Trwa ładowanie...
Przejdź na
Czterodniowy tydzień pracy w Polsce? "Managerowie łapią się za głowę"
Katarzyna Lorenc
Katarzyna Lorenc
|zmod.

Czterodniowy tydzień pracy w Polsce? "Managerowie łapią się za głowę"

(Getty Images, Hero Images)
Artykuł sponsorowany

Coraz częściej słyszymy głosy, że czterodniowy tydzień pracy jest dobrym pomysłem. Pracownicy entuzjastycznie podchodzą do tematu. Eksperyment taki realizowany jest, czasami z sukcesem, w niektórych firmach lub krajach. Przedsiębiorcy, widząc "entuzjazm" do pracy niektórych pracowników, sarkastycznie proponują trzydniowy tydzień pracy lub dwudniowy. Bo kto z nas nie chciałaby otrzymywać swojego obecnego wynagrodzenia za etat z mniejszą liczbą godzin?

Managerowie łapią się ze głowę, bo postulat ten w praktyce oznacza wzrost wynagrodzeń o 20 proc. dla zatrudnionych pracowników. Dodatkowo oznacza ograniczenie dostępności pracowników o jedną piątą i konieczność dodatkowych zatrudnień, co pociąga za sobą zarówno koszty, jak i nie lada wyzwania organizatorskie. Łatwo jednak zrozumieć zachwyt pracowników. Już dziś dodatkowe dni wolne są jednymi z najbardziej pożądanych benefitów. To czas, który można poświęcić swojej rodzinie, hobby lub dodatkowej pracy zarobkowej. Czy rzeczywiście takie rozwiązanie miałoby sens dzisiaj w Polsce?

Czterodniowy tydzień pracy w Polsce to kolejna przełomowa zmiana?

Część osób twierdzi, że przejście na czterodniowy tydzień pracy jest analogiczny do sytuacji sprzed lat, gdy rezygnowano z roboczych sobót. Pierwszą wolną sobotą był 21 lipca 1973 roku. Wolne soboty były postulatami sierpnia ’80, nie dziwi więc sentyment części działaczy związkowych. Pięciodniowy tydzień pracy został ostatecznie zatwierdzony w 1989 roku wraz ze zmianą ustrojową. Gospodarka miała wiele wolnych mocy produkcyjnych, bezrobocie było na poziomie 16 proc., a w instytucjach i przedsiębiorstwach państwowych nadal królowało ukryte bezrobocie. Wolny rynek budził się do życia.

Dziś jesteśmy na wyczerpaniu zasobów pracy, bez pracowników z zagranicy wiele branż by stanęło. Produktywność pracy nadal jest poniżej wskaźników liderów w Europie. Przeciętnie wydajność polskiego pracownika stanowi ok. 66 proc. średniej unijnej. Polska gospodarka nadal jest pracochłonna. Pracochłonność ta dotyczy głównie prostych zajęć, a nie tzw. pracowników wiedzy. W latach 2010-2020 produktywność wzrosła o 25 proc. W czasie pandemii spadła o ok. 4 proc. Teraz znów idzie do góry, nadrabiając stratę. Nie znaczy to, że czterodniowy tydzień pracy albo 32-godzinny nie jest możliwy, ale dla zdrowia systemu powinien być wdrażany pod następującymi warunkami:

  • zrównanie produktywności pracy z topowymi gospodarkami światowymi,
  • wolne moce na polskim rynku pracy lub/i dostęp do pracowników cudzoziemskich z odpowiednimi kwalifikacjami, zdolnych do pracy zdalnie lub osobiście;
  • ograniczenie popytu na pracę poprzez technologię, co uwolni osoby do wzmocnienia branż pracochłonnych, gdzie wymagana jest praca człowieka.

Polski problem z produktywnością pracowników

Gdyby produktywność szybko wzrosła o 20 proc., a my bylibyśmy liderami wydajności i mieli dostęp do chętnych do pracy ludzi, bylibyśmy na prostej do takiego wdrożenia. Nie miałoby to negatywnego wpływu na gospodarkę, a może doświadczalibyśmy wielu potencjalnie pozytywnych aspektów, jak np. wzrost rynku rozrywki i usług czasu wolnego. Jednak miejsce, w którym jesteśmy, pokazuje, jak długi marsz czeka nas do uzyskania wysokoefektywnej pracy.

Wielu pracowników podaje przykłady firm technologicznych, w których wzrosła produktywność po wdrożeniu czterodniowego czasu pracy. Warto jednak w tym przypadku zwrócić uwagę na kilka aspektów.

Po pierwsze, są to firmy pracowników wiedzy, gdzie odpowiedni wypoczynek może przekładać się na produktywność w kolejnych dniach. Potwierdzają to badania. Pilotaż prowadzony w Wielkiej Brytanii był prowadzony na firmach z branż finansowych, IT, HR. Natomiast nie zwiększy się produktywność fryzjerów czy produkcji, bo produktywność zależy od tempa pracy maszyn czy czasu trwania obsługi klienta i obłożenia zakładu. Nie mamy też danych z dłuższych okresów, np. kilku lat z rzędu.

Naturalne jest, że na fali entuzjazmu po pozytywnej zmianie produktywność rośnie. To samo zjawisko uzyskujemy przy odczuwalnych podwyżkach. Jednak z czasem produktywność powraca do poprzednich poziomów. Dlatego trzeba obserwować pilotażowe wdrożenia w poszczególnych firmach, jak i krajach. Niewykluczone, że utrzymają się doniesienia o 35-procentowych wzrostach przychodów firm oraz zmniejszonej absencji w pozostałych dniach w ciągu pół roku.

Można mieć jednak wątpliwość, czy takim dopalaczem dla pracowników nie jest uprzywilejowana pozycja pionierów, którzy coś udowadniają. Jeśli takie zatrudnienie stanie się powszechne, efekt "dopalacza" zniknie.

Po drugie, przykłady wdrożeń pochodzą z krajów o wysokim etosie pracy. Tam, gdzie praca sama w sobie jest wartością, a techniki organizatorskie i uzbrojenie pracy w urządzenia techniczne jest nieporównywalnie wyższy. Można obawiać się, że część pracowników wykorzystałaby dodatkowy dzień na dodatkową pracę, a efekt świeżości związany z wypoczynkiem i podwyższoną produktywnością nie miałby miejsca.

Po trzecie, zwiększenie produktywności pracy osobistej. W tym samym czasie pracownik jest w stanie zrobić więcej poprzez lepsze zorganizowanie swojej pracy, dobre nawyki, utrzymywanie koncentracji na zadaniach. Badania i efekty projektów szkoleniowo rozwojowych pokazują, że na większości stanowisk administracyjnych jesteśmy w stanie odzyskać 30 dni roboczych - ponad dwie godziny dziennie!

Podnoszenie wydajności w programach typu "personal efficiency program" są w zasięgu wielu pracowników wiedzy. Wdrożenia tego typu systemów nadal nie są częste i dotyczą głównie firm konsultingowych, prawnych i inżynierskich. Te działania pozwalają mieć nadzieję na taką efektywność pracy, w której jeden dzień będzie mógł zostać uwolniony. Innym potencjałem w zasięgu wielu przedsiębiorstw są usprawnienia organizatorskie na poziomie zespołów i procesów. Tu mogą być pomocne działania typu "kaizen" i "lean".

Kolejnym źródłem efektywności jest automatyzacja i robotyzacja pracy, aby to, co rutynowe i żmudne, oddać maszynom. Im więcej dopasowanych usprawnień dla stanowiska tego typu, tym bardziej produktywność może rosnąć. Bez opisanych i zoptymalizowanych procesów i stanowisk efekty wdrożeń technologicznych bywają niezadowalające.

Jak w Polsce możemy podwyższać efektywność pracowników?

Podwyższanie efektywności wymaga inwestycji w człowieka, proces i metody pracy oraz technologię. Zajmuje czas, bo bazą tych zmian są zmiany nawyków, a z tym bywa u nas, jako ludzi, bardzo różnie. Bez zaangażowania kadry menedżerskiej w ten proces trudno spodziewać się rewolucji. Ludzie sami z siebie rzadko doskonalą nawyki pracy. Zwykle pracują tak, jak "było zawsze". Mało osób jest zdyscyplinowanych w braniu przerw, ograniczaniu pustych przebiegów czy pilnowaniu efektywności spotkań zespołowych. To jednostki, które zwykle są kandydatami do awansów i wyróżnień, zwłaszcza gdy firma docenia już aspekt wydajności pracy indywidualnej.

Równocześnie coraz więcej zmian w kodeksie pracy dotyczy dodatkowych dni wolnych. Ostatnie zmiany związane z wdrożeniem dyrektywy work-life balance, w moim odczuciu, konsumują przyrosty produktywności pracy z ostatnich lat. Możemy przyjąć, że celem dla gospodarki jest jej wzrost o kolejne 20 proc. Jeśli będzie związany ze wzrostem produktywności poprzez technologię, być może ograniczy to popyt na pracę, a uwolnione osoby będą zasilać miejsca, których efektywność nie będzie mogła wzrosnąć radykalnie inaczej niż przez zatrudnienie dodatkowych osób.

Podsumowując: do zdrowego dla gospodarki przejścia na czterodniowy dzień pracy jest nam daleko. Wiele firm usługowych, walczących o pracowników, może pokusić się o efekt pioniera, który - patrząc po eksperymentach - jest dość kuszący, jednak wdrożenie powszechne to pieśń przyszłości. Te firmy natkną się na wiele przeszkód natury formalnej z uwagi na to, że przelicznikowy etat ma określoną liczbę godzin.

Nie sposób jednak nie zauważyć, że te socjalne na ten moment postulaty w skali gospodarki zyskują bardzo duże poparcie pracowników. Dlatego warto przyjrzeć się bliżej niedopasowaniu potrzeb pracodawców i pracowników na rynku pracy. Ich dłuższe utrzymywanie się, zapowiada exodus pracowników.

Business Center Club bada i monitoruje te rozdźwięki i aktywnie rekomenduje rozwiązania dla firm i rządzących. Wykorzystanie tej nierównowagi przez populistycznych polityków w przededniu wyborów może stać się kiełbasą wyborczą, podczas gdy dla gospodarki będzie oznaczać kolejny szok i kryzys. Zdrowiej dla wszystkich byłoby wypracować sobie kolejny dzień wolny od pracy niż uprawiać rozdawnictwo kosztem kondycji i konkurencyjności polskiej gospodarki.

Autorką artykułu jest Katarzyna Lorenc, ekspertka Business Centre Club ds. rynku pracy oraz zarządzania i efektywności pracy.

Artykuł powstał w ramach współpracy merytorycznej Akademii Biznesu i Business Centre Club.

Artykuł sponsorowany

praca
zarządzanie
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(37)
WYRÓŻNIONE
Ano
2 lata temu
Ludzie harują po 8-12h bo myślą E tak trzeba,bo jaka emerytura,bo życie drogie itd.Tak wygląda współczesne niewolnictwo.Niestety każdy człowiek który tak pracuje prędzej czy pòźniej przypłaci to zdrowiem i brakiem życia rodzinnego i osobistego.Zastanòwcie się,czy warto??i czy chcecie być niewolnikami systemu??
goodwill
2 lata temu
Kiedyś nie do pomyślenia była praca przez 5 dni w tygodniu i jakoś kraj nie upadł po rezygnacji z roboczych sobót. Teraz opowiadają nam o niskiej wydajności, tylko zapominają dodać, że to obliczenia po przeliczeniu złotych na euro czy dolary. Jak złotówka podrożeje, to wydajność w Polsce okaże się jeszcze niższa. I zapominają dodać, że odpowiednio niższe są w Polsce wynagrodzenia.
Kamil
2 lata temu
Przecież wszyscy dobrze wiemy, że się da. Ba! Nawet na każdym polu, nie tylko w "zawodach wiedzy", ale na każdym. Jak byśmy 50% czasu przeznaczonego na kombinowanie jak zarobić i się nie narobić przeznaczyli na wydajną pracę to moglibyśmy góry przenosić. Tylko nie pozwala nam pewna bariera psychologiczna wywoływana frustracją, tą spowodowaną niższymi zarobkami względem Europy zachodniej. Skoro tam np. sprzątacz zarabia 4x tyle co u nas to nasz sprzątacz - nie oszukujmy się nie wyjeżdżajcie mi tu z wspaniałą pracowitością narodu polskiego - będzie pracował 4x mniej wydajnie, albo coś "wykombinuje" (tak jak na przykład pokolenie zmian ustrojowych wykombinowało sobie wynoszenie dobytku zakładowego xD) żeby wszystko względem siebie było adekwatne. Zapytacie skąd wiem, a no stąd że w życiu przeszedłem przez większość szczebli pracowniczych. Zaczynałem mając 14 lat od roznoszenia ulotek, praca na budowie, trochę pracy w UK, barman w trakcie studiów, potem pierwsze prace po studiach, specjalista inżynier itd. Wszędzie, ale to kurła wszędzie były wymówki, spotkałem mnòstwo ludzi i powiem szczerze, prawie nikt nie pracował tak jak jest to przyjęte i oczekiwane. Z moich obserwacji wynika, że dobrze zdyscyplinowany człowiek jest w stanie pracować ok 40min w ciągu. Przeciętny zazwyczaj 20, a jego rozproszenie trwa 10. Więc jak uda się rzeczywiście przepracować 6h w tych 8 to zajeb***y wynik. Ale cały ten spór rozbija się o numerki. Myślę, że jakbyśmy teraz przeszli na 4 dniowy tydzień pracy, ale traktowali obowiązki poważnie i zadaniowo to nic by się nie zmieniło. Wyszłoby nam to na dobre, płaca ta sama za te samą wykonaną ilość tylko w 32h. Zamiast korzystać z miary jaką jest czas proponuje wprowadzić pojęcie gęstości pracy, tzn w jakiś sposób zmierzonej ilości wykonanej pracy przypadającej na godzinę i to badać. Gwarantuje, że taka gęstość byłaby taka sama. Z resztą takie pierwsze badania były już przeprowadzane na operatorach ciężkich maszyn budowlanych w UK w latach 90. Proste założenie, zrobisz to możesz iść do domu a tygodniówkę dostaniesz całą, nagle z tygodnia roboczego wystarczyło u najlepszych ok 25h, a u tych najsłabszych 30h. Nie walczymy z ekonomią, a tylko i wyłącznie przyzwyczajeniami, kombinatoryką i zachłannością z obu stron. Ogólnie morał jest taki, że do póki pracodawcy będą udawać, że płacą to pracownicy będą udwać że pracują i nie zmienią tego żadne fancy wskaźniki, ale ogólnie się da tylko po co?
NAJNOWSZE KOMENTARZE (37)
Belferek
rok temu
Ja jestem nauczycielem. Lubię swoją pracę bo choć nie płacą kokosów jest dużo wolnego czasu np. na dorobienie w innej pracy lub korepetycje. Pensum 18 godzin można spokojnie zmieścić w 3 dni i tak mam 3 dniowy tydzień pracy.
Tvxd
2 lata temu
Menagierowie łapią się za głowę bo chcą mieć zespół tyrajacy najlepiej 7 dni w tygodniu na systemie pracy ciągłej a sami w czerwi e kartki rozpala sobie grilla i odpoczną a reszta niech za.....
Dżepetto
2 lata temu
..natomiast menaczerowie itp winni byc na stanowiskach min. 5 , 6 dni w tygodniu
Dżepetto
2 lata temu
Niedlugo pracodawcy beda mieli 7 dni wolnych w tygodniu. Co do 4 dniowego tygodnia pracy to na pewno dla pracownikow produkcji wszelkiej masci.
Dżisus
2 lata temu
Ponieważ efektywność polskiego pracownika to aż......65% efetkywności pracownika niemieckiego, holenderskiego, duńskiego, szwedzkiego etc. to zamiast redukować Polakowi czas pracy do 4 dni/tygodniowo, najlepiej od razu przejść na 1 dniowy dzień pracy!!! W ten sposób wprawdzie tracimy na zatrudnieniu Polaka aż 35% efektywności ale tylko w czasie jednego dnia zamiast 4 czy 5 dni. I w ten sposób i tak wychodzimy na swoje. Co nie jest bez znaczenia, oglądamy te mordy tylko raz w tygodniu, więc przy minimalnym opanowaniu psychicznym resztę tygodnia spędzamy cali w skowronkach.
...
Następna strona