Marcin Krasoń, analityk rynku nieruchomości z Obido.pl przekonuje, że w tej chwili cały świat po prostu zwolnił.
- Wcisnęliśmy przycisk "pause", ale mimo wszystko życie toczy się dalej, choć nieco wolniej. Podobnie jest na rynku mieszkaniowym – budowy trwają, banki działają i udzielają kredytów. Jednocześnie ceny mieszkań przestały rosnąć i jeśli mamy taką potrzebę, nasze dochody nie są zagrożone – to nic nie stoi na przeszkodzie, by pomyśleć o kupnie nowego mieszkania – mówi Krasoń w rozmowie z WP Finanse.
Przestrzega jednocześnie przed robieniem czegoś na siłę, tylko dlatego, że mieszkanie może być tańsze. To nie jest powód, by je kupić – właściwą motywacją są za to nasze potrzeby, skorelowane z możliwościami. Wiadomo, że w wielu branżach dzieje się źle – firmy przestają działać, zwalniają pracowników. Jeśli ktoś nie boi się pogorszenia swojej sytuacji materialnej i ma na oku mieszkanie, które mu pod każdym względem odpowiada – nie musi się specjalnie wahać. Ale lepiej przygotować się na wydłużenie procesu zakupu i zmiany technologiczne.
- Jeśli chodzi o rynek pierwotny, to na razie nie widać, by coś mu groziło. Ciepła zima spowodowała, że wiele budów wyprzedziło harmonogramy. Nawet ewentualne opóźnienie spowoduje co najwyżej, że zostają zakończone w pierwotnie planowanym terminie. Ekipy budowlane ciągle pracują, na razie nie mają większych problemów związanych z koronawirusem – mówi nam Marcin Krasoń.
Dodaje jednak, że pewnym problemem może być szeroko anonsowane przerwanie łańcucha dostaw. Wiadomo, że sporo materiałów budowlanych pochodzi z obszarów dużo bardziej dotkniętych pandemią koronawirusa, więc ich dostawy mogą się opóźnić. Mimo wszystko nad rynkiem pierwotnym – gdzie kupuje się przysłowiową dziurę w ziemi i na ogół nie widzi nawet mieszkania, za które się płaci – czarne chmury nie wiszą.
Podobnie zresztą jest z rynkiem wtórnym. Marcin Krasoń przypomina, że dziś w ruch poszły różne narzędzia, które pozwalają dokładnie obejrzeć mieszkanie bez konieczności wizytowania go. Ba, można nawet zdalnie podpisać umowę, która będzie prawnie wiążąca, a nawet dostać kredyt bez wychodzenia z domu.
- Wąskim gardłem są jedynie notariusze. Dzwoniłem niedawno do kilku – część przyjmuje interesantów, część nie odbiera telefonu. Czas potrzebny na sformalizowanie transakcji nieco się wydłużył, bo jeszcze nie można załatwić tego zdalnie. Ale to też szansa na to, by opracować narzędzia, które to umożliwią – mówi nam Krasoń.
Patrzmy na Chiny
Inni eksperci twierdzą, że warto obserwować rynki, na których zaraza już zaczyna wygasać. Na przykład Chiny. Tam epidemia wirusa SARS-CoV-2 powoli zamiera – przynajmniej wedle oficjalnych danych.
- Chiński rynek jest zupełnie inny niż polski. Nieruchomości kupuje się dużo częściej w celach inwestycyjnych, jednak dla przeciętnego mieszkańca Chin są one bardzo drogie i nierzadko na zakup składają się całe rodziny lub kupują je majętni inwestorzy. Wpływ epidemii na rynek mieszkaniowy najlepiej widoczny był w danych dotyczących chińskich deweloperów. Sprzedaż w lutym spadła o 38 proc. w skali roku (w porównaniu z lutym 2019). W ujęciu miesięcznym sprzedaż w lutym spadła nawet o 44 proc. (luty vs styczeń 2020). Paraliż rynkowy najbardziej dotknął mniejsze firmy, jednak wszystkie ucierpiały po tym, jak lokalne samorządy nakazały zamknięcie biur sprzedaży – opowiada Barbara Bugaj, ekspertka SonarHome.
To efekt kwarantanny i zamykania biur sprzedaży. Wiele firm przeniosło sprzedaż do internetu. Barbara Bugaj zwraca uwagę, że tylko jednemu z większych chińskich deweloperów udało się w lutym zwiększyć sprzedaż w skali roku (w porównaniu do lutego 2019 r.). Jednak stało się to dopiero po ogłoszeniu kampanii marketingowej, w której firma oferowała 25 proc. zniżki na 613 nieruchomości.
Promocje (trzy apartamenty w cenie dwóch) zaoferowały też inne spółki. Kupujący mogli anulować umowę w ciągu 30 dni. Deweloper zwracał im depozyt plus odsetki.
Prawie połowa finansowania chińskich deweloperów to bieżąca sprzedaż nieruchomości. Dlatego wyhamowanie sprzedaży, zamknięcie biur i brak transakcji tak bardzo wpływają na płynność finansową firm - nie dysponują one bowiem zapasem gotówki ani na bieżącą działalność, ani na spłatę długu. Polscy deweloperzy są w innej sytuacji, w dużej mierze finansują się bieżącymi wpłatami klientów.
Rynek nieruchomości w każdym kraju ma inną specyfikę. Jak przewidują eksperci serwisu alebank.pl, na rynku nieruchomości możliwe są również dwa inne scenariusze.
- Po pierwsze, może to być kilkumiesięczne zmniejszenie liczby transakcji, związane z ograniczeniami związanymi z epidemią koronawirusa. Jeśli epidemia się rozprzestrzeni w naszym kraju, to potencjalni kupujący mogą wstrzymać się z decyzją o zakupie. Gdy zagrożenie minie, sytuacja na rynku może wrócić do normy - pisze w swojej analizie Jarosław Sadowski z Expandera.
Drugi scenariusz wydarzeń, jaki przedstawia, to całkowite zatrzymanie się boomu mieszkaniowego.
– Jeśli konsekwencje gospodarcze epidemii będą poważne i długotrwałe, to potencjalni kupujący zaczną obawiać się zaciągania kredytów na kilkaset tysięcy złotych, a banki jeszcze mocniej ograniczą finansowanie - tłumaczy ekspert. Drugi ciąg zdarzeń analityk Expandera uzasadnia ponadto zachowawczym zachowaniem inwestorów.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl