We wtorek wiceminister cyfryzacji Janusz Cieszyński, który pilotował rządowy projekt ustawy o biegłych rewidentach, poinformował, że "przedsiębiorcy mogą odetchnąć z ulgą, gdyż został on wycofany z Sejmu". Przypomnijmy – do parlamentu wpłynął on zaledwie 18 lipca, ale nie nadano mu do tej pory numeru druku sejmowego.
Zaproponowane przez rząd zmiany szły bardzo daleko. Zgodnie z nimi, wrażliwe dane od firm, w tym przedsiębiorstw państwowych, których sprawozdania badają biegli rewidenci, miały trafiać do jednej centralnej e-bazy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prawnicy i biegli rewidenci ocenili, że zmiany te mogą być dla firm niezwykle niebezpieczne, gdyż firmy przekazują audytorom m.in. informacje o swoich marżach, warunkach kontraktów czy planach rozwoju. Natomiast w przypadku banków, są to dane klientów m.in. o zaciągniętych kredytach oraz wyciągi z ich kont bankowych.
Co ciekawe, baza ta skonstruowana jest tak – jak mówi nam biegły rewident, który chce pozostać anonimowy – że nie będzie w niej śladu, kto do tych danych zaglądał i w jakim celu.
Zdaniem dra Piotra Pałki, radcy prawnego i wspólnika w Derc Pałka Kancelaria Radców Prawnych, projekt ten nigdy nie powinien był trafić do Sejmu, gdyż stoi w jawnej sprzeczności z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z 2014 r. w sprawie szczegółowych wymogów dotyczących ustawowych badań sprawozdań finansowych jednostek interesu publicznego.
Pytanie, kto poniesie odpowiedzialność za proponowanie projektów ustaw oczywiście sprzecznych z prawem Unii Europejskiej – zastanawia się prawnik i dodaje, że ta ustawa to taki "lex Niedzielski dla biznesu".
Wskazuje, że chociaż przepisy ustawy nie weszły w życie, przedsiębiorcy, bojąc się wycieku wrażliwych danych do podmiotów nieuprawnionych, już zaczęli dzielić firmy na mniejsze podmioty.
O tym, czy dana spółka podlega obowiązkowi badania finansowego, decyduje m.in. jej przychód netto oraz wysokość operacji finansowych w kwocie co najmniej 5 mln euro rocznie.
Inne z kolei firmy podjęły decyzje o wykupie swoich obligacji z Catalyst, tak by nie być emitentem, co również pozwoliłoby im na uniknięcie badania finansowego.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl