Zmiany może przynieść nowelizacja ustawy o cyberbezpieczeństwie. Jak pisze Dziennik Gazeta Prawna, może ona otworzyć furtkę do blokady serwisów internetowych nawet na okres dwóch lat.
Miałoby się to dziać na tzw. polecenie zabezpieczające. Wydać je mógłby minister właściwy do spraw informatyzacji. Ponieważ ministerstwo cyfryzacji zostało zlikwidowane, obecnie te kompetencje posiada... premier.
Taką decyzję mógłby wydać m.in. operatorom telekomunikacyjnym "w przypadku wystąpienia incydentu krytycznego". Mało tego, polecenie takie można by wydać bez uzasadnienia - "jeżeli wymagają tego względy obronności lub bezpieczeństwa państwa lub bezpieczeństwa i porządku publicznego" - pisze DGP.
Pytana przez dziennik o motywy wprowadzania tak rygorystycznego narzędzi, kancelaria premiera odpowiada, że celem "jest pilne podjęcie skutecznych działań w przypadku wystąpienia incydentu krytycznego"
Jak wyjaśnia kancelaria, chodzi o taki incydent, który skutkuje "znaczną szkodą dla bezpieczeństwa lub porządku publicznego, interesów międzynarodowych, interesów gospodarczych, działania instytucji publicznych, praw i wolności obywatelskich lub życia i zdrowia ludzi". Proces reagowania, zdaniem KPRM, wymaga więc "uzupełnienia o mocniejszy środek".
Na wątpliwości wskazuje dr Łukasz Olejnik, niezależny badacz i konsultant ds. cyberbezpieczeństwa i prywatności, który zaznacza na łamach DGP, że taka natychmiastowa wykonalność nie pozostawia żadnego pola manewru.
Podkreślił też, że kwestie obronności czy bezpieczeństwa to pojemne terminy. – O ile kwestie obronności można sobie jakoś uzmysłowić, to już "porządek publiczny" jest bardzo rozmytym i szerokim pojęciem, bez jasnych definicji – zaznaczył w rozmowie z gazetą.