Rynek krypto notuje spadki. Bitcoina (BTC), czyli najpopularniejszego spośród ponad 21,7 tys. coinów, rynek wycenia obecnie na ok. 16,8 tys. dol. W szczytowej formie "król kryptowalut" był równo rok temu – kosztował wówczas ponad 68 tys. dol., czyli ponad 300 proc. więcej niż obecnie.
– Notowania bitcoina przez dłuższy czas były skorelowane z notowaniami amerykańskiego indeksu NASDAQ. Od momentu upadku giełdy kryptowalut FTX obserwujemy dywergencję (rozjazd – przyp. red.) pomiędzy jednym a drugim: NASDAQ rośnie, bitcoin spada – mówi w rozmowie z money.pl Eryk Szmyd, analityk XTB.
Ekspert jest przekonany, że bieżące spadki są pokłosiem upadku giełdy FTX. To nie pierwszy tego typu przypadek w ponaddziesięcioletniej historii istnienia kryptowalut (przykładów jest wiele, również z Polski). Gdy w 2014 r. zbankrutowała duża giełda Mt. Gox, wówczas eksperci kreślili scenariusze o końcu tego rynku, lecz te się nie ziściły. Teraz słychać podobne prognozy.
– Ze względu na dynamiczny rozwój tego rynku w ciągu ostatnich kilku lat obecne bankructwo od tych z przeszłości odróżnia skala problemu – dawniej szacowane straty z powodu bankructwa giełdy szły w kilka milionów dolarów, a obecnie mówi się o miliardach dolarów. Jeśli tempo rozwoju tego rynku utrzyma się, to w przypadku kolejnego bankructwa straty będą szły w setki miliardów - mówi Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxi.
Osobiście uważam, że pokłosiem bieżących wydarzeń będzie wyhamowanie tempa rozwoju rynku krypto – przewiduje Kostecki.
Dlaczego upadła giełda FTX?
Wywodząca się ze Stanów Zjednoczonych spółka FTX była jedną z największych giełd kryptowalutowych na świecie pod względem obrotów dobowych — przed bankructwem idącym w dziesiątki miliardów dolarów.
Jak tłumaczy Kostecki, spółka zależna FTX - Alameda Research prowadziła działalność parabankową i obracała środkami klientów giełdy. M.in. udzielała wysoko oprocentowanych pożyczek kryptowalutowych i obracała kryptowalutami klientów na własny rachunek.
Doprowadziła do klasycznego przelewarowania, czyli zainwestowania większych pieniędzy, niż ma się faktycznie na rachunku, co w tym przypadku skończyło się przegraną i uruchomiło domino problemów.
– Klienci w obawie o własne pieniądze zdeponowane na giełdzie dokonali szturmu i okazało się, że nie mogą ich wypłacić. Nie wiadomo, ile pieniędzy brakuje. Według luźnych szacunków może chodzić o kwotę między kilka milionów a kilka miliardów dolarów. Ponadto mówi się, że założyciele giełdy zapadli się pod ziemię z 600 mln dol. Podobno ich samolot namierzono w Argentynie. Inne źródła twierdzą, że próbują przedostać się do Dubaju, który nie ma ze Stanami Zjednoczonymi umowy o ekstradycji – relacjonuje Kostecki.
Jeszcze we wrześniu tego roku spółka FTX ruszyła z kolejną rundą finansowania na rozwój biznesu i pozyskała od inwestorów miliard dolarów. Jej wycena sięgnęła wówczas 32 mld dol. W ubiegły piątek złożyła wniosek o upadłość. Rynek nie ma wątpliwości co do tego, że bankrut uruchomi domino problemów i pociągnie na dno kolejnych graczy z branży.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Firmy z branży krypto to naczynia połączone
Obawy rynku są uzasadnione.
Kolejne giełdy wstrzymują wypłaty klientom, tłumacząc się m.in. aktualizacjami platform transakcyjnych. Niewykluczone, że część tych podmiotów próbuje wycofać się rakiem z biznesu wraz z kapitałem, zanim regulatorzy wymuszą na branży m.in. szczegółowe raportowanie "proof of reserves" (dowód rezerw – przyp. red.) – uważa Szmyd.
Na razie nikt nie podejmuje się oszacowania skali skutków finansowych, po cichu licząc, że nie będzie aż tak źle. W poniedziałek Changpeng Zhao szef Binance'a, największej giełdy na świecie, zobowiązał się do utworzenia funduszu na poczet ratowania rynku krypto i wezwał branże do regulacji. Według niektórych ekspertów, komentujących w sieci ten ruch, twórca największej giełdy kreuje się na wybawiciela, który chce zyskać wizerunkowo na tym kryptokryzysie.
Według mnie to wydarzenie przyspieszy pracę nad doregulowaniem branży – obecnie giełdy centralnie sterowane przez zarządy (są też giełdy zdecentralizowane bez zarządów – przyp. red.) muszą mieć wdrożone procedury dotyczące weryfikacji użytkowników/klientów oraz procedury dotyczące przeciwdziałania praniu pieniędzy. W tym momencie trudno jest sobie wyobrazić, co można zrobić więcej w kwestii bezpieczeństwa. Wydaje się, że dopóki ktoś z nadzoru nie wejdzie do spółki, dopóty nie będzie miał zielonego pojęcia, co się w niej de facto dzieje, jak wyglądają przepływy kapitałowe itp. – mówi Kostecki.
Rachunek sumienia i żal za grzechy
Zdaniem Eryka Szmydy branża liczy, że regulacje ograniczą ryzyko występowania masowych oszustw i złego zarządzania. Nasz rozmówca podkreśla, że znaczna część przeciwników interwencji regulatorów dziś zaczyna się za takową opowiadać. Dodaje, że ci (regulatorzy – przyp.red.) będą mieć twardy orzech do zgryzienia, bo mowa o rynku transgranicznym.
Zdaniem analityka bez konsensusu międzynarodowego w tej sprawie nie da się tego zrobić dobrze. Ponadto uważa on, że rynek krypto przeżywa kryzys analogiczny do kryzysu finansowego z roku 2008. Ekspert w swoich porównaniach odwołuje się również do Wielkiego Kryzysu.
Największa giełda Binance również będzie zagrożona, jeśli inwestorzy zaczną masowo wypłacać z niej pieniądze. Przypomnijmy, że wielki kryzys w latach 20. na Wall Street skończył się bankructwem nawet dla dobrze prosperujących banków tylko dlatego, że ludzie masowo wypłacali z nich pieniądze – wspomina analityk XTB.
Te firmy mogą oberwać
Analityk wskazuje, że pierwsze oznaki masowych wypłat widać m.in. na giełdzie crypto.com, gdzie w ciągu roku spadł o ponad 90 proc. dzienny wolumen transakcyjny. Jego zdaniem analogiczny problem może teraz dotyczyć wszystkich giełd kryptowalutowych, dlatego części branży również zależeć będzie na uregulowaniu i odbudowaniu utraconego zaufania. To może okazać się niezbędne do tego, by inwestorzy wrócili ze znacznym kapitałem na rynek krypto – tłumaczy Szmyd.
Daniel Kostecki z kolei zwraca uwagę, że rynek obawia się o losy Tethera – tzw. stablecoina, czyli kryptowaluty na sztywno powiązanej z kursem dolara amerykańskiego.
Zdaniem przedstawiciela Conotoxi rynek ma wątpliwości czy spółka ma rezerwy pieniężne, odpowiadające wartości wyemitowanych tetherów, co zapewnia płynność i bezpieczeństwo uczestnikom rynku. Jak dodaje nasz rozmówca, plus jest taki, że przy okazji niedawnego upadku firmy Terra, której flagową kryptowalutą była luna, rynek się zdywersyfikował. Innymi słowy, sporo kapitału odpłynęło z tethera do innych stablecoinów.
Bańka pękła
Szmyd przewiduje, że coraz więcej inwestorów będzie uciekać z kapitałem do Bitcoina, dlatego mniejsze kryptowaluty będą miały coraz większe problemy płynnościowe. Zdaniem eksperta docelowo na tym rynku wartym obecnie ok. 842 mld dol. utrzyma się prawdopodobnie maksymalnie kilkadziesiąt projektów kryptowalutowych. Podobnie uważa Kostecki.
W ciągu ostatnich lat powstało mnóstwo projektów kryptowalutowych. Podobnie było w trakcie hossy technologicznej z początku lat 2000. Pęknięcie tamtej bańki internetowej oczyściło rynek i zostały na nim perspektywiczne firmy, które wyrosły na gigantów, jak np. Microsoft czy Amazon. Obecna sytuacja jest analogiczna – mówi dyrektor Conotoxi.
Dodaje, że na kanwie bieżących wydarzeń inwestorzy zarówno instytucjonalni, jak i indywidualni tracą zaufanie do giełd. Według niego w tym monecie trudno przewidzieć, w jakim terminie zostanie ono odbudowane. Jest przekonany, że kryptowaluty jako takie przetrwają. Przekonuje, że w końcu powstały, by używać ich do płatności, transferu kapitałów poza klasycznym systemem finansowym, z kolei wyceny poszczególnych kryptowalut są kwestią wtórną.
– Wywindowali je spekulanci – podkreśla Kostecki.
Dobrej myśli jest też nasz drugi rozmówca.
– Na rynku krypto rządzą emocje. Byczy scenariusz dla bitcoina wciąż leży na stole. Czy się zrealizuje, zależy od tego, czy to już koniec problemów, czy za chwilę pojawią się kolejne. W zależności od tego będzie kształtować się cena BTC – dodaje Szmyd.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl