Jak informuje Polska Agencja Prasowa, podniesienie taryf to jeden z wariantów rozpatrywanych przez Białoruś w negocjacjach z rosyjskim Transnieftem.
Chodzi o zanieczyszczoną ropę, która pojawiła się wiosną w rurociągu Przyjaźń. Przez wiele tygodni był on przez to nieczynny, więc i dostawy surowca znacznie się zmniejszyły.
Białoruś szacuje, że jest to spadek tranzytu o 4,7 mln ton, czyli równowartość 23 mln dolarów. Z kolei gdyby wziąć pod uwagę straty związane ze zmniejszonym eksportem produktów naftowych, to sięgną one 302 mln dolarów.
- Dostarczenie na Białoruś czystej ropy w takiej ilości, jaka była zaplanowana na 2019 r., lub podwyższenie taryf za tranzyt surowca - powiedział Aleh Barysienka, dyrektor przedsiębiorstwa Homeltransnafta, białoruskiego operatora rurociągu Przyjaźń.
Brudna ropa. Temat zamiatany pod dywan?
Żeby zrekompensować sobie straty, Mińsk musiałby podnieść taryfy nawet o 21,7 proc. Jeśli Rosjanie nie zgodzą się na takie rozwiązanie, sprawa może znaleźć finał w sądzie.
Barysienka ma również pretensje, że Rosjanie nie chcieli umieścić punktów pomiarowych przy granicy rosyjsko-białoruskiej i białorusko-polskiej.
- W sytuacji krytycznej Transnieft nie poinformował partnerów o tym, że przepuścił partię zanieczyszczonej ropy, a obecnie - wbrew umowie i instrukcjom - uniemożliwia dostęp do arbitrażowych próbek ropy - powiedział Barysienka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl