W jednym z odcinków serialu Alternatywy 4 podczas ostrej zimy w bloku wyłączono mieszkańcom ogrzewanie, ciepłą wodę i światło. Oznaczało to dwudziesty, ostatni stopień zasilania. W firmie Stanisława Barei stan ekstremalnego zagrożenia przedstawiony jest jak zwykle z humorem, jednak przedstawicielom przemysłu nie jest dziś do śmiechu.
Głównym powodem obecnej sytuacji jest to, że zgodnie z obowiązującymi przepisami, odbiorcy przemysłowi, w przeciwieństwie do odbiorców wrażliwych (to m.in. domy dziecka, szpitale, domy pomocy społecznej, szkoły, przedszkola i żłobki), będą musieli dostosować się do ograniczeń, w tym nawet zaprzestania produkcji, co może zagrozić dalszemu funkcjonowaniu tych firm.
Do takiej sytuacji doszło w sierpniu 2015 roku, gdy ze względu m.in. na falę upałów wprowadzono 20., czyli ostatni stopień zasilania. Część elektrowni przestała wówczas pracować na pełnych mocach i po raz pierwszy od niemal trzech dekad konieczne było ograniczenie dostaw prądu do największych przemysłowych odbiorców. Przedsiębiorstwa, które się do tego nie zastosowały, musiały płacić gigantyczne kary. Łącznie suma kar nałożonych na przedsiębiorców przez URE przekroczyła 25,6 mln zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dla każdej branży ograniczenie produkcji może skończyć się tragicznie
Przypomnimy, stopnie zasilania to w praktyce kolejne poziomy ograniczeń w dostawach prądu oraz gazu. Wprowadzenie stopni zasilania to ostateczność, która czasami konieczna, aby odciążyć sieci energetyczne i uchronić je od niekontrolowanych wyłączeń, czyli blackoutów. Określa się je w skali liczbowej. 11. stopień ją otwiera, a 20. ją zamyka.
Czy tej zimy wprowadzenie stopni zasilania będzie konieczne? Na razie to wielka niewiadoma. Jednak w związku z faktem, że Europa zmaga się z sytuacją niespotykaną w poprzednich latach związaną z kryzysem energetycznym, to przedsiębiorstwa muszą być w razie czego gotowe na taki skrajnie pesymistyczny scenariusz.
Rząd również woli dmuchać na zimne, bo jak się dowiedzieliśmy, prowadzi na ten temat rozmowy z przedstawicielami wielu branż. - Rząd jest w wyjątkowo trudnej sytuacji, bo niemal każda branża mówi to samo, tzn. że ograniczenie produkcji może się dla niej skończyć tragicznie - mówią nasi rozmówcy i dodają, że nie jest to stwierdzenie na wyrost. Powód? Wprowadzenie kolejnych stopni zasilania może wywołać niebezpieczną lawinę, w kontekście faktu, że gospodarka to system naczyń połączonych.
Sektor mięsny i mleczarski dostał zapewnienie od wicepremiera Kowalczyka
Ryzyko przerw w dostawach energii, czyli tzw. blackouty, stanowią ogromne wyzwanie zwłaszcza dla branży spożywczej. - W zależności od procesów produkcyjnych danej firmy, racjonowanie lub nagłe przerwy w dostawach prądu czy gazu mogą mieć drastyczne skutki produkcyjno-finansowe, w najlepszym wypadku będzie to bardzo poważne wyzwanie w utrzymaniu bieżącej produkcji - ocenia Maciej Herman, dyrektor zarządzający w firmie Wedel.
Niedawno podzielił się on z nami informacją, że w przypadku fabryki Wedla graniczną wartością stopni zasilania jest poziom 18. z 20. Poniżej tego poziomu zakład nie będzie w stanie utrzymać mocy produkcyjnych, co wiąże się z zatrzymaniem jego pracy.
Witold Choiński, prezes zarządu Polskie Mięso również uważa, że w przypadku branży mięsnej wprowadzenie ograniczeń w krótkim czasie jest po prostu nierealne. - W naszej branży cały cykl produkcyjny trwa około tygodnia, od przyjęcia zwierząt do wyjścia produktu z zakładu - nie mówiąc już o tym, że musi być zachowany ciąg chłodniczy. Nie da się ot tak po prostu wyłączyć tzw. chłodni składowych, które przechowują kilkadziesiąt ton zamrożonego mięsa - mówi.
