"Tusk równa się bezrobocie" – straszy w spotach wyborczych Prawo i Sprawiedliwość. Politycy rządzącej partii "przypomnieli" w nich Polakom, że kiedy rządziła koalicja KO – PSL, bezrobocie sięgało 15 proc. I chociaż sąd Okręgowy w Warszawie zakazał rozpowszechniania tych informacji, gdyż są one nieprawdziwe, to nagrań tych z sieci nie usunięto.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sprawdziliśmy, co obecnie dzieje się na rynku pracy i co stać się może w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Zapytaliśmy o sytuację pracodawców, Urzędy Pracy, związki zawodowe, oraz niezależnych ekspertów.
Ciosy w lokalne rynki pracy
Redukcje zatrudnienia następują cały czas, w niektórych przypadkach są poważnym ciosem dla lokalnych rynków pracy.
Tak było w kwietniu tego roku w przypadku zwolnień w fabryce Signify (dawniej Phillips) w Pile. Pod koniec marca br. Signify zgłosiło do tamtejszego Powiatowego Urzędu Pracy zamiar zwolnienia ok. 12 proc. załogi. Zakład zatrudniał wtedy ok. 3 tys. osób.
Proces zwolnień 370 pracowników rozłożono w czasie aż do września tego roku, gdyż zwolnienie tak dużej ilości osób równocześnie byłoby dla lokalnego rynku pracy zbyt dużym szokiem. Urząd pracy dysponował jedynie 80 ofertami zatrudnienia.
Jak podaje "Głos Wielkopolski" starosta pilski - za pośrednictwem mediów społecznościowych - zwrócił się z apelem o pomoc do przedsiębiorców z całego regionu. Poprosił, aby każdy, kto szuka pracowników i może zaoferować zatrudnienie, zgłosił się do niego.
Kłamstwo w spocie PiS. Sąd zdecydował. Jest reakcja
Podobnym szokiem jest obecnie dla Kłodzka decyzja koncernu ABB o likwidacji fabryki aparatów niskich napięć. Pracę straci do końca przyszłego roku cała załoga. Fabryka zatrudnia aktualnie 600 osób. To największy pracodawca w regionie. I w tym przypadku pracownicy będą zwalniani stopniowo, a następnie fabryka zostanie wystawiona na sprzedaż. ABB tłumaczy decyzję spadkami zamówień.
Urzędy dostają zawiadomienia
Jak podał z kolei kilka dni temu Wojewódzki Urząd Pracy w Łodzi w ich regionie w najbliższym czasie pracę może stracić 900 osób.
Veolia Energia Łódź zamierza wręczyć ponad 800 pracownikom wypowiedzenia zmieniające warunki zatrudnienia i płacy. Osoby te o ile nie przyjmą niższych wynagrodzeń, stracą zatrudnienie.
Zmiany w prawie pracy. Pracodawca musi je znać
Jak ustalił money.pl, korekty zatrudnienia mają miejsce we wszystkich regionach kraju. Z danych Urzędu Pracy Miasta st. Warszawy wynika, że tylko pomiędzy lipcem a sierpniem br. wpłynęło 8 zgłoszeń o planowanych zwolnieniach grupowych, które obejmą łącznie 616 osób.
Od początku tego roku do końca sierpnia br. na całym Mazowszu – w ramach zwolnień grupowych – pracę straciło już 5691 osób. To o pond 500 więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego.
Wojewódzki Urząd Pracy w Szczecinie poinformował z kolei na początku lipca br., że w ich regionie, porównując rok do roku, liczba zwalniających podmiotów wzrosła rok do roku aż o 133 proc.
Dolnośląski Wojewódzki Urząd Pracy natomiast podaje, że od początku tego roku do końca sierpnia w ich regionie 24 firmy zgłosiły zamiar zwolnienia łącznie 945 pracowników, a w 34 firmach zwolniono 715 osób.
Z informacji dolnośląskiego urzędu wynika, że zwolnienia planuje w tym roku głównie branża produkcyjna (m.in. wytwórcy: płyt i rur z tworzyw sztucznych, wyrobów metalowych, ceramiki, papieru i tekstury, wyrobów budowlanych, odzieży i przędzy bawełnianej), a także firmy z sektora usług finansowych.
Do dużych zwolnień doszło również w marcu br. na Podkarpaciu. Upadły Rzeszowskie Zakłady Drobiarskie Res-Drob zatrudniające 200 osób.
Jak podaje Rzeszów News Portal Informacyjny, firma była zadłużona na 100 mln zł. Upadłość była zgłoszona do sądu m.in. po to, że jak tłumaczył w rozmowie z portalem syndyk Jan Zawada - móc wypłacić pracownikom zaległe wynagrodzenia.
Odczyty zmienią się pod koniec roku?
Główny ekonomista Konfederacji Pracodawców Lewiatan Mariusz Zielonka wskazuje że mimo wyraźnego spowolnienia w gospodarce, szczególnie odczuwalnego w przemyśle, bezrobocie nie rośnie.
