- Produkcja we wszystkich zakładach jest ograniczona, więc siłą rzeczy spora grupa pracowników nie przychodzi do pracy - mówi money.pl Paweł Sikora, rzecznik prasowy Zakładów Mięsnych Henryk Kania.
Jak zapewnia, wszyscy pracownicy otrzymają za ten czas wynagrodzenie przestojowe. Są bowiem gotowi do pracy, ale nie mogą jej wykonywać z przyczyn leżących po stronie pracodawcy.
Ograniczenie produkcji da się zauważyć gołym okiem. Parking świeci pustkami, a spotkanie zmierzającego do firmy pracownika graniczy z cudem. Przed zakładem w Goczałkowicach-Zdroju jestem o 7 rano, czyli w momencie, gdy robota powinna ruszać pełną parą. Dla pewności czekam ponad godzinę. Ale ludzi nie przybywa.
Jak udało mi się dowiedzieć, w tej chwili na przymusowych lub zaległych urlopach jest ponad połowa z dwutysięcznej załogi firmy. Pozostają oni jednak "pod bronią", więc liczba ta może zmieniać się z dnia na dzień.
Wokół parkingu stoi kilka firmowych ciężarówek, ale kierowcy nie są zbyt rozmowni. "Wiem tyle, co przeczytam w internecie", "jestem zatrudniony przez inną firmę", "dopiero zjechałem z zagranicy, nie orientuję się" - słyszę.
Nawet gdy już uda się kogoś zaczepić, to pracownicy nie chcą rozmawiać, gdy mówię, że jestem z mediów. Na rozmowę zgadza się mało kto.
"Śmialiśmy się z Ukraińców"
Jedną z takich osób jest pani Ludmiła, którą spotykam przed zakładem w Goczałkowicach-Zdroju. Wychodzi z niego wraz z koleżanką. - Właśnie wypisałyśmy urlop, bo nie ma nic do roboty - mówi nam pracownica pochodząca z Ukrainy.
Ona w zakładzie pracuje od lutego. Na razie zachowuje spokój. Wcześniej z wypłatami trudności nie było. - Rozumiem, że są jakieś problemy. Mam nadzieję, że szybko miną - stwierdziła. I powiedziała, że w ubiegły piątek pod zakładem nie protestowała.
Przypomnijmy, że tydzień temu grupa kilkudziesięciu Ukraińców zorganizowała pikietę przed zakładami w Goczałkowicach-Zdroju i w Pszczynie. "Oddajcie nam nasze pieniądze za kwiecień i maj" - można było przeczytać na transparentach. Spółka zapewniała, że to tylko nieporozumienie na linii firma-agencja pracy.
- Śmialiśmy się z Ukraińców, a zaraz sami pójdziemy protestować pod bramą - mówi nam z kolei pan Andrzej, pracownik produkcji. - Szef już nam powiedział, że w poniedziałek nie będzie wypłaty. Wcześniej też były opóźnienia, a ja mam kredyt i trójkę dzieci. Dla mnie każdy dzień jest na wagę złota - denerwuje się. Jak dodaje, nastroje wśród jego kolegów są podobne.
Na problemy z wynagrodzeniami pracownicy zwracają również uwagę w komentarzach w sieci. I tu też pojawia się postulat, by zacząć protest.
Co ciekawe, pan Andrzej to również kibic. Dlaczego to ma znaczenie? - Wie pan, w maju oglądałem mecze Ekstraklasy, a tam wszędzie logo firmy. Na marketing mają, a dla pracowników brakuje i trzeba płacić później - wścieka się.
Jak tłumaczy rzecznik prasowy spółki, umowa z Ekstraklasą była negocjowana ponad rok temu. - Rozumiem punkt widzenia pracowników, ale od tego czasu sytuacja spółki się zmieniła i trudno ją porównywać z obecną - tłumaczy Paweł Sikora.
W poszukiwaniu pracowników wybieram się jeszcze pod zakład w Pszczynie. Tam jednak nie spotykam nikogo. Odwiedzam tylko sklep firmowy Henryka Kani, w którym można zjeść coś na ciepło. Klientów brak, ale jest rano, więc pora wybitnie nie obiadowa.
Zwolnień nie planują
Wynagrodzenia za maj powinny pojawić się na kontach pracowników do 10 czerwca, czyli do poniedziałku. Ale już wiadomo, że tak się nie stanie. - Są pewne opóźnienia, mogę zapewnić, że robimy wszystko, by nie były duże. Pensje na pewno zostaną wypłacone - powiedział money.pl rzecznik spółki.
Król wędlin ma kłopoty warte 833 mln zł
Dodał też, że w poprzednich miesiącach opóźnienia sięgały nie więcej niż kilku dni. - Na bieżąco informujemy o tym załogę - powiedział.
Jak udało nam się dowiedzieć, schemat wypłaty wynagrodzeń zakłada, że jako pierwsi pensje zawsze dostają pracownicy produkcyjni. W dalszej kolejności kierownicy produkcji, pracownicy administracyjni i kadra zarządzająca.
Z naszych informacji wynika również, że plan restrukturyzacji nie zakłada redukcji etatów.
Ważny pracodawca
Swoje kroki podczas wizyty w Pszczynie skierowałem do Powiatowego Urzędu Pracy. Jak się tam dowiedziałem, Zakłady Mięsne Henryk Kania to największy pracodawca w powiecie.
- Ściśle współpracujemy z zakładami, by wyjść z tej trudnej sytuacji. Mogą liczyć na nasze wsparcie - zapewnia w rozmowie z money.pl Bernadeta Sojka-Jany, dyrektor urzędu.
Bezrobocie w powiecie wynosi zaledwie 2,6 proc. To zasługa nie tylko Henryka Kani, ale również dobrego położenia - między Tychami a Bielsko-Białą, gdzie do pracy dojeżdża wielu mieszkańców.
Wracając jednak do sytuacji spółki, Sojka-Jany przyznaje, że wielu pracowników, głównie tych z Ukrainy, zdecydowało się na zmianę pracodawcy.
- Przejęli ich nasi lokalni przedsiębiorcy. Jest wysoki sezon w przetwórstwie, a wielu pracowników ze wschodu potrzebuje pieniędzy na już. Dlatego zdecydowali się na odejście z Zakładów Mięsnych - mówi dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Pszczynie.
Henryk Kania to jeden z największych producentów wędlin w Polsce. Oprócz dwóch zakładów na Śląsku (w Pszczynie i w Goczałkowicach-Zdroju), produkuje również w centralnej Polsce, pod Wieluniem. Zleca również produkcję (np. parówek) w zakładzie w Ćwiklicach pod Pszczyną.
Kania to główny dostawca wędlin do Biedronki. Ta największa sieć sklepów w Polsce jest głównym odbiorcą jego produktów. Przez lata ZM Kania liczyły zyski, aż do pierwszego kwartału 2019. Ten zakończyły 10-milionową stratą, a ceny akcji spółki zanotowały gigantyczne spadki.
Jak pisaliśmy w czwartek, Zakłady Mięsne Henryk Kania mają 833,2 mln zł dług, złożyły też wniosek o przyśpieszone postępowanie układowe. Informują o ograniczeniu produkcji, ale nie wykluczają jej całkowitego wstrzymania.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl