O północy z piątku na sobotę Wielka Brytania formalnie przestanie być członkiem Unii Europejskiej. Do końca 2020 r. potrwa okres przejściowy, do tego czasu nie zmieni się praktycznie nic. Jednak pytania o to co dalej, co po 1 stycznia 2021 r., wciąż pozostają bez odpowiedzi. Ta niepewność wywołuje u niektórych spore obawy.
Czytaj też: Gotował dla królowej, walczy o prawa imigrantów
- Mąż wciąż czeka na wydanie decyzji o statusie osoby osiedlonej (potrzebna, by móc zostać i pracować na Wyspach - przyp. red.). Mijają już 4 miesiące, a odpowiedzi nadal brak. Jesteśmy coraz bardziej zniecierpliwieni, przez tę niepewność coraz częściej rozważamy powrót do kraju – mówi Anna. Wraz z mężem Rafałem mieszkają w Londynie od 7 lat.
Jak dodaje, w głowach właściwie już pakują walizki i szykują się na powrót do kraju. Polaków z podobnymi rozterkami jest więcej. Nurtuje ich to, czy będą mogli legalnie pracować, co ze służbą zdrowia, edukacją czy choćby zwykłym wyjazdem w odwiedziny do kraju.
Jednak równie spora grupa brexitem kompletnie się nie przejmuje. Robert z Poznania do Londynu przyjechał 9 lat temu, nie wyobraża sobie życia w Polsce. – Status osoby osiedlonej to tylko formalność. Na pewno zostaję na Wyspach, jest mi tu dobrze, a brytyjski rząd zapewnia nas, że nic się nie zmieni i brexit nie pogorszy naszej sytuacji – mówi z przekonaniem.
Na koniec grudnia – wg oficjalnych danych – ponad pół miliona Polaków zgłosiło się po status osoby osiedlonej. Większość zgłoszeń została pozytywnie rozpatrzona. Jednak aż 400 tys. osób wciąż czeka.
Ambasador RP Arkady Rzegocki w rozmowie z money.pl zachęca do powrotu do ojczyzny. – Nasz kraj pięknie się rozwija, moim marzeniem jest, by jak najwięcej Polaków chciało wrócić do kraju. Dla nas najważniejsze jest to, by Polska była przyjaznym, bezpiecznym domem – mówi Rzegocki.
Uspokaja też, że ci, którzy będą chcieli zostać, pewnie większych problemów mieć nie będą. Gorzej z tymi, którzy planowali przyjechać do Wielkiej Brytanii do pracy lub na studia. Te osoby muszą liczyć się z utrudnieniami, nowymi obostrzeniami oraz tym, że może się nie udać.
Brexit idzie śpiewająco
Jeszcze w środę dla Brytyjczyków dużo ważniejszym problemem niż brexit był rozprzestrzeniający się koronawirus i zagrożenia z nim związane. Jednak już w czwartek przed brytyjskim parlamentem w Londynie zaczęli pojawiać się manifestujący - wymachujący flagami czy transparentami, ale też uśmiechnięci i rozśpiewani.
Choć tak naprawdę do śmiechu nikomu nie jest. Większość z tych, którzy pojawili się przed parlamentem, zrobiła to, by wyrazić swoje niezadowolenie i niezgodę na opuszczenie Unii Europejskiej. Brytyjczycy już tak mają, że nawet niezadowolenie wyrażają śpiewem. Tak jest i tym razem, słowa są różne, jednak najczęściej na nutę "Ody do radości".
- Tańczyłam ze szczęścia, gdy przystępowaliśmy do Wspólnoty, teraz chce mi się płakać, gdy z niej wychodzimy - mówi 67-letnia Joanne, od zawsze mieszkająca w Londynie.
W 1973 r., mając 20 lat, świętowała wejście Wielkiej Brytanii do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Dziś jest wśród protestujących przeciwko polityce rządu pod przewodnictwem Borisa Johnsona, a także wśród zagorzałych przeciwników politycznych działań Nigela Farage'a. - Wciąż mam nadzieję, że wrócimy do Wspólnoty. Choć pewnie już tego nie dożyję – dodaje.
Dokładnie tego samego zdania jest małżeństwo londyńczyków – Adam i Emily. Na pytanie, co myślą o brexicie, Emily od razu mówi: "to, co naprawdę myślę, nie nadawałoby się do publikacji". Uśmiecha się i podkreśla, że jest bardzo zła w związku z opuszczeniem Unii Europejskiej.
Adam wtóruje. - Czujemy się z tym fatalnie. Dzieje się bardzo źle, że wychodzimy ze Wspólnoty. Jednak głęboko wierzymy, że Wielka Brytania wróci do Unii Europejskiej. Za dwa, trzy pokolenia – mówi.
Na stwierdzenie, że dwa, trzy pokolenia to bardzo długo, Emily przytakuje. – Tak, jest to ogrom czasu. Jednak wiele musi się zmienić w naszej mentalności. Starzy, którzy są teraz u władzy, muszą zostać zastąpieni młodymi, często dziś jeszcze niepełnoletnimi. Gdy oni dojdą do władzy, bardzo w to wierzę i bardzo tego chcę, wtedy na pewno wrócimy do Unii Europejskiej – mówi.
O swoją przyszłość – jeszcze bardziej niż wyżej wymienieni – obawia się Ishan, który studiuje w Londynie, ale pochodzi z Indii. – Teraz mamy zapewnienia, że po studiach będziemy mogli tu zostać i legalnie pracować, ale boję się, że mnie po prostu wyrzucą, każą wracać do kraju i nie będę mógł tu dalej spełniać swoich marzeń – żali się.
- Wam, mieszkańcom Unii Europejskiej, jest łatwiej. Wielka Brytania będzie pracowała nad wspólną umową, ale ja i moi koledzy z Indii i innych dalekich krajów boimy się, że przy okazji brexitu będą chcieli się nas pozbyć – dodaje roztargniony.
Na pytanie: "co będzie", teraz nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. Pewne jest jedno. 1 lutego to historyczny moment - Wielka Brytania jako pierwszy kraj od początku istnienia Unii Europejskiej opuszcza tę strukturę. Podkreślmy jednak raz jeszcze, że nie będzie to szokowe wyjście ze Wspólnoty. Do końca 2020 r. potrwa okres przejściowy i będzie to czas na wypracowanie kolejnych umów między Zjednoczonym Królestwem a Unią Europejską.
Przypomnijmy: w referendum sprzed 4 lat ponad 17 mln Brytyjczyków opowiedziało się za opuszczeniem Wspólnoty. Nieco ponad 16 mln obywateli Zjednoczonego Królestwa było innego zdania. Ten niespełna milion przeważył, Zjednoczone Królestwo przestaje być członkiem Unii Europejskiej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl