– Niektórzy rolnicy na wiosnę kupowali nawozy, widząc co zaczyna się dziać i nabyli je jeszcze względnie tanio – powiedział Bartosz Urbaniak. – Stopniowo jednak na rynek będą wchodziły produkty z nowego sezonu, a one mogą być znacznie droższe, mocno powyżej inflacji, bo będą wytwarzane z uwzględnieniem obecnych cen środków produkcji. Niektóre ceny nawozów wzrosły o około 1000-2500 zł za tonę. Są jeszcze inne nośniki kosztów w rolnictwie, np. paliwo, które też mocno podrożało, a także energia potrzebna do suszenia i przechowywania – dodał.
Sieci wzięły na siebie część podwyżek. Ale to koniec
Jak poinformował Urbaniak, według obserwacji BNP Paribas, część podwyżek cen żywności w tym roku już była zamortyzowana przez sieci handlowe i pośredników.
Chociaż niektórym rolnikom wydaje się, że producenci, którzy biorą od nich surowce rolne, czy sprzedawcy w sklepach ich wykorzystują, to jednak my widzimy, że przetwórcom i sprzedawcom marże pospadały. Oznacza to, że oni częściowo już wzięli na siebie wzrost cen, który wystąpił na poziomie produkcji rolnej – powiedział.
Ekspert uważa, że firmy nie mają już miejsca, aby dalej amortyzować wzrosty cen z rynku pierwotnego. Dlatego przewiduje, że w przyszłym roku, po kolejnym sezonie, ceny produktów spożywczych w sklepach mogą rosnąć nawet o 20-30 proc. rok do roku.
Firmy ponoszą skutki wysokich kosztów energii
Zdaniem Urbaniaka, marże w przemyśle przetwórczym rosły w pierwszym kwartale tuż po napadzie Rosji na Ukrainę, ale obecnie zaczynają się kurczyć, co jest związane z inflacją i poziomem cen gazu i energii.
– Bardzo niewiele przedsiębiorstw zarówno w Polsce, jak i za granicą kupowało energię i gaz na umowy terminowe, na kilka miesięcy naprzód. Większość z nich kupowała na rynku natychmiastowym, zatem teraz muszą ponosić skutki wysokich kosztów energii – powiedział Bartosz Urbaniak.