Zgodnie z obowiązującymi zasadami, na zmianę taryf prądu musi zgodzić się prezes Urzędu Regulacji Energetyki. W praktyce oznacza to coroczne, niemal rytualne negocjacje: koncerny chcą podnosić ceny, URE walczy o ich utrzymanie lub jak najniższe podniesienie. Również w tym roku Urząd nie widzi podstaw do podwyżek.
Polska Grupa Energetyczna chce odejść od tej praktyki na rzecz uwolnienia cen energii przy jednoczesnym wprowadzeniu taryf socjalnych – informuje "Rzeczpospolita".
URE przekonuje, że nowych rozwiązań tu nie potrzeba, bo klienci wcale nie muszą wybierać taryf regulowanych, ale mają szerszą ofertę – firmy oferują np. sprzedaż prądu wraz z dodatkowymi usługami, takimi jak gaz czy ubezpieczenie.
Dziś około 60 proc. odbiorców w gospodarstwach domowych korzysta z taryf zatwierdzanych przez regulatora, natomiast pozostałe 40 proc. odbiorców wybrało oferty rynkowe. Zdaniem URE to dowód na to, że rynek sam się stopniowo uwalnia.
- Rynek (…) zmierza do sytuacji, w której regulowana taryfa pozostanie tylko dla tych odbiorców, którzy faktycznie potrzebują ochrony, ponieważ np. dotyka ich problem ubóstwa energetycznego – powiedział w rozmowie z "Rz" Rafał Gawin, prezes URE.
Kilka dni temu pisaliśmy o tym, że nawet jeśli prezes Urzędu Regulacji Energetyki nie zaakceptuje proponowanych podwyżek, jak miało to miejsce w zeszłym roku, rachunki dla odbiorców końcowych najpewniej i tak wzrosną w związku z nową opłat. Piszemy o niej w tym artykule.