Wyższe od obecnych (czyli od 5 proc. na koniec sierpnia br.) wskaźniki możemy jednak zobaczyć pod koniec tego roku. Złoży się na to druga, lipcowa podwyżka płacy minimalnej do 3600 zł brutto, oraz wygaszenie popytu na pracowników sezonowych, szczególnie w gastronomii, hotelarstwie i rolnictwie.
Jednak to nie te sektory będą ciągnęły bezrobocie w górę, tylko produkcja przemysłowa, która w dużym stopniu jest uzależniona od wymiany handlowej z Niemcami. Ponad to na sytuację w tym sektorze wpływ mają bardzo droga energia elektryczna oraz zakłócenia w dostawach surowców importowanych.
– Przetwórstwo przemysłowe to głównie duże zakłady zatrudniające po kilka tysięcy osób. Wiele tych firm nie ma możliwości szybkiej redukcji kosztów pracy, jak np. branże usługowe – podkreśla Zielonka i dodaje, że redukcje zatrudnienia w tym sektorze obejmują duże grupy i punktowo mogą być dla poszczególnych regionów dotkliwe.
Będzie fala zwolnień?
Jednak – jak podkreśla nasz rozmówca – scenariusz masowego "bezrobocia jak za Tuska", który kreśli rząd PiS w przypadku ich przegranej w wyborach, się nie ziści. Dlaczego?
Jeśli wygra wybory opozycja, nowy rząd nie będzie miał wystarczających narzędzi, by w krótkim okresie zbić wysoką inflację kosztem redukcji miejsc pracy. Poza tym, w Narodowym Banku Polskim, który odpowiada za politykę monetarną państwa, pozostanie przychylny PiS prof. Adam Gapiński.
Również główny ekonomista Pracodawców RP Kamil Sobolewski jest przekonany, że w najbliższych miesiącach nie dojdzie do fali zwolnień, chociaż problemy z przetrwaniem na rynku mają już nie tylko firmy energochłonne, bo mamy kryzys konsumpcji, podwyżkę w 2024 r. płacy minimalnej o ponad 19 proc., wzrost obciążeń ZUS, odpływ Ukraińców.
Jak podkreśla Sobolewski, pracodawcy wyciągnęli lekcję z pandemii Covid-19 oraz lockdownów i zwolnienia pracowników traktują jako ostateczność.
W chwili, gdy nastąpi bowiem odbicie w gospodarcze, będą potrzebowali przeszkolonych kadr, których na rynku już tak szybko nie znajdą.
Poza tym, jak wskazuje nasz rozmówca, demografia jest nieubłagana. Każdego dnia roboczego z rynku pracy odchodzi w Polsce na emeryturę ok. tysiąca osób, natomiast krótkim okresie trudno liczyć na dodatnie saldo migracji.
Końcówka roku może być przełomowa
Na ciekawą rzecz uwagę zwraca z kolei ekspert rynku pracy i wynagrodzeń oraz dyrektor w firmie Sedlak & Sedlak dr Kazimierz Sedlak.
Mimo presji wywieranej na pracodawców, przedsiębiorcy nie ulegali naciskom i nie podnosili w pierwszym półroczu tego roku aż tak znacząco wynagrodzeń. Te rosły – według badań firmy Sedlak & Sedlak – w tempie zbliżonym do dynamiki inflacji, ale nie bardziej.
Zapytany o to, jak zachowają się pracodawcy pod koniec roku, kiedy płaca minimalna znowu wzrośnie – do kwoty 4242 zł brutto – dr Sedlak odpowiada, że może dojść do pewnego przełomu.
Z jednej strony pracodawcy będą musieli znowu podnieść wynagrodzenia najmniej zarabiającym, a z drugiej pracownicy zarabiający więcej, zorientują się, że ich wynagrodzenia rosną dużo wolniej niż niższego personelu i zażądają podwyżek. Niektóre firmy mogą przez to znaleźć się w trudnej sytuacji.
Ten kryzys będzie inny
Kamil Sobolewski zauważa, ten kryzys różni się od poprzednich. Przedsiębiorcy mogą w nim liczyć wyłącznie na siebie. Państwo już im finansowo nie pomoże. Rząd nie ma też pomysłu, jak z kryzysu wyjść.Z opinią tą zgadza się również Grzegorz Sikora z Forum Związku Zawodowych (FZZ).
- Jedyny pomysł, to sterowanie "pokrętłem" od spożycia prywatnego. To jest ważny element naszego wzrostu, natomiast bez zwiększania udziału strategicznych inwestycji (energetyka, infrastruktura, edukacja, ochrona zdrowia), inflacja nie wróci do celu, a firmy prywatne będą zwalniać – ocenia Sikora.
Tyle że z tym zwalnianiem i obniżaniem wynagrodzeń od ubiegłego piątku prosto już nie będzie – ocenia radca prawny i ekspert prawa pracy w Kancelarii Sadowski i Wspólnicy, Marcin Frąckowiak.
Chodzi o nowy przepis Kodeksu postępowania cywilnego, który wszedł w życie. Chroni on zwalnianych pracowników oraz tych, którym obniżono wynagrodzenie od utraty dochodów.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl