"Kiedy po raz pierwszy postawiłem stopę na pokładzie jachtu w Monako, z trudem udało mi się zachować profesjonalną nonszalancję: nieskazitelne wnętrze, ani jedna jedwabna poduszka nie na swoim miejscu i troskliwa załoga, która wiedziała, czego chcę, zanim ja wiedziałem" - opowiada dla "The Times'a" mężczyzna, który od dwóch dekad pracuje w branży superjachtów.
Bogaci właściciele luksusowych jednostek, jak opowiada, mają obsesję rywalizacji. Jacht np. musi być dłuższy niż ten kolegi. Załatwić to można, montując na dziobie łodzi kilkumetrowy bukszpryt. Jacht musi być też szybszy (czas to pieniądz) i oczywiście bogaciej wyposażony. Rywalizacja dotyczy także tego, kto pierwszy zastosuje nowe rozwiązanie. Zainstaluje np. schody wykonane w całości ze szkła, kriokomorę czy interaktywną ścianę.
"Lista sztuczek i gadżetów, z którymi miałem do czynienia, obejmuje pełnowymiarowe korty do padla, dziesięcioosobowe łodzie podwodne i systemy instalacji hydrograficznych do mapowania dna morskiego. 96,5-metrowy Faith, zbudowany przez wysokiej klasy producenta jachtów Feadship, ma nawet salę śnieżną, w której goście mogą się ochłodzić" - opowiada źródło "The Times'a".
Praca na superjachtach: codziennie homar, od święta walka z piratami
Problemem dla niektórych nie jest, by na pokładzie odwzorować paryską herbaciarnię Ladurée. Specjalnie na życzenie żony właściciela superjachtu. Inny przykład korzystania z bogactwa pochodzi z Australii. "Lubi jeść świeżego homara, kiedy tylko jest na pokładzie, ale nigdy nie uprzedza załogi o swoim rychłym przybyciu. Na wszelki wypadek przygotowują więc świeżego homara każdego dnia w roku" - twierdzi rozmówca "The Times'a".
Bogactwo i luksusy przyciągają również kłopoty. Bardzo poważne i niebezpieczne, w postaci piratów. Dlatego jachty nie tylko są wyposażone w akcesoria to wypoczynku i relaksu, ale też narzędzia do obrony. Chociaż, jak przekonuje znawca branży, na pokładzie Eclipse, jachtu rosyjskiego oligarchy Romana Abramowicza, nie ma systemu obrony przeciwrakietowej. To tylko jedna z teorii spiskowych, które podsycają zasłona tajemniczy otaczająca superjachty.
"Nigdy nie zapomnę przerażenia kapitana, który opowiadał, jak musiał użyć arsenału środków bezpieczeństwa na 70-metrowym jachcie (np. broni sonicznej, która wysyła wąską wiązkę energii elektromagnetycznej, aby ogrzać skórę i wywołać nieznośne uczucie pieczenia), aby uniknąć piratów uzbrojonych w kałasznikowy, którzy pędzili w jego kierunku na Ribs na Morzu Arabskim" - pisze "The Times".
Właściciel superjachtu wymaga, ale też nagradza
Wypoczynek a praca na superjachcie to oczywiście dwie różne sprawy. Obrona przed piratami, których spotkanie jest niemal pewne w rejonach takich jak wybrzeże Afryki w Zatoce Adeńskiej, to ekstremum tego, z czym mierzy się załoga jednostki. Mniejszym, ale też uciążliwym wyzwaniem jest spełnianie życzeń właściciela łodzi.
"Życie załogi to ciężka praca. Nierzadko budzą nas o godz. 3 nad ranem, bo właściciel ma ochotę na kanapkę z bekonem i masaż. Innym razem upominają za to, że zapomniało się zamienić w głównej kabinie sukienki kochanki na żony właściciela jachtu. Opinia, że załoga to współcześni niewolnicy, jest jednak przestarzała. Jeśli jesteś w stanie wytrzymać tempo, nagrody są bogate, a napiwki mogą sięgać tysięcy" - mówi rozmówca "The Times'a".
I dodaje: "A podróże na superjachcie nie mają sobie równych. To wolność podróżowania w dowolne miejsce, w dowolnym czasie, z dowolną osobą".