Na przełomie lipca i sierpnia pierwsze partie aut marki Omoda trafią do Polski. Chiński debiutant na naszym rynku liczy na 300-500 zamówień w pierwszym miesiącu. Do końca roku plan sprzedaży zakłada 1 tys. aut. - W 2025 r. chcemy, aby nasz udział w polskim rynku sięgnął około 3 proc. W perspektywie pięciu lat planujemy 5 proc. Biorąc pod uwagę naszą strategię i inwestycje, myślę, że nie będzie to bardzo trudne - mówi money.pl Eric Zheng, dyrektor marki Omoda w Polsce.
Jak pisał "Puls Biznesu" dziś w rankingu chińskich aut w Polsce króluje Volvo, które uwzględnia się w tych statystykach ze względu na chińskiego właściciela - koncern Geely.
Cena nie jest jedynym czynnikiem, którym chcemy konkurować na rynku. Nasza strategia zakłada, że w tej samej cenie chcemy zaoferować lepszy produkt. Tak chcemy działać w Polsce - dodaje Zheng.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ping, ping". Producenci aut walczą z niepotrzebnymi powiadomieniami
Eksperci rynku motoryzacyjnego są zgodni, że samochody z Państwa Środka nie ustępują pod względem designu ani osiągów autom marek zachodnich o ugruntowanej pozycji. Są jednak widoczne różnice w innych obszarach.
- Cała grupa projektantów i inżynierów pracuje nad tym, jak dostosować samochody pierwotnie opracowane na rynek chiński, do potrzeb europejskich klientów - mówi money.pl Jochen Tueting, dyrektor zarządzający Chery Europe, firmy, do której należą marki Omoda i Jaecoo.
Jako przykład dziedziny, w której różnice są zauważalne, wymienia niektóre kwestie dotyczące systemów bezpieczeństwa.
- Gdy spojrzymy na bezpieczeństwo pasywne, to wymagania klientów w Europie i Chinach są takie same. Gdy dojdzie do wypadku, chcą być bezpieczni. Skupiamy się na tworzeniu systemów bezpieczeństwa aktywnego - dodaje Tueting.
Nasi pracownicy przejeżdżają dziesiątki tysięcy kilometrów po europejskich drogach, aby dostosować wszystkie funkcje wspomagające kierowcę tak, aby uniknąć tych wszystkich niepotrzebnych "ping, ping", niepotrzebnych powiadomień i interwencji. Każdy producent musi spełniać nowe wymogi, ale równocześnie musimy zadbać o komfort jazdy, to jest bardzo, bardzo cienka linia - podkreśla szef Chery w Europie.
Widoczne różnice obejmują także to, jak samochód komunikuje się z kierowcą, gdzie są "poukładane" poszczególne funkcje. Czasami mogą wydawać się niepotrzebne, jak konieczność otwierania klapki ładowania za pomocą funkcji w menu. Również europejscy producenci przenieśli na ekran wiele funkcjonalności, jak choćby regulację temperatury.
Tueting przypomina, że zalecenia euroNCAP są jednak takie, by niektóre fizyczne przyciski przywrócić, aby nie odciągać uwagi kierowcy i podnieść bezpieczeństwo na drodze. - Z tej perspektywy to zdecydowanie słuszne. Uważam, że osiągniemy balans w tej kwestii - ocenia.
Przycisk musi "przetrwać następną dekadę"
Tueting, który sam mieszkał w Chinach, uważa, że rozwiązania, które obserwujemy w chińskich samochodach, "za dwa lub trzy lata zobaczymy też w Europie". Tłumaczy, skąd może wynikać to zdziwienie niektórymi funkcjonalnościami.
- Kluczową różnicą jest to, że w Chinach wciąż jest wielu klientów, którzy dopiero kupują swoje pierwsze auto. Nigdy wcześniej go nie mieli. Dlatego to, co w nim zastaną, staje się dla nich standardem. W Europie większość klientów posiadała już wcześniej inne samochody, więc mają pewne oczekiwania odnoszące się do tego, czy powinno być pokrętło lub przycisk, albo gdzie w menu powinna się znajdować jakaś funkcja. Jeśli jej nie znajdują, są poirytowani lub rozczarowani, bo "normalnie była tutaj" - mówi money.pl Tueting.
Jego zdaniem, choć fizyczne przyciski nie znikną, to na pewno nie można liczyć na odwrót od dotykowych ekranów i powrót do tego, co było. Wskazuje na aktualizacje on-line (ang. OTA, over-the-air). - Fizyczne przyciski trudno zaktualizować bezprzewodowo. Gdy zaś mowa o interfejsie na ekranie dotykowym, wystarczy zmienić oprogramowanie, aby mieć tam zupełnie nowy układ i nowe funkcje. Jeśli więc decydujesz się na fizyczny przycisk do czegoś, musisz mieć pewność, że przetrwa następną dekadę - mówi Jochen Tueting w rozmowie z nami.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl