Ustawa znosząca bramki na państwowych autostradach przeszła przez Sejm. Nowy system poboru opłat e-TOLL wejdzie w życiu już w drugiej połowie roku. W ustawie jest sporo kwestii, które już teraz budzą niepokój wśród wielu ekspertów z zakresu ochrony danych.
Senator Ryszard Świlski, cytowany przez serwis Prawo.pl, mówi, że tylko Polska zdecydowała się na zbieranie informacji o lokalizacji kierowców posiadających telefony komórkowe. Mowa o aplikacji, która ma być jedną z dwóch opcji płacenia za przejazd.
Ustawa zakłada dwie metody uiszczania opłaty. Jedna to elektroniczny bilet autostradowy, druga ma się opierać na danych geolokalizacyjnych pojazdu przekazywanych do Systemu Poboru Opłaty Elektronicznej KAS "za pomocą stosownych urządzeń" lub bezpłatnej aplikacji mobilnej.
Problem podnoszony przez środowiska prawnicze polega na ilości danych, jaką aplikacja (prawdopodobnie najpopularniejsza w przyszłości opcja płacenia za autostradę) będzie zbierać i przekazywać do organów państwa.
Tym bardziej, że na autostradach już istnieją systemy oparte na rozpoznawaniu tablic rejestracyjnych pojazdu, automatycznie ściągające opłatę z konta użytkownika. Ilość danych przekazywanych operatorowi autostrady jest minimalna i nie zawiera danych geolokalizacyjnych.
Wojciech Klicki z fundacji Panoptykon wskazuje w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że oparcie systemu na aplikacji wykorzystującej lokalizację naturalnie budzi poważne obawy o ochronę prywatności i danych osobowych.
Bramki na autostradach. Kiedy w końcu je pożegnamy?
– Do KAS (organ nadzorujące dane kierowców - red.) trafiać będą informacje o lokalizacji, kiedy aplikacja będzie włączona, nie tylko w czasie przejazdu drogą płatną – zauważa Klicki.
Serwis Prawo.pl przypomina, że system geolokalizacji, w siedem dni uchwalony przez Sejm, nie jest jasny i prawnicy mają wątpliwości, czy w ogóle potrzebny.
- Wykorzystanie danych lokalizacyjnych w systemach płatności autostradowych należy oceniać z perspektywy konstytucyjnej zasady proporcjonalności oraz wynikającej z RODO zasady minimalizacji - mówi dr hab. Arwid Mednis, specjalista od danych osobowych i partner kancelarii Kobylańska Lewoszewski Mednis.
Z kolei przedstawiciele resortów odpowiedzialnych za wdrożenie przyszłego systemu twierdzą, że nadmiarowe dane będą na bieżąco usuwane z rejestrów. Prawo.pl cytuje Magdalenę Rzeczkowską, podsekretarz w Ministerstwie Finansów. - Gromadzone przez nowy system dane o kierowcach będą przechowywane w systemie Krajowej Administracji Skarbowej jedynie w takim zakresie, w jakim one dotyczą właśnie odcinka drogi płatnej - zapewnia Rzeczkowska.
Wszelkie pozostałe dane nadmiarowe w sytuacji, gdyby aplikacja była włączona także na innych odcinkach dróg, będą automatycznie usuwane z systemu.
Rząd dał sobie czas. Rewolucja odroczona do jesieni
Inni przedstawiciele władz dodają, że system oparty na fotografowaniu tablic rejestracyjnych (jaki z powodzeniem działa od lat choćby na prywatnych autostradach) może nie zdać egzaminu, bo przecież tablicę może zalepić śnieg. A poza tym nie ma czasu na jego wdrożenie.
Wiceminister Rzeczkowska mówi też, że dane geolokalizacyjne będą przechowywane przez dziewięć miesięcy.
- Ten okres jest związany z procedurą weryfikacji prawidłowości wniesienia opłaty dokonywanej przez generalnego inspektora transportu drogowego. Chodzi o to, żeby procedurę sporu móc właściwie przeprowadzić, o to, żeby te elementy dowodowe były dostępne - mówi minister Rzeczkowska.
Słowem – dane o naszej lokalizacji będą usuwane, ale te, które dotyczą przejazdów, skarbówka będzie trzymać przez 9 miesięcy.