Od końca kwietnia bez świadectwa energetycznego nie można sprzedać ani wynająć mieszkania. Niektórzy zwietrzyli w tym interes. W internecie powstały wirtualne automaty, z pomocą których można zamówić świadectwo i dostać je w 24 godziny.
W większości przypadków takie dokumenty wykonują boty i kalkulatory internetowe na podstawie danych podanych przez właściciela. Mimo że w wykonanych w ten sposób dokumentach mogą pojawiać się błędy i fałszerstwa, nikt tego nie weryfikuje, a internetowy biznes kwitnie.
Tanie świadectwo? Nie ma problemu
Świadectwa energetyczne to certyfikaty, które określają wydajność energetyczną mieszkania lub domu. Za wykonanie takiego świadectwa dla mieszkania trzeba zapłacić od 300 do 700 zł, a domu - od 600 do 1500 zł. Natomiast wirtualne automaty, na wzór "receptomatów", umożliwiają zakup świadectwa za około 250 zł w przypadku mieszkania i około 400 zł w przypadku domu.
Zdaniem audytorów energetycznych wiarygodność takiego dokumentu jest jednak znikoma. Mimo to są one automatycznie rejestrowane w centralnym rejestrze charakterystyki energetycznej budynków.
"Ktoś zwietrzył w tym świetny interes"
Aby dziś kupić świadectwo energetyczne przez internet, wystarczy podać m.in. powierzchnię użytkową nieruchomości, wysokość pomieszczeń, rok oddania budynku do użytkowania, liczbę kondygnacji, rodzaj ogrzewania i wentylacji. Do tego trzeba dołączyć zdjęcia budynku i rzut mieszkania lub domu. Jeżeli go nie mamy, możemy go sami stworzyć na kartce lub w edytorze online.
Co się stanie, jeżeli się pomylimy lub podamy niepoprawne dane? Okazuje się, że w praktyce nic, bo nikt tego nie sprawdza.
Automaty do tworzenia świadectw to dobry pomysł na zarobek. Ktoś zwietrzył w tym interes. Trzeba jednak liczyć się z tym, że fachowiec wie, jak sprawdzić, czy jakieś świadectwo energetyczne zostało wykonane rzetelne, potrafi też wykryć falsyfikat – mówi Damian Czernik, projektant instalacji sanitarnych i budynków pasywnych oraz autor budowlanego bloga.
Wyjaśnia, że poprawnie wykonane świadectwo powinno być zrobione na bazie aktualnej dokumentacji zdjęciowej. Osobną kwestią jest część opisowa audytu energetycznego potwierdzona zdjęciami z wizji lokalnej w nieruchomości.
Problem w tym, że elektroniczne kalkulatory przyjmują często szacunkowe i uśrednione dane. Tymczasem każdy budynek jest inny.
– Warto wiedzieć, że świadectwo powinno być przygotowane na bazie modelu 3D, wygenerowanego przez projektanta. Do tego są specjalne programy. Pamiętajmy także, że taki dokument jest ważny 10 lat i jest zarazem dokumentem prawnym dla organów nadzoru budowlanego – podkreśla Damian Czernik.
Rynek fałszywych świadectw energetycznych już się tworzy
– Duża część świadectw energetycznych wykonanych przez elektroniczne boty zawiera błędy. Nie jest także wykluczone, że z powodu braku kontroli takich dokumentów zaczyna się tworzyć rynek fałszywych świadectw energetycznych – ocenia nasz rozmówca.
I dodaje, że osoba, która podpisuje się pod świadectwem wygenerowanym przez elektroniczny kalkulator, powinna mieć świadomość, że może zostać pociągnięta do odpowiedzialności, jeśli okaże się, że zostało ono wykonane niepoprawnie.
– Świadomi inwestorzy jednocześnie wiedzą, że dobrze zrobione świadectwo jest paszportem energetycznym, co przekłada się także na finanse, bo taką nieruchomość jest dużo łatwiej sprzedać – ocenia.
Konsekwencje mogą być poważne
Nieco inaczej patrzy na to zjawisko Jan Dziekoński, ekspert rynku nieruchomości.
Nie widzę problemu w tym, że wykonuje to algorytm. Moim zdaniem cały kłopot raczej polega na tym, że można podać nieprawdziwe dane, a następnie odebrać gotowe świadectwo, a ten, kto się pod tym dokumentem podpisuje, nawet do niego nie zagląda. Przypomina to trochę sytuację, gdybyśmy chcieli zrobić przegląd samochodu w stacji kontroli pojazdów, a mechanik nawet by do niego nie zajrzał – mówi.
Piotr Jarzyński, partner kancelarii prawnej Jarzyński & Wspólnicy wyjaśnia, że świadectwo energetyczne, które zawiera nieprawdziwe informacje, może być podstawą do dochodzenia przez kupującego roszczeń od sprzedawcy za wady fizyczne nieruchomości z rękojmi na podstawie przepisów kodeksu cywilnego.
– Źle sporządzone świadectwo charakterystyki energetycznej może być podstawą do dochodzenia roszczeń z tytułu wady fizycznej nieruchomości. Ten fakt może mieć istotne znaczenie w przypadku sprzedaży nieruchomości – podkreśla. Dodaje, że na potrzeby świadectwa energetycznego powinna być wykonana wizja lokalna i dokumentacja zdjęciowa, a także inwentaryzacja jeśli nie ma dokumentacji budowy.
Jeżeli np. sprzedający nieruchomość zapewnia nabywcę o zaletach domu, podkreślając np. jego energooszczędność i przedstawiając świadectwo energetyczne, po czym okazuje się, że dom nie spełnia standardów, które znajdują się w dokumencie, wówczas sprzedający ponosi za to odpowiedzialność z tytułu rękojmi – tłumaczy.
W wielu przypadkach sporządzenie świadectwa energetycznego może być jednak bardzo trudne. Taka sytuacja dotyczy starszych nieruchomości. – Często zdarza się, że brakuje pełnej dokumentacji i trzeba ją odtworzyć, co naraża właściciela na dodatkowe koszty. Należy wtedy m.in. zrobić inwentaryzację i ocenić, z jakich materiałów wykonany jest budynek – wyjaśnia Piotr Jarzyński.
W takim wypadku tym bardziej może pojawić się pokusa, aby skorzystać z pomocy internetowych botów i otrzymać świadectwo energetyczne w 24 godziny.
Kary nie tylko za brak świadectwa, ale i za fałszywe dane
Obecnie w centralnym rejestrze charakterystyki energetycznej budynków znajduje się już prawie milion świadectw energetycznych. Za brak tego dokumentu grozi kara w wysokości od 20 zł do 5 tys. zł. Z przepisów wynika, że dotknąć może także osoby i firmy uprawnione do opracowywania świadectw energetycznych, które przy wystawianiu tego rodzaju dokumentów posługują się fałszywymi danymi lub oświadczeniami.
Świadectwo nie jest natomiast wymagane w przypadku domów budowanych na zgłoszenie do 70 mkw. i wtedy, gdy wykorzystujemy istniejący budynek lub lokal na swoje potrzeby i nie zamierzamy go wynajmować ani sprzedawać.
Zapytaliśmy o sprawę Główny Urząd Nadzoru Budowlanego. Czekamy na odpowiedź.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl