Łukasz Smoliński i jego narzeczona Natalia Sitarska znani są przede wszystkim jako blogerzy. Od 9 lat prowadzą bloga podróżniczo-kulinarnego Tasteaway. To właśnie z podróży przywieźli pomysł na biznes.
- Zauważyliśmy, że o ile polska gastronomia w ostatnich latach mocno się rozwija, to cukiernictwo stanęło w miejscu, a nawet gorzej, zaczęło się uwsteczniać do czasów sprzed transformacji. Często odwiedzaliśmy cukiernie w Paryżu, Barcelonie. Widzieliśmy, że cukiernia może być czymś trendy, może dostarczać produkty wysokiej jakości. Chcieliśmy stworzyć takie miejsce w Warszawie. I tak 11 listopada 2015 roku otworzyliśmy pierwszy lokal Deseo, przy ul. Angorskiej - opowiada Łukasz.
Trudne początki
Była euforia, tłumy na otwarciu, a potem… same kłopoty. Już drugiego dnia było wiadomo, że firma zmierza w niewłaściwym kierunku.
– Był to festiwal wszystkich możliwych błędów popełnionych przeze mnie. Wynikało to z jednej strony z niedojrzałości biznesowej, z drugiej ze zbyt dużej pewności siebie - miałem już wcześniej biznesy i szły świetnie, nie podejrzewałem, że coś może się nie udać. Kłopoty wynikały też z polegania na niewłaściwej osobie. Nie jesteśmy cukiernikami, więc zatrudniliśmy fachowca, przynajmniej tak nam się wtedy wydawało. Współpraca się nie układała. Nie mieliśmy do powiedzenia nic o smakach, a powinniśmy mieć, bo jako podróżnicy kulinarni sporo o nich wiemy - wspomina Łukasz.
Do tego mieszkańcy Angorskiej nie byli przychylni otwarciu cukierni w ich budynku i mocno utrudniali właścicielom i gościom życie.
26 zł za sztukę
Z tonącego okrętu uciekli niemal wszyscy. Łukasz i Natalia zostali z firmą prawie sami. W 2016 zaczęli budować Deseo od początku. Po trzech latach postawili biznes na nogi. Dzisiaj mają 4 lokale i właśnie otwierają 3 kolejne. Ich Deseo to luksusowa cukiernia. Ciastka potrafią tu kosztować nawet 26 zł za sztukę. Ale za ceną stoi jakość.
- Dla nas najważniejszy jest smak. Wszystkie decyzje zatwierdzamy na panelach degustacyjnych. Ciastko musi nam smakować i świetnie wyglądać. Koszt jest na dalszym planie, dlatego nie oszczędzamy na składnikach. Sprowadzamy prawdziwą wanilię Bourbon z Madagaskaru, która w ubiegłym roku kosztowała 3,6 tys. zł za kilogram. Sami produkujemy też pastę pistacjową. Wcześniej kupowaliśmy włoską, ale okazało się, że jej skład nie jest najlepszy - wymienia Łukasz Smoliński.
Czekolady własnej produkcji
W grudniu 2020 Deseo zaczęło produkować własną czekoladę bean-to-bar, czyli czekoladę od ziarna kakaowca do tabliczki. Jest sprzedawana w tabliczkach, ale też cukiernicy wykorzystują ją też do produkcji ciastek. - Byłem w większości najlepszych cukierni na świecie... tych w Paryżu, Barcelonie, Tokio, Miami czy Los Angeles, ale żadna nie pracuje na własnych czekoladach. Wszystko dlatego, że są uwikłani w kontrakty reklamowe z dostawcami i nie mogą mieć własnej czekolady. My takich zobowiązań nie mamy. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że piszemy właśnie historię polskiego, jak nie i światowego cukiernictwa - podkreśla Łukasz.
Czas na podbój świata
W Deseo można kupić też lody własnej produkcji i napoje od zaprzyjaźnionych dostawców - nie ma tu miejsca na masowość i wielkie korporacje, wszystkie produkty są wyselekcjonowane i najczęściej pochodzą od przyjaciół Natalii i Łukasza. Deseo ma przed sobą duże plany. Firma zatrudnia obecnie prawie 40 osób. Właściciele kończą budować pracownię cukierniczą. Powstanie w biurowcu na Domaniewskiej, w tzw. warszawskim "Mordorze". Zajmie powierzchnię 700 metrów kwadratowych i będzie przeszklona, by można było podglądać pracę cukierników.
Pod koniec lutego kończy się pewna historia firmy. Natalia i Łukasz zamykają lokal przy ul. Angorskiej. Otwierają za to 3 kolejne. Na początku marca ruszy cukiernia w Browary Warszawskie i Suwak 3. Na początku kwietnia lokal na Przyczółkowej. Co dalej? Deseo być może ruszy na podbój innych miast w Polsce. A w przyszłości? Marzeniem jest wyjście poza Polskę.
Szukają meteorytów. Ile na nich zarabiają?
- Naszą ambicją jest stworzenie domu cukierniczego premium, który będzie się szczycił tym, że jest w 100 procentach polski. Chcielibyśmy wyjść z marką za granicę i sprzedawać produkty, które można spokojnie transportować, jak chociażby czekolady czy praliny. Przymierzamy się do tego, by nasza cukiernia zawitała do Tokio, Singapuru czy Paryża. Jest to realne, bo nie odstajemy poziomem od najlepszych cukierni. Musielibyśmy się tylko zmierzyć z nacjonalizmem gospodarczym czy konsumenckim, który jest bardziej rozwinięty w tych krajach niż u nas. To jest do zrobienia - mówi Łukasz Smoliński.