Kamil Biniecki rozkręcał niedużą firmę budowlaną, gdy na Facebooku zobaczył ogłoszenie. Brzmiało: "Praca przy Hotelu Gołębiewski szuka człowieka".
Pan Kamil nieco się zdziwił, że w ten sposób rekrutuje się na budowę gigantycznego hotelu, największego w Polsce. Jednak szybko zdecydował się wysłać zgłoszenie.
Dostał 2,3 tys. zł zaliczki od pana Michała, kolejnego podwykonawcy Hotelu Gołębiewski. Pieniądze miały pójść na transport i zakwaterowanie pracowników pana Kamila. Stały się natomiast osią gorącego konfliktu.
Inwestycja za setki milionów, awantura o 2 tys. zł
Gdy pan Kamil wraz z trzema pracownikami zajechał przed bramę hotelu, spisał niemal na kolanie umowę na zaliczkę. Wszedł na teren inwestycji, a następnie pan Michał miał go z niej wygonić. Argumentem miał być brak odpowiednich narzędzi. Pan Kamil jednak zapewnia, że wszystkie narzędzia miał dostać na miejscu.
Jak jednak opowiada Biniecki, pan Michał miał zażądać zaliczki z powrotem. - Choć ja ją wydałem na wynajem busa i na przewóz pracowników na miejsce - mówi nasz rozmówca. Jak tłumaczy, Michał miał mu grozić "wyłamaniem rąk". Biniecki dodaje, że miał "bać się o zdrowie swoje i o piątkę swoich dzieci", a jego zleceniodawca miał mówić wprost, że "jedzie na Szczecin" (gdzie pan Kamil mieszka), by "zrobić z nim porządek".
Co na to pan Michał, który prosi o zachowanie anonimowości? Twierdzi, że to jego niedoszły współpracownik jest "oszustem", który miał w przeszłości kłopoty z prawem. Uważa, że Kamil Biniecki wyłudził od niego 2,3 tys. zł. Przyznaje, że mówił o "jechaniu na Szczecin", ale zaznacza, że chodziło o podróż do miejscowej komendy policji. Według jego wersji ostatecznie jednak pojechał na policję w bliższym od Pobierowa Rewalu. Tam funkcjonariusze mieli odmówić interwencji.
- Pan Michał mnie potem po prostu stalkował, wysyłał mi dziesiątki informacji, że chce zwrotu pieniędzy - opowiada pan Kamil. A co się stało z jego trójką pracowników? Z opowieści pana Michała wynika, że zostali oni odesłani do swoich kwater. A potem?
- Wydaje mi się, że po prostu podkupił moich pracowników, a ode mnie chciał zwyczajnie wyłudzić pieniądze - opowiada. Tego jednak nie udało nam się zweryfikować.
Skąd takie emocje na terenie wielkiej inwestycji? Tym bardziej że biorąc pod uwagę ogrom inwestycji, 2,3 tys. zł to miedziaki. Firma Cenatorium szacuje, że wartość inwestycji może wynosić od 100 do 500 mln zł.
Pan Kamil opowiada o swoich rozmowach z podwykonawcami i kontrahentami hotelu - i jest przekonany, że to nie przypadek.
"To obóz pracy", "totalny chaos"
- Na budowie panuje totalny chaos, niektórzy nazywają to obozem pracy. Są tam Ukraińcy bez umów, podwykonawcy oferują im podwózki za 3 zł do okolicznego sklepu, bo w pobliżu nie ma nic - mówi Biniecki. - Sama budowa się ślimaczy, z relacji pracowników wiem, że wewnątrz jest ciągle stan surowy. To pokłosie tego całego chaosu i traktowania ludzi w ten sposób - dodaje.
Hotel, choć jest największą tego typu inwestycją budowlaną w Polsce, nie ma generalnego wykonawcy. Rolę tę pełni firma Tadeusza Gołębiewskiego. W sprawie sporu dwóch podwykonawców komentarza nie dostaliśmy. Jednak podczas niedawnej rozmowy z dziennikarzem WP Mateuszem Ratajczakiem, Gołębiewski przekonywał, że podwykonawcy nie są wykorzystywani z pozycji silniejszego, a w całej inwestycji panują klarowne zasady.
- Znam podwykonawców i wiem, że nie ma u nas wykorzystywania. Jeżeli ktoś przyjdzie i powie: ten mnie zatrudnił, ten mnie oszukał, to zaczniemy na poważnie rozmawiać. A tak… Każdy może sobie coś wymyślać. A takich, którzy powiedzą źle o Gołębiewskim, to nie brakuje - opowiadał.
W czerwcu natomiast Robert Skraburski, dyrektor budowanego hotelu, zapewniał money.pl, że firma Gołębiewskiego nikogo nielegalnie nie zatrudnia.
- Część pracowników pracuje na podstawie umowy o pracę. Jest to kadra zasadnicza, około 20 osób, zatrudniona w innych hotelach naszej firmy. Około 30 pracowników jest zatrudnionych na podstawie umowy zlecenia. Pozostali pracownicy zatrudniani są przez firmy podwykonawcze - opowiadał. Jak zaznaczył, na budowie pracuje ok. 300 osób.
W czerwcu money.pl rozmawiał z kilkoma Ukraińcami, którzy wychodzili z terenu budowy hotelu. Jeden z nich miał dostać ledwie 70 zł za 10 dni pracy. Tłumaczył, że dostał m.in. kary za picie alkoholu.
- Poprosiłem jednak podwykonawców, by nie stosowali kar finansowych. Jeżeli ktokolwiek na budowie pojawi się po alkoholu lub pije w pracy, to powinien być natychmiast wyprowadzony - powiedział po naszym tekście Gołębiewski.