Przypomina w tym kontekście sytuację z 2015 roku, gdy wiele firm zostało nagle zmuszonych do wstrzymania lub ograniczenia produkcji. Jednak nie wszystkie od razu dostosowały się do zaleceń. W takiej sytuacji znalazł się również mięsny sektor.
- Teraz nasza branża uzyskała od wicepremiera Henryka Kowalczyka zapewnienie, że jeżeli dojdzie do sytuacji, że trzeba będzie wyłączać prąd, wówczas takie sektory jak branża mleczarska czy mięsna będą traktowane priorytetowo - mówi.
Dodajmy, że Henryk Kowalczyk, wicepremier i minister rolnictwa rzeczywiście niedawno złożył taką deklarację, przyznał zarazem, że ma nadzieję, że do tego jednak nie dojdzie.
Rząd mówił, że UE nie przewiduje żadnego wsparcia dla firm – jest inaczej
Ograniczeń lub przestojów w produkcji żywności nie wyobraża sobie także Andrzej Gantner, wiceprezes zarządu i dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów.
Sytuacja, sprzed kilku miesięcy, pokazała, co może się wtedy wydarzyć. Przypomnimy, latem stanęła m.in. produkcja w firmie Anwil, która jest producentem nawozów azotowych. - W efekcie zabrakło wówczas dwutlenku węgla, który jest niezbędny dla branży spożywczej. Ostrzegaliśmy wówczas, że w takiej sytuacji zakłady produkujące żywność po prostu staną - mówi Andrzej Gantner.
- Dlatego organizacja już od wielu miesięcy apeluje do rządu, aby sektor żywności został uznany za strategiczny obszar gospodarki. - Jednak mimo naszych apeli w dalszym ciągu nie zmieniono przepisów, o które wnioskowaliśmy, aby tzw. moce minimalne przewidziane dla spożywczych zakładów przetwórczych były realne, nie zaś obliczane na podstawie złego algorytmu. To w dalszym ciągu nie zostało zmienione mimo wcześniejszych zapewnień - dodaje.
Zwraca jednocześnie uwagę na problem, o którym niedawno napisaliśmy. - Ustawa o maksymalnych cenach energii pozostawiła bez wsparcia największe firmy zatrudniające powyżej 250 osób. W sektorze żywności to ponad 60 proc. firm - informuje nasz rozmówca.
Dodaje, że jego organizacja zgłosiła w związku z tym poprawkę dotyczącą pomocy dla dużych przedsiębiorstw, która przepadła w Sejmie, ale została wniesiona także w Senacie.
- Dotyczy ona ewentualnego wsparcia dla dużych firm. Okazuje się, że taka pomoc w wysokości do 2 mln euro dla wszystkich firm, które dotknął wzrost cen energii, jest przewidziana w strategii UE. Tymczasem rząd twierdził, że UE nie przewiduje żadnego wsparcia. Okazało się to nieprawdą. W naszej poprawce wskazujemy na dokument, w którym znajduje się informacja o takiej pomocy. Mam nadzieję, że nasza poprawka zostanie przyjęta przez Senat, a następnie będzie uwzględniona w pracach Sejmu - dodaje.
Andrzej Gantner przypomina także, że w przyszłym roku ma dojść do ogromnych podwyżek cen energii, prąd ma zdrożeć nawet czterokrotnie.
- Firmy nie będą w stanie udźwignąć kolejnych podwyżek energii, a tym bardziej przenieść ich na konsumentów. Może nas wówczas czekać to, co już dzieje się w Niemczech, firmy przestają produkować efektem czego są puste półki w sklepach - mówi.
Zatrzymanie produkcji części samochodowych spowoduje globalne reperkusje
Z kolei Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, wskazuje, że branża motoryzacyjna nie znalazła się na liście 250 firm, które wymagają szczególnego wsparcia państwa.
- Zdajemy sobie sprawę, że każda branża w rozmowach z rządem podnosi podobne kwestie. W naszym wypadku problem polega jednak na tym, że jesteśmy bardzo mocno zglobalizowaną branżą i jakiekolwiek ograniczenia czy przejście na kolejne stopnie zasilania może mieć w naszym przypadku daleko idące konsekwencje - wyjaśnia.
Co to oznacza? W praktyce np. zatrzymanie produkcji części do kilku milionów silników samochodowych, może spowodować globalne reperkusje w kilku innych europejskich zakładach motoryzacyjnych w Europie, do których trafiają te komponenty. Ponadto wyłączenie na przykład pieców w odlewni aluminium oraz w hucie szkła oznacza ich zniszczenie.
Możliwość pojawienia się ograniczeń w dostawach prądu czy gazu niepokoi także przedstawicieli branży budowlanej.
- Atlas nie znajduje się na liście najbardziej energochłonnych polskich firm, co nie oznacza, że w naszej produkcji jesteśmy niezależni od kondycji innych tego typu przedsiębiorstw. W branży produkcji materiałów budowlanych udział kosztów energii w ogólnym rozrachunku jest wysoki. Równocześnie polskie przedsiębiorstwa mają także konkurencję ze strony firm z zagranicy, w których koszty produkcji są o wiele niższe - komentuje Paweł Kisiel, prezes Zarządu Grupy Atlas.
Prezes Atlasa również liczy się z tym, że w jego firmie może dojść do sytuacji, że część produkcji zostanie zatrzymana. - Staramy się przygotować na różne scenariusze, m.in. poprzez dywersyfikację zasilania w energię. Dbamy też o wysoki stan zapasów gotowych wyrobów - informuje.
Obawia się jednocześnie, że w razie ograniczeń budowlanej produkcji może dojść do kryzysu na rynku cementu. - Jeśli staną cementownie, nie będziemy w stanie zgromadzić większej ilości tego surowca niż na tydzień. Naszemu sektorowi grozi wówczas nie tylko przestój w produkcji, to także widmo upadłości dla wielu firm - twierdzi.
Rada Dialogu Społecznego będzie rozmawiać z premierem
Łukasz Bernatowicz, prezes Związku Pracodawców BCC i zarazem Przewodniczący Rady Dialogu Społecznego, uważa, że w obecnej sytuacji głównym problemem jest fakt, że decyzje podejmowane przez rząd w sprawie pojawienia się możliwych ograniczeń w dostawach prądu, czy gazu nie są przejrzyste.
- Każdy przedsiębiorca, aby normalnie funkcjonować, potrzebuje przewidywalności i prawnego bezpieczeństwa. Tymczasem rząd nie prowadzi transparentnej polityki. Wielokrotnie prosiliśmy minister Annę Moskwę, aby podzieliła się z nami informacjami, jak jest to definiowane. Od czego zależy, że dana firma znajdzie się w określonej grupie, np. uznanej za strategiczną dla gospodarki? Nie doczekaliśmy się na to odpowiedzi - mówi.
Jego zdaniem dla wielu firm ma to decydujące znaczenie. Chodzi o to, aby przedsiębiorstwa wiedziały, co je czeka i mogły się na to przygotować. - Rząd w odpowiedzi zasłania się jednak rozporządzeniem dotyczącym warunków wprowadzania stopni zasilania, tłumacząc, że tam wszystko zostało wyjaśnione. Problem w tym, że to rozporządzenie jest już przestarzałe i nie rozwiązuje wszystkich problemów - tłumaczy Łukasz Bernatowicz.
Dodaje, że Rada Dialogu Społecznego zaprosiła 7 listopada na posiedzenie plenarne premiera Mateusza Morawieckiego, podczas którego będzie z nim na ten temat rozmawiać.
Przygotowując ten materiał, wysłaliśmy pytania do ministerstwa klimatu oraz rozwoju. Oba urzędy zapytaliśmy o to, czego konkretnie dotyczą rozmowy rządu prowadzone z przedsiębiorcami. Zapytaliśmy także, w jakim stopniu możliwe jest pojawienie się tej zimy ograniczeń w dostawach i poborze energii elektrycznej, czego skutkiem będzie wprowadzenie stopni zasilania. Biuro prasowe resortu rozwoju poinformowało nas, że odpowiedzi możemy spodziewać się piątek.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl