– Wielu ludzi przyjeżdża dosłownie na chwilę. Dwa-trzy dni, tyle, żeby wykorzystać zaliczkę. I wracają. Mieliśmy nadzieję, że Polacy ruszą na wakacje. A one się zaczęły, tylko jakoś inaczej niż zwykle – mówi w rozmowie z money.pl Grzegorz Schabiński, właściciel stoku i gościńca w Chyrowej. Ma też park rozrywki w Krzemiennej nad Sanem, tam też są miejsca noclegowe i sytuacja z ich obłożeniem jest podobna.
Szybki rzut oka na portale rezerwacyjne potwierdza słowa Schabińskiego – mnóstwo hoteli, hotelików i pensjonatów ma wolne terminy. Jeszcze niedawno – na Boże Ciało – pękały w szwach, a zrobienie rezerwacji na tydzień przed długim weekendem było próbą desperacką i skazaną na niepowodzenie.
Co ciekawe, podobna sytuacja jest w innych regionach kraju.
Wyjazd? Tylko na chwilę
– To dość dziwne, turystów jest na razie po prostu mało. Owszem, trochę ich widać, ale miejsc noclegowych jest jeszcze mnóstwo. Jeśli przyjeżdżają, to na krótko. Mamy nadzieję, że sytuacja się poprawi, ale czas ucieka. Zarówno na wypoczynek, jak i dla nas na jakiś zarobek – mówi z kolei właściciel niewielkiego pensjonatu w Ustce. Wolnych terminów na całe wakacje ma aż nadto.
Dodaje, że tygodniowe rezerwacje zmieniają się coraz częściej w jednodobowe. A początek sezonu zawsze oznaczał pełne obłożenie dla okolicznych biznesów turystycznych.
– Widać choćby po mediach społecznościowych, że ludzie wrzucają zdjęcia z piwa i grilla, jakichś krótkich wypadów. Ale na dłuższe wakacje decyduje się niewielu – zauważa.
– Ja wyjechałem nad morze na kilka dni. Nie stać mnie na dwutygodniowe wczasy, mam wrażenie, że ceny poszły w górę. Nie tylko noclegów czy jedzenia, ale wszystkiego. Poza tym chyba u wielu ludzi sytuacja w pracy jest napięta, trudno dostać długi urlop w dobrym terminie, do tego dochodzi opieka nad dzieckiem, to wszystko trzeba jakoś pogodzić – mówi money.pl pan Tomasz Wróbel. Na początku tygodnia wyjechał z Warszawy do Kołobrzegu, w weekend już planuje powrót.
Dodaje, że wielu jego znajomych z pracy decyduje się raczej na weekendowe wypady, niż na pełnoprawne wczasy. Ot, podładować baterie i przy okazji nie ogołocić sobie domowego budżetu.
Turystyka boi się lockdownu
Obawy branży turystycznej podsycają informacje dochodzące z kręgów władzy – chodzi o potencjalny sierpniowy lockdown. Członkowie rządu wspominają o takiej możliwości. O tym, że rząd spodziewa się czwartej fali, informują już otwarcie niektórzy ministrowie rządu Morawieckiego.
Wiceminister finansów Piotr Patkowski, odpowiadając na interpelację senatorów, napisał, że bon turystyczny dla seniorów najprawdopodobniej nie będzie mógł być zrealizowany tej jesieni. Powód? Spodziewana czwarta fala pandemii.
Branża wierzy, że turyści się pojawią
– U nas też wakacje są odmienne od ubiegłorocznych, przynajmniej na ten moment. Hotele nadal dysponują wolnymi miejscami. Agroturystyki, pokoje do wynajęcia, mniejsze pensjonaty są lepiej obłożone – mówi w rozmowie z money.pl Justyna Szostek z Warmińsko–Mazurskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej. Dodaje, że wszyscy mają nadzieję na wzrost liczby rezerwacji i na to, że na koniec sezonu będzie można go ogłosić jako udany.
– Liczba turystów rośnie, coraz więcej ludzi chce wykorzystać bon turystyczny. Z naszych obserwacji wynika, że wzrasta także liczba rodzin z dziećmi, jest też coraz więcej wycieczek. A 24 lipca zaczyna się Jarmark Dominikański, na który co roku przyjeżdżają tysiące gości, więc w przyszłość patrzymy z optymizmem – mówi w rozmowie z money.pl Łukasz Magrian, dyrektor Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej.
Szansą dla branży może być w tym roku bon turystyczny. Polacy do tej pory niechętnie korzystali z tego świadczenia (500 zł na każde dziecko w rodzinie), "chomikując" bony na później. Z danych na początek czerwca wynika, że beneficjenci dokonali dotąd niespełna 550 tys. płatności na łączną kwotę blisko 400 mln zł.
Bonem turystycznym można płacić już w blisko 23 tysiącach podmiotów turystycznych i organizacji pożytku publicznego, które zgłosiły się do programu.
Niektórzy przedstawiciele branży przypuszczają, że obecnie wczasowicze i turyści mogą obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Ale większość regionalnych i lokalnych organizacji turystycznych w kraju przyłożyła dużą wagę do szczepień pracowników.
- Większość pracowników firm związanych z turystyką, a szczególnie hotelarstwem i gastronomią, jest zaszczepionych. Byliśmy zamknięci przez epidemię prawie 7 miesięcy, pracownicy nie mieli pracy i dobrze rozumieją, że bez szczepień tworzą strefę zagrożenia nie tylko dla siebie, ale także dla przyjeżdżających turystów – zapewnia w rozmowie z money.pl Agata Wojtowicz z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.