"Tylko wyższa cena pieniądza niż przed kryzysem, zagwarantowałaby w średnim okresie powrót inflacji do celu, na co jednak nie liczę. Rynek został zaskoczony październikową podwyżką, ale szybsze wprowadzanie tego typu zmian pozwala na zmniejszenie ich skali. W Radzie dominowała łagodna retoryka, ale na wrześniowym posiedzeniu pojawił się wniosek o wyraźną, a nie symboliczną, zmianę stóp procentowych o 190 pb. Dziś stopa referencyjna na poziomie 2,0 proc. z pewnością nie byłaby zbyt wysoka" – powiedział Zubelewicz dla PAP Biznes.
"Oznaczałaby ona jedynie wzrost realnej stopy procentowej z minus 5,0 proc. (po ostatniej zmianie) do minus 3,6 proc. Ewentualne obawy przed takimi ruchami oznaczają, że gospodarkę uzależniono od zbyt taniego pieniądza kosztem większości obywateli, którzy przecież nie zaciągają kredytów. Troska o inwestycje nieodporne na tego typu wahania oznacza, że ich rentowność jest zagrożona. Dotychczas jednak stopa powróciła jedynie do poziomu sprzed maja 2020 r." – dodał.
RPP nieoczekiwanie podwyższyła w październiku stopy procentowe, w tym referencyjną o 40 pb do 0,50 proc. Prezes NBP Adam Glapiński powiedział, że bank centralny będzie dłuższy czas przyglądać się efektom podwyżki stóp procentowych i celowo nie mówi, czy podwyżka była jednorazowa, czy to początek cyklu. Dodał, że wycofanie akomodacji monetarnej ma na celu niedopuszczenie do utrzymania się podwyższonej inflacji w średnim okresie. Zdaniem Zubelewicza, RPP prowadzi obecnie wobec inflacji politykę "wait-and-sleep", a nie "wait-and-see".
"Celem uniknięcia wyraźnych i niekorzystnych nierównowag w polskiej gospodarce zgłosiłem w listopadzie 2018 roku wniosek o podwyżkę stopy referencyjnej do 2 proc. Liczyłem, że dwie kolejne projekcje, pokazujące w całym ich horyzoncie wzrost wskaźnika CPI powyżej 2,5 proc., przekonają Radę o nieuchronności inflacji, przed którą przestrzegałem" – powiedział ekonomista.
Słaby złoty nam nie służy
Zubelewicz zwraca uwagę na ryzyko rozpoczęcia w najbliższych latach nierentownych inwestycji z uwagi na niskie stopy procentowe.
Według Zubelewicza, słabszy złoty preferuje przedsiębiorstwa, które dostarczają dobra klientom zagranicznym, a nie polskim. Ocenia, że przy otwartych rynkach polskie firmy i tak dokonywałyby ekspansji za granicą, ale przez sztuczne osłabianie kursu rozwijają się już kosztem reszty kraju. Dodaje, że zaniżony kurs złotego sprzyja utrwalaniu struktury gospodarki, utrudnia jej adaptacyjność i opóźnia postęp technologiczny.
Zubelewicz wskazuje na trzy, jego zdaniem, istotne paradoksy polityki pieniężnej w Polsce. Po pierwsze, na zapobieganie umocnieniu złotego, które wynikałoby z szybkiego wzrostu gospodarczego. Drugi paradoks polegał w ocenie ekonomisty na tym, że to rządzący politycy apelowali o ograniczenie inflacji, która rzekomo ułatwia sprawowanie władzy. Trzeci paradoks to przypisywanie inflacji problemom podażowym, w sytuacji, gdy oficjalnie PKB jest wyższy niż przed kryzysem, stopy procentowe zaś wielokrotnie niższe niż przed kryzysem.
"Owszem, występują punktowe problemy podażowe, ale skoro łączna produkcja jest większa, to znaczy, że inne branże rekompensują te problemy zwiększoną produkcją. Moim zdaniem, źródłem głównym inflacji jest impuls popytowy. Kreacji tego impulsu służyło przecież obniżanie stóp procentowych, którego nie popierałem. Niższe stopy procentowe i tak nie mogły pobudzić inwestycji prywatnych, a jedynie względnie osłabiały złotego" – uważa członek RPP.