Jak pisze "Puls Biznesu" władze gminy podsuwają inwestorom umowy w kórych zapisane jest myto za dowóz materiałów budowanych. Teoretycznie jest to opłata za przejazd pojazdu o tonażu większym niż dopuszczalny na danym odcinku.
Cena to 10 tys. zł za dowożenie materiałów na każdy stawiany budynek. Trzeba ją zapłacić niezależnie od tego, czy droga doznała jakiegoś uszczerbku czy nie.
Inwestorzy nie kryją oburzenia, niektórzy rozważają walkę w sądzie o odzyskanie "haraczu" - pisze "PB".
Gazeta jest w posiadaniu umowy jednego z inwestorów z gminą. Przedsiębiorca oświadcza jakie auta (chodzi o tonaż) i kiedy będą do niego dojeżdżać, gmina się na to zgadza. Ale jednosczęnie zakłąda, że droga zostanie zniszczona. Inwestor ma więc na bieżąco naprawiać drogę a jednocześnie dopłacić 20 tysięcy złotych.
Opłata jest bezzwrotna, inwestor zrzeka się roszczeń.
Prawnicy pytani o sprawę przez "PB" nie kryją zdumienia. Normą w takich sytuacjach jest udzielenie zgody na przejazd i zobowiązanie inwestora do naprawy drogi o ile dozna ona uszczerbku. Ale nie pobiera się żadnych opłat za możliwość skorzystania z drogi. Nie ma też mowy o uzależnianiu zgody na przejazd od uiszczenia swoistego myta. Tymczasem w Zakopanem nie zbuduje się domu bez zapłaty 10 tys. na rzecz gminy.
Z nieoficjalnych informacji "PB" wynika, że dodatkową opłatę od inwestorów wprowadzono na mocy uchwały rady gminy Zakopane. Nie udało się jednak tego potwierdzić, gdyż uchwałę miała zostać... utajniona.
Polak się buduje
Już kilka miesięcy temu pisaliśmy, że ubiegły rok był rekordowy jeśli chodzi o popyt na działki. Jeszcze nigdy nie kupowano w Polsce tylu działek budowlanych. Liczba transakcji rośnie z roku na rok. Nie zmieniła tego pandemia.
Marzenia o wyprowadzce z bloku do domu nie są w Polsce nowością. Już dziś w domach jednorodzinnych mieszka 55 proc. rodaków, wynika z danych Eurostatu.