Rezolucja Paramentu Europejskiego jest elementem politycznego nacisku na Polskę. PE stwierdza w niej m.in., że "bezprawny Trybunał Konstytucyjny nie jest uprawniony do interpretacji Konstytucji".
Parlament żąda też, aby pieniądze podatników UE nie były przekazywane rządom, które "rażąco, celowo i systematycznie" podważają wartości europejskie. W rezolucji wzywa Komisję i Radę do zastosowania mechanizmu warunkowości służącego ochronie budżetu Unii. Co więcej, chce też wstrzymania się z zatwierdzeniem projektu planu odbudowy i tym samym zablokowania wypłat Polsce.
Co ciekawe, unijne instytucje nie mówią w tych sprawach jednym głosem. PE stanowczo żąda, by pieniądze dla Polski zablokować. Może to zrobić Komisja Europejska, ale PE nie ma na nią bezpośredniego wpływu. Może do niej zaapelować, w ostateczności poskarżyć się TSUE na jej bezczynność.
- Parlament Europejski stara się wytworzyć nacisk na Komisję Europejską, by ta działała bardziej stanowczo. Z drugiej strony to ułatwia Komisji działanie, bo ona może powiedzieć, że to nie jej pomysł, by występować przeciwko państwu członkowskiemu, czyli Polsce. Może łatwo wytłumaczyć, że musi dostosować się do rezolucji, by nikt nie zarzucił jej opieszałości – mówi w rozmowie z money.pl prof. Artur Nowak-Far z SGH.
Na pytanie, czy Polska dostanie pieniądze, prof. Nowak-Far odpowiada jednoznacznie: - Nie dostanie tak długo, jak długo ten stan będzie się utrzymywał. Polski rząd doprowadził do sytuacji, gdy organy unijne nie mają wyjścia. Muszą też powiedzieć społeczeństwom swoich krajów, że Polska nie dostanie pieniędzy. Polska przelicytowała, nie po raz pierwszy zresztą - mówi.
- To jest kwestia ważna w sensie politycznym. To bardzo silny głos i Parlament ma tu jasność, co zresztą widać w głosowaniu – ponad 500 głosów przeciwko 150. Ale jest to też element, który sprzyjać będzie wypracowaniu jakiegoś kompromisu. Polski rząd może stwierdzić, że czas uspokoić Parlament, w którym dochodzi do eskalacji – mówi w rozmowie z money.pl dr Małgorzata Bonikowska z Centrum Stosunków Międzynarodowych.
Komisja Europejska okrakiem
Sama Komisja Europejska zwleka z jakimikolwiek decyzjami. Nie zależy jej na podsycaniu konfliktu, nie jest tak jednoznaczna jak europarlament. Z wielu powodów.
Dr Małgorzata Bonikowska tłumaczy, że polski rząd wie, że ma wielu wrogów w europarlamencie, ale może szukać sojuszników w rozmowach z przedstawicielami rządów. Może ich przekonywać wspólnymi interesami – jak na przykład Francję, z którą być może podpiszemy kontrakt na budowę elektrowni atomowej. Może też liczyć na zmiany rządów – jeśli we Francji wybory wygrałaby centroprawica, a nie liberałowie, polska władza miałaby łatwiej.
- Ale PiS ma też sojusznika w instytucjach UE. Bo Komisja Europejska nie ma interesu w konfliktowaniu się z żadnym państwem członkowskim. Ona de facto jest zależna od państw członkowskich, jej zależy na załagodzeniu tego konfliktu – zwraca uwagę dr Bonikowska.
Tłumaczy, że w przypadku Funduszu Odbudowy jest jeszcze jedna bardzo istotna kwestia: żyrują go wszystkie państwa członkowskie. - W tym Polska. Zatem wstrzymywanie wypłaty pieniędzy na KPO nie jest wygodne dla KE. Komisja nie zatwierdza planu, nie może go więc wiecznie przetrzymywać. Musi go w końcu poddać pod głosowanie ministrów, którzy go przyjmą bądź odrzucą – wyjaśnia dr Bonikowska.
Prof. Nowak-Far wyjaśnia, że rezolucja jest na rękę Komisji. - Ona w tej sytuacji nie może – w moim przekonaniu – pozwolić Polsce na niewykonywanie orzeczeń, a organowi krajowemu na recenzowanie orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości - mówi.
Kogo chce ukarać Parlament Europejski?
Europosłowie podkreślają, że działania te nie mają na celu ukarania narodu polskiego, ale przywrócenie praworządności, kontekście stale pogarszającego się jej stanu i wzywają Komisję do znalezienia mechanizmów, które pozwoliłyby na dotarcie środków finansowych do bezpośrednich beneficjentów.
W rezolucji posłowie podkreślili, że polski Trybunał Konstytucyjny nie ma mocy prawnej i niezależności oraz nie jest uprawniony do interpretacji polskiej Konstytucji.
Prof. Nowak-Far tłumaczy, że TSUE to nie jest jakiś organ zewnętrzny. To międzynarodowy sąd, który dla siebie nawzajem powołały państwa członkowskie. I obiecały, że będą jego orzeczenia wykonywać. - Nie można zarzucać TSUE w formie recenzji, że działa ultra vires i mocą jakiegoś orzeczenia krajowego uznać, że w jakimś zakresie są bezużyteczne – mówi prof. Nowak-Far.
Europosłowie "głęboko ubolewają" nad decyzją z 7 października 2021 roku "jako atakiem na europejską wspólnotę wartości i prawa jako całość" i twierdzą, że Trybunał został przekształcony "w narzędzie legalizacji bezprawnych działań władz", co podkreślali również podczas wtorkowej burzliwej debaty plenarnej z udziałem polskiego premiera i przewodniczącej Komisji Ursuli von der Leyen.
Parlament wyraża też uznanie dla dziesiątek tysięcy pokojowo nastawionych demonstrantów w Polsce, którzy wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko decyzji Trybunału, oraz dla ich pragnienia silnej, demokratycznej Polski, będącej w centrum projektu europejskiego. Posłowie ponownie wyrażają swoje poparcie dla polskich sędziów, którzy pomimo ryzyka dla własnych karier nadal stosują zasadę pierwszeństwa prawa UE i kierują sprawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.