Od sierpnia właściciele przydomowych instalacji fotowoltaicznych rozliczający się na zasadach net-billingu mogą zdecydować, czy chcą to robić na podstawie rynkowej miesięcznej ceny energii elektrycznej, jak dotychczas, czy godzinowej. Rząd Donalda Tuska chce w ten sposób zachęcić właścicieli instalacji fotowoltaicznych do wyboru drugiej opcji.
Nowe zasady rozliczania fotowoltaiki
Rządowy projekt nowelizacji ustawy o OZE, który jesienią ma trafić do Sejmu, ma w tym pomóc. Zgodnie z nim prosumenci, którzy zdecydują się na rozliczenie na podstawie stawki godzinowej, mają otrzymać bonus.
Po pierwsze, zwrot ich nadpłat w systemie net-billing zostanie podwyższony z 20 proc. do 30 proc. Po drugie, wartość ich depozytu prosumenckiego będzie powiększana o 23 proc. dla każdego miesiąca kalendarzowego. Depozyt ten jest wartością środków należnych prosumentowi za energię elektryczną, którą wprowadził on do sieci w danym okresie rozliczeniowym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To nie jest żadna istotna zmiana"
Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska przekonywał niedawno, że dzięki tym zmianom prosumenci zyskają do kilkuset złotych rocznie. Zapytaliśmy przedstawicieli branży fotowoltaicznej, co sądzą na ten temat.
- To nie jest żadna istotna zmiana. Gdyby prosument mógł wypłacić na swój rachunek zamiast 30 proc., 100 proc. energii wprowadzonej do sieci, to wówczas rzeczywiście byłoby to korzystne - mówi money.pl Maciej Borowiak, prezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej i Magazynowania Energii.
Wyjaśnia, że obecnie prosument sprzedaje energię po cenie netto, a kupuje po cenie brutto, co po pierwsze pogarsza opłacalność instalacji, po drugie nie jest to sprawiedliwe traktowanie stron.
Dla porównania, w przypadku produkcji energii z przydomowych instalacji aż 80 proc. depozytu prosumenta przepada w kolejnym roku rozliczeniowym. To jest niezrozumiałe i niesprawiedliwe. Trudno zrozumieć, dlaczego prosument, zamiast 100 proc., może otrzymać zaledwie 20 proc. - podkreśla Maciej Borowiak.
"Za małe kwoty, aby ryzykować"
Robert Maczionsek, wiceprezes ds. technicznych i szkoleniowych Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej i Magazynowania Energii, ma podobne zdanie na ten temat. - Zwiększenie zwrotu nadpłat z 20 proc. do 30 proc. jest niewystarczające. W grę wchodzą za małe kwoty, aby prosument ryzykował przejście na rozliczenie godzinowe - mówi.
Kiedy mogłoby się to opłacać? - 50 proc. to absolutne minimum, byłoby zaś dobrze, gdyby prosumentom zaproponowano 80 proc. lub nawet 100 proc. - zaznacza.
Przypomina też, że jednym z głównych postulatów Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej i Magazynowania Energii zawartych w tzw. Pięciopaku dla Fotowoltaiki jest możliwość wypłaty 100 proc.
Warto pamiętać, że w sytuacji, gdy prosument w czasie trwania okresu rozliczeniowego nie wykorzysta środków zgromadzonych w depozycie prosumenckim, to formalnie traci 80 proc. wartości tych środków. Równocześnie należy dodać, że energia wprowadzona do sieci przez prosumenta zostanie przez operatora sprzedana i skonsumowana przez najbliższe otoczenie (sąsiada, sklep, warsztat), czyli krótko mówiąc, operator na tej energii zarobi - mówi Robert Maczionsek.
Zmiany w fotowoltaice mają też plusy
Nasi rozmówcy widzą też plusy w rządowym projekcie. Rząd uwzględnił w nim m.in. jeden z postulatów branży fotowoltaicznej. Chodzi o propozycję, aby podatek VAT doliczany był dopiero po rozliczeniu salda pomiędzy wartością netto energii elektrycznej zakupionej a wartością netto depozytu prosumenckiego. Jak wspominaliśmy, a co podkreśla Maciej Borowiak, prosumenci obecnie sprzedają energię po cenie netto, a kupują po cenie brutto, co jest niekorzystne.
W obecnej wersji nowelizacji ustawy zostało to jednak zmienione. Zgodnie z nim operator będzie musiał dopłacić 23 proc. do wartości energii przesłanej energii, co będzie pozytywną zmianą dla właścicieli przydomowych instalacji.
Rządowy projekt nie uwzględnia kluczowych postulatów
Rząd nie uwzględnił jednak kluczowego postulatu branży fotowoltaicznej. Chodzi o propozycję, aby prosumenci rozliczający się na zasadach net-billingu sprzedawali prąd za określoną minimalną stawkę.
Cena minimalna byłaby ustalana na wzór mechanizmu wyznaczania tzw. ceny referencyjnej, czyli rozwiązania funkcjonującego obecnie w systemie aukcyjnym, z którego korzystają duże instalacje OZE, farmy wiatrowe i słoneczne.
Ta zmiana jest o tyle istotna, że obecnie prosumenci rozliczający się na zasadach net-billingu, w praktyce, gdy ceny na giełdzie spadają, zarabiają grosze za dostarczaną energię. - Chodzi głównie o fakt, aby nie przerzucać wszystkich ryzyk na prosumenta - wyjaśnia Maciej Borowiak.
Podczas ostatniej kampanii wyborczej Koalicja Obywatelska dostrzegła ten problem. Zaproponowała w związku z tym wprowadzenie minimalnych cen gwarantowanych dla prosumentów za sprzedawaną energię.
Ostatecznie ten pomysł nie pojawił się jednak w rządowym projekcie. Nie znalazł się w nim również inny postulat branży fotowoltaicznej, która zaproponowała, aby z depozytu prosumenckiego można było pokrywać nie tylko koszty energii, ale także dystrybucji i innych opłat.
"Po co utrudniać sobie życie"
Czy zmiany zaproponowane w rządowym projekcie będą na tyle atrakcyjne dla prosumentów, aby zachęcić ich do przejścia na rozliczenie godzinowe? Maciej Borowiak jest sceptyczny.
Moim zdaniem niewiele osób z tego skorzysta. Tym bardziej że można się spodziewać, że ceny energii zostaną w kolejnym roku zamrożone. W tym momencie wiele osób może sobie powiedzieć, że po co utrudniać sobie życie i wprowadzać kolejny element niepewności, jakim jest rozliczenie godzinowe - podkreśla.
Ekspert uważa także, że brakuje polityki informacyjnej rządu w zakresie nowego sposobu rozliczeń, na podstawie stawek godzinowych, które jego zdaniem będą obejmowały coraz większą grupę odbiorców.
Liczba prosumentów stale rośnie
Według danych Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej pod koniec 2023 r. w Polsce było blisko 1,3 mln prosumentów. Ich liczba ciągle rośnie, ponieważ do inwestowania w fotowoltaikę zachęcają rządowe dotacje. Obecnie obejmują one tylko prosumentów rozliczających się na zasadach net-billingu.
Przypomnijmy, ten system polega na tym, że prosument sprzedaje nadwyżki wyprodukowanej przez siebie energii, a w razie potrzeby ją kupuje. Nie dostaje jednak pieniędzy do ręki, rozliczenia następują za pośrednictwem konta prosumenckiego, z którego następuje zakup energii.
Net-billing zastąpił wcześniejszy net metering, oparty na systemie opustów. Z tej metody korzystają przydomowe instalacje OZE podłączone do sieci do 31 marca 2022 roku. W tym systemie nadwyżki odesłane do sieci są odkładane w "wirtualnym magazynie", a następnie odebrane w stosunku 1:0,8 dla instalacji o mocy nie większej niż 10 kW.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl