Prąd w 2020 roku będzie droższy. To już pewne. Zapłacą więcej i przedsiębiorstwa, i gospodarstwa domowe. "Zwykli Kowalscy" dołożą od 10 do 12 proc. więcej niż dotychczas w każdym rachunku. To i tak dobra informacja. Firmy energetyczne wnioskowały o blisko trzykrotnie wyższe zmiany.
Jak wynika z szacunków Urzędu Regulacji Energetyki, gospodarstwa domowe w 2020 roku zapłacą średnio o 9 zł więcej co miesiąc. O tyle większy rachunek dostanie 3-osobowa rodzina.
Rozwiązanie problemu? Zdaniem rządu są to rekompensaty. Przyznawane pod koniec roku i wprost do kieszeni płacących więcej za prąd. Mechanizm jest już wymyślony, choć wciąż mało konkretny.
- Model jest gotowy. Pod koniec roku, gdy będzie można policzyć, ile więcej dane gospodarstwo domowe zapłaciło za prąd, będą wypłacane rekompensaty - tłumaczy Jacek Sasin, wicepremier i szef Ministerstwa Aktywów Państwowych. Jak wynika z szacunków money.pl, w takim układzie jedno gospodarstwo będzie mogło liczyć na około 108 zł zwrotu.
To oznacza, że budżet będzie musiał wyciągnąć ponad miliard złotych.
W Polsce energia elektryczna sprzedawana jest do ponad 15 milionów gospodarstw domowych. Czterej sprzedawcy z urzędu, którym taryfy zatwierdza Prezes URE – tj. Enea, Energa Obrót, PGE Obrót i Tauron Sprzedaż - dostarczają prąd do ponad 13 milionów gospodarstw domowych.
Śmiało można powiedzieć, że PiS zaoferuje Polakom świąteczno-noworoczny prezent. Pod koniec roku na konto powędrują dodatkowe pieniądze. To w zasadzie rekompensata za jeden rachunek energetyczny.
- Model rekompensat wykorzystany w zeszłym roku nie może być zastosowany ponownie - podkreśla Jacek Sasin. To znaczy, że ani firmy, ani koncerny energetyczne nie mogą na nic liczyć. To byłaby niedozwolona pomoc publiczna.
Mechanizm wciąż się tworzy
Szczegóły pomysłu? Wciąż nieznane. - Operacja jest duża, wciąż pracujemy nad odpowiednimi rozwiązaniami - podkreślał wielokrotnie Jacek Sasin w rozmowie z Konradem Piaseckim w TVN24. - Rekompensaty będą pod koniec roku, więc czasu na dopracowanie jest dużo - zaznaczał.
Jak wskazują eksperci, rekompensaty nie rozwiązują podstawowego problemu rosnących cen prądu. W żaden sposób nie powstrzymają kolejnych podwyżek. Jednocześnie mogą być rozwiązaniem kosztownym.
- Widzę dwa problemy tego rozwiązania. Po pierwsze, Polakom w jakiś sposób trzeba te pieniądze wręczyć. Rodzi się pytanie jak? Będą musieli składać wnioski i pokazywać, ile zapłacili za prąd w danym roku czy wypłacimy z góry taką samą kwotę? Po drugie, takie rozwiązanie rodzi masę problemów, masę biurokracji i jeszcze więcej niepotrzebnych kosztów - mówi money.pl dr Aleksander Łaszek, ekspert Forum Obywatelskiego Rozwoju.
- Rekompensaty za cały rok są atrakcyjnie politycznie, ale zupełnie nierozsądne w długim terminie. Ceny prądu od tego się nie zmienią. To może zmienić tylko prawdziwa polityka energetyczna, a tej niestety nie ma - dodaje dr Łaszek.
"To nic nie da"
- W pierwszym roku Polacy w jakiś sposób dostaną od państwa po 100 złotych. W kolejnym roku po 150 zł, a później jeszcze więcej? Rozdawanie pieniędzy nie jest żadnym rozwiązaniem problemu rosnących cen energii. Już dziś płacimy więcej niż Niemcy, Czesi, Słowacy. Nawet prąd sprowadzany z zagranicy jest tańszy niż prąd z Polski. To jest realny problem, którym trzeba się zająć - mówi Janusz Steinhoff, były minister gospodarki i wicepremier w rządzie Jerzego Buzka.
- W najlepszym wypadku takie rozwiązanie będzie warte ponad miliard złotych. To są pieniądze, które powinny trafić do polskiej energetyki. To są pieniądze, które powinny wspierać rozwój odnawialnych źródeł energii. To są pieniądze, które powinny pomagać modernizować polską energetykę. Niestety, dopóki naszym głównym źródłem energii jest węgiel, to nie jesteśmy w stanie go produkować tanio - dodaje. Jak tłumaczy, wynika to w licznych czynników: polityki Unii Europejskiej oraz wydajności tej branży.
Janusz Steinhoff zaznacza, że w budżecie kraju nie ma ani słowa o takich rozwiązaniach i o pieniądzach, które miałyby być na nie zarezerwowane. Dr Aleksander Łaszek jest przekonany, że rząd odkłada problem na przyszłość. - Już dziś można mówić o rekompensatach, a wprowadzać je pod koniec roku, gdy będzie wiadomo, czy budżet stać na cokolwiek - dodaje.