"Jak będzie trzeba, to się z Polski wymelduję i zrzeknę polskiego obywatelstwa. Nie dostaną ode mnie pensa!" - pisał niedawno na jednym z polonijnych forów pan Marek, mieszkający na Wyspach. To była jego reakcja na ważące się jeszcze kwestie sposobu opodatkowania pracujących za granicą, niekorzystne dla emigrantów, którzy nadal są zameldowani w Polsce.
Dziś już wiadomo, że od przyszłego roku ulga abolicyjna dla Polaków pracujących za granicą ma zostać znacząco ograniczona. Z szacunków wynika, że ma to dać ponad 200 mln zł dodatkowych wpływów do budżetu. Wiceminister finansów Jan Sarnowski zapewnia, że celem nowych przepisów nie jest ściąganie podatków z pracowników, ale walka z podatkowymi oszustami.
Eksperci widzą to jednak inaczej. Ostrzegają, że deklaracje takie, jak ta pana Marka, mogą stać się ciałem.
- Polacy nie wyjeżdżają za granicę do pracy, ale do pracy lepiej płatnej. Jeśli rząd zabierze im teraz to "lepsze" w postaci wyższych podatków dochodowych z tytułu pracy za granicą, to nic nie będzie ich w stanie powstrzymywać przed wyjazdem z Polski już na stałe – uważa prof. Krystian Heffner, ekonomista, geograf i demograf z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Z badań, które właśnie ukończył prof. Heffner, wynika, że tylko w województwie opolskim tradycyjny ruch wahadłowy (polegający na okresowych wyjazdach do pracy w Niemczech) w coraz większym stopniu jest zastępowany stałą emigracją ludności za naszą zachodnią granicę.
Najmniejsze województwo traci ponad tysiąc osób rocznie
Jak policzył nasz rozmówca, co roku z powodu osiedlenia się na stałe za granicą tylko w tym najmniejszym polskim województwie ubywa około tysiąca-półtora tysiąca polskich obywateli.
Przykładem jest tu rodzina pana Andrzeja. Razem z żoną pracują w Niemczech. Ich dzieci chodzą do niemieckich szkół. Formalnie mieszkają jednak w Polsce. Choć już niedługo.
W Niemczech pan Andrzej ma matkę, która jest emerytką i pobiera niemiecką emeryturę. - Podjęliśmy decyzję, by się wymeldować z Polski całą naszą rodziną i zameldować u mojej matki. Taki meldunek w Niemczech ułatwi nam wiele spraw. Jest potrzebny m.in. po to, aby Finanzamt (niemiecki urząd skarbowy - przyp. red.) rozliczał nas z korzystniejszą klasą podatkową – tłumaczy nasz rozmówca.
Zdaniem prof. Heffnera decyzje o wyjazdach całych rodzin pociągają za sobą procesy społeczne, które są już nie do odwrócenia. - Tylko bardzo niewielka część osób, które zdecydowały się na stałe wyjechać z Polski za chlebem, wraca nad Wisłę choćby na emeryturę. To są pojedyncze osoby - przekonuje prof. Heffner.
Przepisy podatkowe zachęcą kolejnych?
Dodaje, że wyrwa w tkance społecznej wielu lokalnych struktur będzie jeszcze większa. Imigrantów zarobkowych, którzy do tej pory kursowali pomiędzy Polską a Zachodem, będzie od przyszłego roku dużo mniej. Nie tylko na Opolszczyźnie, ale w całym kraju. Stanie się tak z powodu nowych przepisów podatkowych, które zaczną obowiązywać już od stycznia 2021 r., i które zachęcą do pozostania za granicą.
Na ich mocy zmienią się zasady opodatkowania dochodu z pracy poza granicami Polski. Pracujący tymczasowo w Irlandii, Wielkiej Brytanii, Austrii, Belgii, Holandii, Norwegii, a także na Litwie Polacy mogą zapłacić fiskusowi dużo więcej niż dotychczas.
W krajach tych obowiązuje bowiem Konwencja MLI z 2017 r. oraz metoda proporcjonalnego odliczania. Oznacza to, że zgodnie z nowymi zasadami będą oni zmuszeni do rozliczania się nie tylko w państwie, w którym osiągają dochód, ale też w kraju swojego stałego zamieszkania.
W dużym skrócie, urząd skarbowy w Polsce upomni się o nich, ale zapłacą podatek pomniejszony o ten zapłacony już za granicą. Tyle że to marna pociecha, bo dochody Polaków pracujących za granicą często są na tyle niskie, że nie podlegają żadnemu opodatkowaniu (na zachodzie kwota wolna jest zdecydowanie wyższe niż u nas). Teraz się to zmieni.
Przykładowo: W Wielkiej Brytanii kwota wolna od podatku to aktualnie 12,5 tys. funtów (czyli ok. 62 375 zł), a stawka podatku w pierwszym progu ( zarobki od 12,5 do 37,5 tys. funtów) to 20 proc. Dla porówania, w Polsce kwota wolna od podatku to 3091 zł, a druga stawka podatkowa, czyli 32 proc., obowiązuje już po przekroczeniu kwoty 85 528 zł.
Jeśli ktoś wyjeżdżał sezonowo i zarabiał na Wyspach mniej niż 62,3 tys zł, nie płacił tam nic. W Polsce od tej kwoty będzie już musiał (po odliczeniu kwoty wolnej) oddać państwu 17 proc. podatku.
- Ten problem na szczęście już mnie już nie dotyczy. Wyemigrowałam latem tego roku na "amen" i nie planuję już wracać do Polski - mówi z ulgą w głosie Teresa, pilotka wycieczek z Warszawy, która zamieszkała w Wielkiej Brytanii.
Teresy już nie ma w żadnych urzędowych spisach i statystykach. Wymeldowała się z polskiego adresu.
Dokąd wymeldowało się ćwierć miliona Polaków?
Jak podaje Ministerstwo Cyfryzacji, tylko od początku tego roku (do 6 listopada) podobnie jak Teresa postąpiło 9,6 tys. osób. Wymeldowując się z Polski, jako powód podali wyjazd za granicę.
Natomiast aż 244,4 tys. osób, prosząc o wymeldowanie, nie podało żadnego innego adresu w kraju, mimo że formalnie obowiązek meldunkowy wciąż obowiązuje. Dla porównania: 508 tys. Polaków w tym roku zmieniło adres zameldowania podając urzędom nowy.
Gdzie podziało się te niemal ćwierć miliona ludzi? Część osób uznała, że skoro za brak meldunku nie grożą już żadne sankcje, nie dopełniła obowiązku zameldowania w nowym miejscu zamieszkania. Niektórzy zaś świadomie unikają podawania aktualnego miejsca pobytu.
Brak meldunku oznacza m.in. trudność w namierzeniu obywatela przez różne urzędy i instytucje (sądy, policję, urzędy skarbowe, wojskowe komisje uzupełnień, banki i parabanki, czy komorników).
Część z tych 244 tysięcy to osoby, które są już poza granicami Polski, ale nie wskazały tego w dokumentach podczas wymeldowywania się.
- Faktyczny odpływ Polaków za granicę jest dużo większy, niż pokazują to oficjalne statystyki Głównego Urzędu Statystycznego czy Ministerstwa Cyfryzacji. Ludzie ci formalnie znikają m.in. dlatego, że nie chcą być podwójnie opodatkowywani. O tym, jak duże to będzie zjawisko, przekonamy się w ciągu najbliższych 2-3 lat, kiedy ludzie "przetrawią" zmiany prawne i podejmą życiowe decyzje - uważa prof. Heffner.