Jak zauważa Michał Stajniak z domu maklerskiego XTB, jeszcze dwa tygodnie temu świat mógł cieszyć się z ekstremalnie niskich (jak na dzisiejsze standardy) cen ropy naftowej. Baryłka ropy Brent spadła do granicy 70 dolarów, co było najniższym poziomem od grudnia 2021 r. Dzisiaj o poranku ta sama baryłka kosztowała nawet 15 dolarów więcej.
Wydawało się, że niższe ceny ropy szybciej pozwolą uzdrowić światową gospodarkę z inflacji, ale obecnie nie jest to już takie pewne – komentuje Michał Stajniak z XTB.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
OPEC+ tnie wydobycie. Niespodziewana decyzja
Co się stało? W trakcie weekendu kraje OPEC wraz ze wsparciem ze strony Rosji czy Kazachstanu zgodziły się na dobrowolne dodatkowe cięcia produkcji celem "stabilizacji cen na rynku ropy".
Jak podkreśla ekspert, OPEC ciął wydobycie już wcześniej, ostatnio w październiku 2022 r. Jednak "nowe cięcia nie są jedynie dostosowaniem sytuacji do realiów, kiedy to OPEC nie był w stanie produkować zgodnie z założonym celem". Obecnie cięcia mają być też przeprowadzane głównie przez te państwa, które są w stanie produkować więcej i dodatkowo dochodzi do tego spory efekt zaskoczenia.
Odmowa ze strony USA "doprowadziła do wściekłości Arabii Saudyjskiej"
Ta decyzja może mieć też podłoże polityczne, co tym bardziej nie wróży dobrze, jeśli chodzi o ceny ropy w niedalekiej przyszłości.
W zeszłym roku USA uwolniła znaczne ilości ropy ze swoich rezerw strategicznych, by walczyć ze skokiem cen wywołanym przez inwazję Rosji na Ukrainę. Teraz pojawiały się przypuszczenia, że Amerykanie będą odbudowywać swoje rezerwy.
Arabia Saudyjska zwróciła się do USA, aby te rozpoczęły odbudowywanie rezerw za pomocą saudyjskiej ropy. Jednak publiczne stwierdzenie ze strony USA, że do uzupełniania rezerw nie dojdzie w najbliższym czasie, doprowadziło do wściekłości Arabii Saudyjskiej – zauważa Stajniak.
JP Morgan nie wyklucza, że z powodu cięć OPEC+ ropa skoczy o 15-25 dolarów za baryłkę, czyli do poziomu 100-105 dolarów. Goldman Sachs zwiększył z kolei cenę docelową dla ropy Brent na koniec 2023 r. do 95 dolarów za baryłkę.
Taka cena nie jest jednak na bardzo zmiennym rynku ropy w żaden sposób zagwarantowana. Kluczowy ma okazać się popyt w drugiej części roku w Chinach oraz USA. Jeśli potwierdzą się popularne scenariusze mocnego spowolnienia czy nawet recesji, to – zdaniem ekspertów – takiej ceny ropy w tym roku już raczej nie zobaczymy.
Wyższe ceny ropy to problem dla walczących z inflacją banków centralnych
Co więcej, wyższe ceny ropy psują także inflacyjną układankę dla banków centralnych – ostrzega agencja Bloomberga. Poza kryzysem bankowym w USA to kolejny problem dla bankierów, którzy muszą zastanowić się, do jakiego poziomu podnosić stopy procentowe. Im wyższa ceny ropy naftowej, tym wyższe koszty dla szeroko pojętego biznesu, a to może z kolei oznaczać jeszcze większą uporczywość wzrostu cen na świecie.
Jak zauważa Łukasz Zembik z Oanda TMS Brokers, wczoraj pojawiły się komentarze na ten temat od przedstawicieli amerykańskiej Rezerwy Federalnej. James Bullard. zaliczany do jednego z największych "jastrzębi" w amerykańskiej instytucji (zwolenników zaostrzania polityki monetarnej), stwierdził, że cięcie wydobycia przez OPEC+ sprawia, że zadanie Fedu polegające na obniżeniu inflacji jest "nieco trudniejsze".
Jak dodał Bullard, jest kwestią otwartą to, czy fakt ten będzie mieć trwały wpływ na inflację. Jego zdaniem wyższe ceny ropy i tak by nastąpiły ze względu na powrót gospodarki chińskiej do pełnej sprawności oraz ze względu na fakt, że Europa skutecznie omija scenariusz głębokiej recesji, a Stany Zjednoczone pokazują dość solidne dane makro.
Obecnie, jak podkreśla Zembik, decydenci zarówno w USA, jak i w Europejskim Banku Centralnym, starają się niemal jednogłośnie pokazać, że walka z inflacją nie zakończyła się i udowodnić, że w szeregach tych instytucji wciąż panuje wysoka determinacja do działań mających sprowadzić ją do niskiego poziomu.