Jeszcze w tym roku zamkniemy projekt Sądeckiego Bonu Zakupowego - mówi "Gazecie Wyborczej" Katarzyna Tomoń, prezes spółki Pro Regio Sp. z o.o., operatora programu - Pracodawcom i pracownikom nie opłaca się korzystać z bonu towarowego jako formy wsparcia pracowników - wyjaśnia.
Uruchomiony cztery lata temu program padł ofiarą wprowadzonych przez rząd zmian w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych. Choć limit zwolnienia z podatku został podniesiony z 380 zł do 1000 zł w skali roku, ale tylko w przypadku świadczeń pieniężnych. Od bonów rzeczowych podatek trzeba płacić.
Jak tłumaczy gazeta, właśnie bony rzeczowe były podstawą działania Sądeckiego Bonu Zakupowego. Chodziło o to, by lokalne firmy i instytucje przekazywały pieniądze z Funduszu Świadczeń Socjalnych swoim pracownikom w formie bonów, które następnie mogliby realizować w lokalnych firmach głównie w małych, rodzinnych sklepach.
"Jesteśmy jedną wspólnotą ekonomiczną, w którą wspólnie inwestujemy i w której żyjemy i z której wspólnie korzystamy. Jeśli wszyscy razem powiosłujemy w tym samym kierunku, będziemy mogli z powodzeniem równać się z innymi, zamożniejszymi krajami" - pisali twórcy bonu.
Jak pisze "Wyborcza", do projektu przystąpiło 150 sądeckich kupców, właścicieli sklepów, gabinetów kosmetycznych, a nawet lokalne kuby sportowe i kino. Katarzyna Tomoń mówi, że dzięki programowi przez trzy lata na sądeckim rynku pojawiły się bony o łącznej wartości około 2 mln zł.
Funkcjonowanie programu utrudniały przepisy podatkowe, które stanowiły, że do 380 zł na rok były zwolnione z podatku dochodowego. Rząd Mateusza Morawieckiego podwyższył ten limit do 1000 zł, ale tylko w przypadku świadczeń pieniężnych.
Pracodawcom opłaca się więc przeznaczać pracownikom wsparcie w formie przelewu na konto, ale w formie bonów realizowanych u lokalnych sklepikarzy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl