniósł 60,5 proc. Tymczasem koszt wytworzenia 1 MWh z węgla kosztuje ponad 700 zł i z roku na rok rośnie. Im dłużej węgiel stanowi dominujący składnik naszego koszyka, tym więcej kosztuje nas wytwarzanie prądu.
Dla porównania, energia z lądowych farm wiatrowych potrafi kosztować od 103 do 323 zł za 1 MWh - wynika z wyliczeń firmy Lazard. Praca morskich turbin to 310 do 604 zł, a fotowoltaiczne źródła generują koszt od 103 do 414 zł. Co warto podkreślić, te koszty w przypadku odnawialnych źródeł energii (OZE) z roku na rok się zmniejszają, a wynikające ze spalania kopalin - rosną.
Jak przypomina ekspert ds. energetyki Jakub Wiech, wskazując na prognozy Międzynarodowej Agencji Energetycznej, już w przyszłym roku energetyka odnawialna będzie największym producentem prądu w skali całego świata.
- Najtańsza energia pochodzi z OZE, przede wszystkim ze słońca i wiatru - mówi nam Grzegorz Wiśniewski.
Polska zobowiązała się w ramach działań unijnych do 2050 r. zredukować emisję i przebudować swój miks energetyczny. Jak przypomina Polski Instytut Ekonomiczny, w 2030 r. udział OZE w końcowym zużyciu energii brutto wyniesie 29,8 proc., a w przypadku elektroenergetyki przekroczy 50 proc.
Ma się to przełożyć na spadek emisji o 35 proc. w stosunku do 1990 r. To o tyle istotne, że Polska zajmuje ostatnie miejsce wśród krajów Europy pod względem emisji na poziomie 248 g CO2/kWh. Dla porównania, Francja emituje 53 proc. mniej niż my.
Konieczne szybkie inwestycje
Wraz z rosnącym udziałem OZE cena energii spada. Najniższe w UE ceny notowane są w Norwegii i Szwecji (32 do 39 euro), gdzie istotną część stanowią elektrownie wodne i szczytowo-pompowe. Francja opiera swój potencjał na atomie i OZE, a Hiszpanie posiadają w miksie aż 70 proc. odnawialnych źródeł.
W najbliższych latach Polska rozpocznie proces wyłączania starych bloków węglowych, w tym również kluczowej dla stabilności polskiego systemu elektroenergetycznego elektrowni Bełchatów. To oznacza, że około 5 GW mocy znikanie z naszego systemu. Ma to nastąpić w 2036 r. Utracone moce ma zastąpić atom, ale na tym polu wciąż mamy problem.
Państwowa spółka PGE Energia Jądrowa 1, która miała przygotować inwestycję w pierwszą polską elektrownię jądrową, powołana została w 2010 r. Dziś rząd liczy na to, że pierwszy blok jądrowy uda się uruchomić za ponad dekadę, w 2035 r.
Jak podkreślał w rozmowie z money.pl dr Kamil Lipiński z PIE, "każde opóźnienia lub zaniechania rozwoju niskoemisyjnych źródeł to w perspektywie 2060 r. ponad 18 proc. wyższe koszty - dodatkowe 330 mld zł, czyli 9 mld zł rocznie - i ponad dwukrotnie wyższe ceny energii na rynku".
By tego uniknąć, musimy zbudować do 2030 r. potencjał co najmniej 10 GW w fotowoltaice i 14 GW w morskiej i lądowej energetyce wiatrowej. To oznacza podwojenie obecnych mocy.
- Mamy bardzo dobre wyniki w rozwoju zwłaszcza fotowoltaiki, jesteśmy na trzecim miejscu w Europie i piątym na świecie pod względem wytarzania energii ze słońca na jednego mieszkańca. Wciąż jednak musimy rozwinąć energetykę wiatrową i rozwiązać kwestię magazynowania taniej energii - zaznacza Wiśniewski.
Faktycznie rozwój fotowoltaiki w Polsce do tej pory był bardzo dynamiczny. Wspólne Centrum Badawcze Komisji Europejskiej oszacowało całkowity potencjał OZE Polski w 2023 r. na 1265 TWh rocznie. Większość, bo 65 proc. potencjału, stanowiła fotowoltaika, której roczny potencjał generacji został oszacowany na 816 TWh, drugie miejsce zajmował wiatr.
Problem w tym, że przez lata energetyka wiatrowa rozwijała się głównie na morzu, gdyż decyzją rządu PiS straciła jeden ze swoich potencjałów, jakim były elektrownie lądowe. Ich rozwój zamroziła wprowadzona w maju 2016 r. ustawa antywiatrakowa. Kamyczkiem do ogródka dla ekipy Donalda Tuska jest fakt, że, mimo obietnic i zapowiedzi, ustawa odmrażająca wiatraki wciąż nie powstała. Planowany termin przyjęcia projektu przez Radę Ministrów to III kwartał 2024 r.
- Energetyka wiatrowa to nie tylko nasza niezależność energetyczna i bezpieczeństwo, ale też najtańszy prąd - jej koszt wytworzenia jest 3-3,5-krotnie niższy niż z paliw kopalnych - podkreśla Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW). Z szacunków PSEW wynika, że sama zmiana odległości minimalnej w ustawie z 700 na 500 metrów uwolni potencjał wiatru na poziomie ok. 41 GW do 2040 r.
Miliardy na transformację z UE
Polska dzięki obecności w UE nie musi ponosić kosztów transformacji sama. Co więcej, nasz kraj ma największy udział w przyznanych na ten cel środkach unijnych. Z puli 110 mld euro dla wszystkich krajów członkowskich pieniądze dla Polski będą blisko o 17 mld euro większe od kolejnych największych beneficjentów.
Podczas gdy do nas do 2027 r. z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego (EFRR), Funduszu Spójności (FS) i Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (FST) trafić ma 26,6 mld euro, to dla przykładu Włochy otrzymają 9,8 mld euro, a Hiszpania 9,7 mld euro.
Tym samym do naszego kraju trafią pięciokrotnie wyższe środki niż do Niemiec i siedmiokrotnie większe niż do Francji.
To jednak nie przemawia do krytyków UE, którzy podnoszą kwestię opłat w ramach ETS i nowego mechanizmu ETS-2, który ma dopiero wejść w życie. Trzeba pamiętać, że pieniądze te trafiają do krajowego funduszu modernizacyjnego. Mają służyć inwestycjom w transformację. - Problem tym, że przez lata, zwłaszcza za rządów PiS, były nieefektywnie wydawane. Służyły dopłatom do cen energii, a więc powodowały wzrost emisji i większe zużycie energii - stwierdza Grzegorz Wiśniewski.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl