Dwa regiony zagrożone
Jak wynika z danych Ministerstwa Sprawiedliwości, w 2018 roku do sądów w całej Polsce wpłynęło 16 309 wniosków o ogłoszenie upadłości. To o 1 841 więcej niż w 2017 roku, kiedy było ich 14 468. Natomiast 2 lata temu załatwiono 15 240 spraw, a upadłość ogłoszono w 7 164 przypadkach. Rok wcześniej te statystyki wyniosły odpowiednio 13 371 i 6 044. Z kolei w 2018 roku do sądów wpłynęły 863 wnioski z zakresu postępowania restrukturyzacyjnego, a rok wcześniej – 752. Załatwiono tych spraw 825 i 708. Z informacji uzyskanych w resorcie wynika, że dane za 2019 rok są dopiero weryfikowane i będą dostępne w późniejszym terminie.
– Z pewnością w tym roku będzie znacznie więcej upadłości niż w poprzednich latach. Nastąpi to zwłaszcza w takich branżach, jak hotelarstwo, gastronomia, organizacja imprez masowych czy kultura. Oczywiście trwa odmrażanie gospodarki i są środki dla przedsiębiorstw, które znajdują się w trudnej sytuacji. Jednak te pieniądze wystarczą np. na 4 miesiące. A później nie będzie tak, że od razu wróci poziom PKB z grudnia ub.r. Moim zdaniem, to nastąpi najwcześniej za 2 lata. W związku z tym wiele firm, pomimo ponownego rozpoczęcia działalności nie będzie w stanie funkcjonować i w konsekwencji upadnie – komentuje ekonomista Marek Zuber.
Jeśli skutki kryzysu wywołanego koronawirusem nie zostaną szybko zniwelowane, to w ciągu kilku miesięcy znacząco wzrośnie liczba wniosków o upadłość lub restrukturyzację. Zdaniem Marka Niczyporuka, radcy prawnego z bielskiej Kancelarii Ars AEQUI, będzie to bowiem jedyny rozsądny sposób na zatrzymanie spirali niechcianego zadłużenia. Szczególnie problem ten może dotyczyć województwa śląskiego, gdzie obecnie liczba zachorowań jest większa niż w innych częściach Polski.
– Wzrostu liczby składanych wniosków o ogłoszenie upadłości lub otwarcie postępowania restrukturyzacyjnego należy się spodziewać również w innych województwach. Natomiast na samym Śląsku będzie to bardziej widoczne z uwagi na dużą liczbę funkcjonujących przedsiębiorstw – stwierdza Adrian Parol, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny z Jaworzna.
Jak zaznacza Marek Zuber, na Śląsku będzie najwięcej wniosków o upadłość. Tam, w porównaniu z innymi regionami, jest więcej zarejestrowanych przedsiębiorstw. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę procent złożonych wniosków w stosunku do liczby firm w danym regionie, to gorsza sytuacja może być w Małopolsce. Jej przychody ściśle związane są z turystyką, co już boleśnie odczuwa nie tylko Kraków, ale całe Południe. Natomiast Śląsk jest najbardziej rozwiniętym gospodarczo województwem, ze sporym udziałem przemysłu. Tam, poza Warszawą, są najatrakcyjniejsze wynagrodzenia w kraju.
– Sporo przedsiębiorców uzyskało z PFR znaczne subwencje na ochronę miejsc pracy. Jednak nie wszyscy mają świadomość tego, że minimum 25% tych środków będzie do zwrotu, a dalsza część – w zależności od utrzymania stanu zatrudnienia oraz osiągniętych wyników finansowych. Paradoksalnie może to wpłynąć na zwiększenie liczby upadłości lub restrukturyzacji – dodaje mec. Niczyporuk.
Na Śląsku już jest źle
Od stycznia do kwietnia br. do Sądu Rejonowego Katowice-Wschód w Katowicach wpłynęło 75 wniosków o ogłoszenie upadłości przedsiębiorców. To o 10 więcej niż w analogicznym okresie 2019 roku. Natomiast w SR w Gliwicach ostatnio było 35 takich przypadków, a wcześniej – 33. Z kolei w Bielsku-Białej statystyki wyniosły odpowiednio 204 i 87, przy czym uwzględniają firmy i osoby nieprowadzące działalności gospodarczej. W ciągu czterech miesięcy br. do Sądu Rejonowego w Częstochowie dotarło 136 wniosków o ogłoszenie upadłości, w tym 19 dot. przedsiębiorców i 117 – osób fizycznych. W analogicznym okresie roku poprzedniego było to łącznie 121 i odpowiednio – 22 oraz 99.
– Z danych z sądów wynika, że na początku tego roku wniesiono znacząco więcej wniosków o upadłość niż w analogicznych miesiącach zeszłego roku. Warto dodać, że dostępne statystyki odnoszą się do okresów, w których nie ujawniły się jeszcze pełne skutki epidemii COVID-19, a to z pewnością sporo może zmienić w tych statystykach. Obecnie widać wzrost liczby wniosków o upadłość – komentuje ekspert z bielskiej Kancelarii Ars AEQUI.
Inaczej wyglądają statystyki wniosków o otwarcie postępowania restrukturyzacyjnego. W pierwszych czterech miesiącach br. do Sądu Rejonowego Katowice-Wschód w Katowicach wpłynęło ich 13, a w analogicznym okresie ub.r. – 18. Patrząc na dane z sądu w Gliwicach, odnotowano po 9 takich wniosków. Natomiast w Bielsku-Białej ich liczba wyniosła ostatnio 4, czyli o 2 mniej niż rok wcześniej. Z kolei w Sądzie Rejonowym w Częstochowie zarejestrowano w tym roku jeden taki przypadek, a w ubiegłym – 8.
– Dane te wyraźnie pokazują, iż nie odnotowano wzrostu wpływu wniosków o otwarcie postępowań restrukturyzacyjnych. Moim zdaniem, wynika to z braku wiedzy dłużników o możliwościach, jakie daje im ustawa z 15 maja 2015 roku – Prawo restrukturyzacyjne. Ponadto dłużnicy pozyskują pomoc w ramach tarczy antykryzysowej. Niemniej wsparcie ma charakter doraźny. Dla wielu przedsiębiorców to tylko odroczenie decyzji dotyczącej upadłości albo restrukturyzacji – mówi Adrian Parol.
Na obszarze Śląska liczba wniosków o upadłość i restrukturyzację może wzrosnąć dwukrotnie lub nawet trzykrotnie. Według Marka Niczyporuka, stanie się tak, jeżeli sytuacja w górnictwie nie ulegnie poprawie i nie zostanie przywrócona pełna produkcja w branży automotive. Ta ostatnia zapewnia bowiem zatrudnienie nie tylko w koncernach samochodowych, ale również w wielu innych z nią powiązanych sektorach.
– Najbardziej zagrożona jest branża motoryzacyjna, wobec spadku popytu na nowe samochody, spowodowanego spowolnieniem gospodarczym. Stosunkowo duża liczba zarażonych górników nie ma wpływu na kondycję śląskiej gospodarki. Natomiast na liczbę składanych wniosków przez dłużników na pewno będzie miała wpływ zła sytuacja branży górniczej. To będzie rzutowało na sytuację finansową firm powiązanych z nią, które świadczą na jej rzecz usługi. Te przedsiębiorstwa staną wkrótce przed wyborem pomiędzy upadłością lub restrukturyzacją – stwierdza ekspert ds. restrukturyzacji z Jaworzna.
Jeśli kryzys okaże się szczególnie dotkliwy dla niektórych branż, konieczna będzie zmiana rodzaju prowadzonej działalności. Jak podkreśla Marek Niczyporuk, na szczęście śląska gospodarka nie jest już uzależniona od przedsiębiorstw państwowych i przemysłu ciężkiego. Bardzo rozwinięty jest sektor prywatny. Dodatkowo niepewna od lat sytuacja w górnictwie spowodowała, że przedsiębiorcy prowadzą działalności również w branżach z nim niepowiązanych. To zróżnicowanie będzie obecnie siłą tego regionu.
– Przychody Śląska są powiązane przede wszystkim z przemysłem i usługami pracującymi dla niego. Mamy już zapowiedziane zwolnienia, choćby w zakładach automotive, ale sądzę, że w drugiej połowie roku będzie dynamiczne odbicie. Wiele firm ma nadzieję, że dzięki środkom pomocowym uda się powrócić na ścieżkę wzrostu. Ale jeśli kłopoty pojawiły się kilka miesięcy przed pandemią, to można zapytać, dlaczego akurat pieniądze od państwa miałyby pomóc. Tam prawdopodobnie konieczna będzie restrukturyzacja. Pytanie, czy koronawirus spowoduje zmianę tego modelu biznesowego. Myślę, że w większości przypadków jednak nie – podsumowuje Marek Zuber.