- Mamy nową sytuację na Białorusi. Obecność grupy Wagnera, ok. 8 tys. żołnierzy. To element, który jest groźny dla Ukrainy, jest potencjalnie groźny dla Litwy i jest potencjalnie groźny dla nas. Może to oznaczać nową fazę wojny hybrydowej, znacznie trudniejszą — zaznaczył.
Dodał, że bezpieczeństwa zakłada zawsze najczarniejsze scenariusze. - Kierując się tą zasadą, musieliśmy takie decyzje podjąć i to chcieliśmy zakomunikować obywatelom. Wzmocnienie sił obecnych na granicy dotyczy także zwiększenia różnego rodzaju przeszkód i umocnień, które mają chronić naszą granicę, gdyby była ona atakowana — stwierdził.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Błaszczak: będzie większe natężenie działań
Minister Błaszczak, minister obrony narodowej przypomniał z kolei, że za bezpieczeństwo na granicy odpowiada przede wszystkim Straż Graniczna — Wojsko Polskie jest w te działania także zaangażowane. Teraz będzie większe natężenie tych wspólnych działań — zapowiedział.
Przypomnijmy, w nocy z piątku na sobotę Prigożyn ogłosił, że jego bojownicy wkraczają do Rostowa nad Donem. Wcześniej w piątek przywódca najemników oświadczył, że oddziały regularnej rosyjskiej armii zaatakowały obóz wagnerowców, co skutkowało licznymi ofiarami śmiertelnymi. Oznajmił, że zamierza "przywrócić sprawiedliwość" w siłach zbrojnych i wezwał, by nie okazywać mu sprzeciwu.
Próba puczu szybko się jednak zakończyła. Grupa Wagnera ostatecznie wycofała się, będąc ok. 200 km od stolicy Rosji, Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi".
Rosyjska propaganda twierdzi, że duży udział w rozmowach odegrał białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka, który miał namawiać Prigożyna do zawarcia porozumienia z Władimirem Putinem. Zgodnie z tymi ustaleniami najemnicy Grupy Wagnera i sam Prigożyn mają przemieścić się na Białoruś.