Fabryka producenta dżinsów działa na Mazowszu od 31 lat. Decyzja globalnego koncernu oznacza, że z pracą pożegna się prawie 800 osób. Firma zamyka jednocześnie swoją ostatnią fabrykę w Europie. W Płocku nikt się tego nie spodziewał.
O likwidacji zakładu dowiedzieliśmy się w środę. Zrobiono zebranie dla wszystkich pracowników i poinformowano, że zakład będzie likwidowany, bo rzekomo mamy duże straty i zwiększają nam się koszty. Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba - mówi money.pl pani Anna zatrudniona w płockim zakładzie.
Kobieta nie kryje rozgoryczenia. - Postawiono nas pod ścianą - twierdzi. Podkreśla, że w fabryce pracują całe rodziny, które teraz zostaną bez środków do życia. Decyzja o likwidacji zakładu jest dla załogi o tyle trudna, że jak mówią nasi rozmówcy, w regionie trudno jest znaleźć pracę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie zamyka się nagle takiej firmy"
Okazuje się, że w zakładzie jeszcze kilka miesięcy temu instalowano nowe kosztowne maszyny, malowano wnętrza, wymieniano oświetlenie, w planach był także montaż fotowoltaiki.
Nie zamyka się nagle takiej firmy. Okłamywano nas, zamiast przygotować na tę decyzję i dać czas na znalezienie innej pracy. W ten sposób 'wyciśnięto' nas do końca - uważa pani Anna.
Andrzej Burnat, przewodniczący zarządu regionu płockiego Związku Zawodowego "Solidarność" również jest zaskoczony. - Ponad 20 lat temu to był zakład pracy, o którym kobiety marzyły. To był kluczowy zakład w Płocku, zaraz po Orlenie - wspomina.
Związkowiec uważa, że najgorsze w tym wszystkim jest to, że chodzi o zamknięcie fabryki, a nie o grupowe zwolnienia. - W takim wypadku można byłoby negocjować jakieś odprawy, co pomogłoby przetrwać wielu osobom najtrudniejszy czas - zwraca uwagę.
Jednocześnie zaznacza, że w przypadku likwidacji zakładu pracy można mówić jedynie o wypłacie trzymiesięcznego wynagrodzenia w przypadku osób ze stażem powyżej ośmiu lat. Dodatkowy problem polega na tym, że w firmie pracują głównie kobiety, w większości w wieku przedemerytalnym. - Gdzie one teraz znajdą pracę? - pyta Burnat.
"Firma ma pewnie na oku tańszą lokalizację w Azji"
Decyzja o likwidacji płockiego Levi'sa została podjęta w momencie, gdy sytuacja finansowa spółki była oceniana jako dobra. Przypomnijmy, że w roku finansowym 2022 Levi's wypracował w Polsce 222,9 mln zł przychodów. To o 15 proc. więcej niż w 2021 r.
Mimo tych wyników w ostatnim czasie związki zawodowe, w tym "Solidarność", wielokrotnie interweniowały w sprawie płac pracowników u dyrekcji zakładu.
- To, co tam się działo w tej kwestii, można nazwać przysłowiową "zapłatą za miskę ryżu". Ludzie zarabiali mniej niż średnia krajowa, bo pracodawca sobie wymyślił, że będzie płacić za trzy tygodnie pracy, a za kolejny już nie. Jednym z argumentów takiego działania miało być niewyrabianie godzin przez pracowników - mówi nam Andrzej Burnat.
Dodaje, że według niego likwidacja zakładu w Płocku może oznaczać, że firma ma pewnie na oku tańszą lokalizację, niekoniecznie w Europie, ale np. w Azji. - Pokazuje to dobrze przykład firmy Mann. Jak wiadomo, zakład w Polsce będzie zlikwidowany, a cała produkcja zostanie przeniesiona do Indii - zaznacza.
Prezydent Płocka: musimy zająć się pomocą dla pracowników
Nasz rozmówca mimo wszystko liczy na to, że uda się wynegocjować dobre warunki dla pracowników płockiego zakładu.
Do sprawy odniósł się prezydent Płocka Andrzej Nowakowski. W komentarzu przesłanym money.pl poinformował, że o zamiarze zamknięcia fabryki dowiedział się w środę od dyrektora zakładu. Jego zdaniem miasto w pierwszej kolejności musi zająć się teraz pomocą skierowaną do pracowników.
Rozmawiałem z dyrektorem fabryki oraz przewodniczącym płockiej 'Solidarności' o tym, jak będzie wyglądać wygaszanie pracy i program odejść pracowniczych, który potrwa do końca roku. Deklaruję moje pełne zaangażowanie oraz wszelkich instytucji miasta, jak choćby Miejskiego Urzędu Pracy, do działania na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa socjalnego pracowników. Zaprosiłem ich na spotkanie w ratuszu, aby porozmawiać o ich sytuacji zawodowej i bytowej - przekazał prezydent Płocka.
Jak zapowiedział, miasto będzie szukać innych możliwości zatrudnienia dla pracowników zakładu Levi Straussa na terenie Płocka, całego kraju, a być może także poza granicami.
"W perspektywie roku będzie także wynajęcie od miasta 40 tys. mkw. powierzchni, pokrytej halami produkcyjnymi. To teren, który może być wykorzystany przez nowego inwestora. Będziemy w tym temacie korzystać ze wsparcia wszelkich agencji rządowych, które zajmują się tego rodzaju działalnością, czyli poszukiwaniem inwestorów" - zapewnia Nowakowski.
Spotkanie w sprawie sytuacji pracowników płockiego zakładu ma odbyć się w sobotę 6 kwietnia w urzędzie miasta.
Fala masowych zwolnień narasta
Informacja o likwidacji zakładu Levi Strauss w Płocku wpisuje się w narastającą od dwóch lat falę masowych zwolnień w Polsce.
Przypomnijmy: w 2022 r. doszło m.in. do zwolnienia 860 członków załogi w firmie MAN Bus Starachowice. Z kolei w 2023 r. firma Cersanit, producent wyposażenia łazienek zredukowała załogę o 230 pracowników w kilku zakładach w kraju, m.in. w Wałbrzychu, Opocznie i Kielcach. W niektórych miejscach Polski na redukcje decyduje się więcej niż jeden zakład pracy.
Jednym z takich przykładów jest sytuacja w Bielsku-Białej. W tym roku rozpoczęły się tam zwolnienia w fabryce silników należącej do światowego giganta motoryzacyjnego - firmy Stellantis, która została postawiona w stan likwidacji. W mieście kończy także działalność zakład firmy Signify zajmujący się produkcją m.in. komponentów do tradycyjnego oświetlenia. W najbliższych miesiącach pracę straci 128 osób.
Firmy przenoszą się z Polski do Indii
W marcu zwolnienia w krakowskim oddziale zapowiedziało także PepsiCo. Według ustaleń "Gazety Wyborczej" w Centrum Usług Wspólnych PepsiCo pracę może stracić nawet 200 z około 800 zatrudnionych tam osób. Okazuje się, że dwa działy firmy są przenoszone do Indii.
- Ledwie kilka lat temu otwierali krakowski oddział, a już szukają oszczędności i taniej siły roboczej w Indiach - powiedział "Wyborczej" jeden z pracowników biura PepsiCo w stolicy Małopolski.
To nie koniec. Tylko w styczniu krakowskie firmy zgłosiły urzędowi pracy zamiar zgłoszenia ponad 400 pracowników. W lutym kolejne zgłoszenia dotyczą ponad 500 pracowników.
- Obecna fala zwolnień grupowych jest znacznie większa niż w poprzednich latach. Redukcje na rynku pracy są tym bardziej widoczne, jeśli porównamy je do okresu sprzed 5-10 lat, gdy ich niemal nie było - przyznaje Mateusz Żydek, rzecznik prasowy firmy Randstat, specjalizującej się w usługach doradztwa personalnego i pracy tymczasowej. Uważa, że część decyzji pracodawców jest skutkiem spowolnienia gospodarczego, a także spadku konsumpcji w kraju i mniejszego eksportu.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl