Napięcie na rynku energetycznym rośnie. Obawy o przyszłe ceny energii elektrycznej oraz gazu, a także o dostęp do tych surowców spędzają nam sen z powiek. To, co trapi konsumentów, stawia też wyzwania przed podmiotami instytucjonalnymi, które handlują tymi towarami na giełdach. Ryzyko z tym związane odzwierciedlają ceny transakcji na rynku regulowanym. Przykładowo, w czerwcu zeszłego roku średnia ważona cena dla kontraktu BASE wynosiła 345 zł/MWh. W czerwcu tego roku przekroczyła 1100 zł/MWh. Gdzie jest kres drastycznych podwyżek?
Rynek wycenia ryzyko. Za ryzyko płacą Kowalscy
- Znajdujemy się w czasach olbrzymiej niepewności pod kątem bezpieczeństwa energetycznego, wywołanej wojną oraz ograniczoną podażą surowców wykorzystywanych do produkcji energii elektrycznej. W przeszłości rynek nie miał tego typu dylematów. Wzrost cen to naturalna reakcja - mówi w rozmowie z money.pl Piotr Zawistowski, prezes Towarowej Giełdy Energii (TGE) oraz członek zarządu Europexu, czyli Stowarzyszenia Europejskich Giełd Energii.
Ceny energii na rynkach przekładają się na taryfy konsumenckie, które są pod ścisłym nadzorem regulatorów. Niemniej handel pomiędzy profesjonalnymi podmiotami stanowi dla dostawców punkt odniesienia w zakresie kształtowania cen dla klienta detalicznego.
Ceny giełdowe są benchmarkiem, który pokazują trendy rynkowe. Z drugiej strony bardzo dobrze odzwierciedlają rzeczywiste koszty ponoszone przez dostawców gazu oraz energii elektrycznej - uściśla Piotr Zawistowski.
Dodaje, że model kształtowania się ceny na rynku regulowanym jest transparentny. Rynek giełdowy jest nadzorowany przez Urząd Regulacji Energetyki oraz Komisję Nadzoru Finansowego. Dodatkowo giełdy raportują organom unijnym. Dzięki temu - zaznacza nasz rozmówca - ryzyko manipulacji cenowej czy innych nadużyć jest mocno ograniczone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wolny rynek versus regulacje
W obliczu kryzysu energetycznego, który wisi nad Europą, rola giełd rośnie. Piotr Zawistowski wskazuje dwa największe wzywania dla podmiotów handlujących na rynku energetycznym. Pierwsze dotyczy olbrzymiej zmienności cen. Drugie - interwencji ze strony regulatorów, usiłujących wziąć w karby ceny energii.
- Potrzebny jest dialog regulatorów z giełdami, żeby nie popaść w jeszcze większe problemy. Uściślając, działania podejmowane przez Komisję Europejską oraz poszczególne kraje należące do Unii nie powinny zaburzyć handlu na rynku energetycznym. Obecnie trwa dyskusja o limitach cenowych. Mowa o narzędziach, które mogą zabezpieczyć konsumentów przed wzrostem cen. Działania w tym zakresie powinny współgrać z zasadami wolnego rynku - zwraca uwagę prezes TGE.
Dodaje, że możemy tworzyć różne mechanizmy ograniczające wpływ negatywnych czynników na ceny energii, ale trzeba pamiętać, że np. ceny gazu w Europie zależą od cen tego surowca na rynkach zagranicznych, z których jest on importowany do nas.
Jeśli nasz kontynent zostanie poddany pewnym rozwiązaniom regulacyjnym w celu ochrony konsumentów, to muszą one współgrać ze światem zewnętrznym. Zbyt daleko idące regulacje mogą zabić handel. Np. limity cenowe mogą doprowadzić do tego, że nie da się u nas sprzedać surowca sprowadzonego z zagranicy, ponieważ nie będzie się to opłacać zewnętrznym dostawcom - wskazuje poważne zagrożenie Piotr Zawistowski.
Energetyczna perspektywa Polski
Na tym etapie Piotr Zawistowski uważa, że Polska jest w całkiem dobrym położeniu. - Z jednej strony mamy własne wydobycie węgla, a z drugiej - wysoką zdolność do importu gazu. Przyszłość cen oraz zapotrzebowanie na energię i surowce zależą od bardzo wielu zmiennych czynników, takich jak np. mrozy, które utrudniają prognozowanie - uważa prezes TGE.
Na pytanie o możliwości naszego kraju w przypadku hipotetycznie silnej rywalizacji z innymi krajami o energię i paliwa, niezbędne do jej wytworzenia, nasz rozmówca odpowiada, że jesteśmy do tego dobrze przygotowani pod względem infrastruktury. - Jak to będzie wyglądać? Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć - dodaje.
Uspokaja, że na razie popyt z podażą jest zbilansowany, co świadczy o tym, że nie ma braków w dostępie do energii. Na tym etapie rynek ma, zdaniem naszego rozmówcy, dużo większe obawy o rosnące koszty wytworzenia energii elektrycznej.