Na Białoruś dotarło już kilkanaście konwojów z najemnikami grupy Wagnera, ich liczebność szacuje się obecnie na 3–5 tys. osób. Z wypowiedzi Aleksandra Łukaszenki wynika, że mogą oni zostać wykorzystani do prowokacji granicznych m.in. przeciwko Polsce.
Polski rząd w odpowiedzi na tę sytuację rozważa więc m.in. zamknięcie wszystkich przejść granicznych z Białorusią. – Nie wykluczam, że jeżeli uznamy, że to właściwa odpowiedź w tym momencie, to doprowadzimy do całkowitej izolacji Białorusi – zapowiedział niedawno Mariusz Kamiński, minister spraw wewnętrznych i administracji.
Okazuje się, że zamknięcie granic uderzy również w Polskę. Mimo wojny w Ukrainie i sankcji nałożonych na reżim Łukaszenki handel między Polską i Białorusią kwitnie.
Cios w Łukaszenkę? Polska grozi Białorusi
Eksport z Polski do Białorusi rośnie
— W 2021 r. wartość eksportu z Polski na Białoruś wynosiła 1 mld. 750 mln euro, a w 2022 r. – 1 mld. 800 mln. Obecnie mamy już prawie miliard euro — tłumaczy Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej (KIG).
Ciekawe są także dane dotyczące tego, co eksportujemy do Białorusi. Okazuje się, że w kategorii towarów, które wysyłamy za naszą wschodnią granicę, dominuje segment motoryzacji oraz AGD. Rośnie także eksport produktów chemicznych.
Można się spodziewać, że np. części samochodowe są kupowane przez Białoruś, ale duża część tego eksportu jest przeznaczona na zaopatrzenie rosyjskiego rynku — podkreśla ekspert KIG.
Import uległ znacznej redukcji
Z Białorusi sprowadzamy natomiast gaz LPG. Łączny import paliw z tego kraju jednak spada. Podobnie jest w przypadku nawozów. Do niedawna z Białorusi sprowadzaliśmy także znaczne ilości drewna.
Według danych GUS w ubiegłym roku do Polski wjechało drewno o wartości blisko 200 mln euro. Na kolejnych pozycjach towarów, które sprowadzamy od naszego wschodniego sąsiada, znajdują się m.in. tłuszcze roślinne i zwierzęce, a także produkty przemysłu chemicznego.
W porównaniu do poprzednich lat import z Białorusi zmniejszył się, co jest skutkiem sankcji nałożonych na ten kraj. — W 2021 r. wartość importu wynosiła 1,5 mld euro, w 2022 r. spadła do prawie miliarda euro, natomiast w ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku osiągnęła niecałe 250 mln euro. W praktyce to oznacza, że w tym roku wartość całego importu z Białorusi może wynieść pół miliarda euro — wyjaśnia Piotr Soroczyński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zamknięcie granic bez współpracy z Litwą i Łotwą nic nie da
Zapytaliśmy ekspertów, jakie mogą być skutki zamknięcia granicy Polski z Białorusią.
W takiej sytuacji Polska możemy spotkać z presją ze strony naszych zachodnich partnerów. Przez Białoruś biegnie kolejowy Nowy Jedwabny Szlak, dzięki któremu do unijnych krajów trafiają towary z Chin. Na tranzycie przez Białoruś zależy więc zarówno Chinom, jak i naszym partnerom z UE — tłumaczy Piotr Soroczyński.
Jego zdaniem dla zachodnich państw dotkliwa może być zwłaszcza blokada kolejowa. Przypomnijmy, że terminal w Małaszewiczach na granicy polsko-białoruskiej nazywany jest często "chińską bramą do Europy". Aż 90 proc. towarów sprowadzanych z Chin do UE przewożonych jest przez to miejsce. Miesięcznie obsługiwanych jest tutaj ok. 25 tys. wagonów.
Białoruś czerpie z tego handlu bezpośrednie korzyści, głównie dzięki opłatom za korzystanie z kolei białoruskich i infrastruktury kolejowej.
— Decyzja o zamknięciu granic bez współpracy Polski z Litwą i Łotwą w praktyce nic nie da. Jeśli tylko polska granica zostanie zamknięta, cały ruch tranzytowy przeniesie się np. do portów w Rydze. Jeżeli jednak nastąpi to w sposób skoordynowany, Białoruś zostanie totalnie odcięta — ocenia Piotr Soroczyński.
Białoruski prezydent zarabia na przemycie
Dr hab. Krzysztof Fedorowicz z Instytutu Europy Środkowej uważa z kolei, że ewentualna skoordynowana akcja Polski, Litwy i Łotwy, w wyniku której doszłoby do zamknięcia granic, uderzyłaby bardzo mocno zarówno w Chiny, jak i w reżim Łukaszenki.
— Nie jest tajemnicą, że białoruski prezydent zarabia na przemycie np. papierosów przez polską granicę. Łukaszenka zrobił z tego prawdziwy przemysł sterowany przez rządowe struktury — mówi.
Już dwa lata temu białoruscy niezależni dziennikarze śledczy ujawnili, że państwowe firmy z Białorusi, bezpośrednio powiązane z reżimem Aleksandra Łukaszenki, odpowiadają za przemyt papierosów do Polski i innych krajów UE. Skala jest ogromna. Współpracownicy białoruskiego dyktatora mają na tym procederze zarabiać nawet do dwóch miliardów dolarów rocznie.
Zdaniem Fedorowicza, Łukaszenka może teraz wykorzystać obecność grupy Wagnera na Białorusi do "podtrzymywania" stanu napięcia i obaw o bezpieczeństwo, zwłaszcza w Polsce i Litwie. — Szczególnie liczy na podjęcie konkretnych działań obronnych, np. rozmieszczenie dodatkowych oddziałów na granicy i stałe bazy wojskowe, co pozwoliłoby mu na utrzymanie permanentnego stanu gotowości swoich wojsk i byłoby uzasadnieniem konieczności pilnowania białoruskiej granicy przed "wrogim NATO — podkreśla.
Dr Jakub Olchowski z Instytutu Europy Środkowej dodaje, że podobne cele ma Putin. — Zależy mu na sianiu niepokoju w polskim społeczeństwie, a także na tym, żebyśmy o tym ciągle mówili — mówi.
Uspokaja jednocześnie, że wagnerowcy obecnie nie mają czym nas zaatakować, bo oddziały bojowników zostały pozbawione przez Rosję m.in. ciężkiego sprzętu.
Nie znaczy to jednak, że nie ma niebezpieczeństwa prowokacji i aktów dywersji na granicy. Jest i to poważne. Nie powinniśmy jednak przesadzać z politycznym i medialnym szumem wokół wzmacniania granicy, bo to woda na młyn rosyjskiej i białoruskiej propagandy — podkreśla.
Nasz rozmówca uważa także, że obecność wagnerowców na Białorusi obóz rządzący może wykorzystywać Polskę do nabijania sobie punktów przed wyborami. — Kwestie bezpieczeństwa będą zawsze wykorzystywane przez każdy rząd, niezależnie od tego, kto aktualnie stoi na jego czele, bo to interesuje ludzi i budzi emocje. Podgrzewanie nastrojów związanych z kwestią bezpieczeństwa podnosi także notowania obozu rządzącego — mówi Jakub Olchowski.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl