Pomimo że sprzedaż rosyjskich diamentów pośrednio finansuje machinę wojenną Władimira Putina, Europa wciąż nie objęła tego sektora sankcjami. Co prawda Rada UE zatwierdziła 6 października wynegocjowany wcześniej ósmy pakiet sankcji gospodarczych i indywidualnych przeciwko Rosji, ale z listy sankcyjnej usunięto surowe diamenty wydobywane przez rosyjską spółkę Alrosa, mimo że rosyjskie złoto już wcześniej zostało nimi objęte.
Nie zgodziła się na nie Belgia, kraj, w którym działają aż cztery giełdy diamentów, a słynne antwerpskie szlifiernie zmieniają kamienie w klejnoty. Jak donosił "UEobserver", belgijscy lobbyści zrzeszeni wokół Antwerp Diamond Center przekonywali, że sankcje wobec rosyjskiego sektora diamentów zaszkodzą Europie i doprowadzą do utraty 10 tys. miejsc pracy tylko w samej Antwerpii.
To przez to europejskie miasto przepływa bowiem ponad 80 proc. surowych kamieni i ponad 50 proc. szlifowanych klejnotów. Przez lata duży udział w handlu miała tam również rosyjska Alrosa. Jak donosi Bloomberg, za sprawą Europy - każdego roku z Antwerpii do Rosji płynie ok. 2 mld euro.
Zeszlifować rosyjskość
W kwietniu USA i inne kraje G7 nałożyły na Alrosę sankcje, co doprowadziło do gwałtownego spadku eksportu tych szlachetnych kamieni z Rosji na główne rynki. Jednak, jak się okazało, Rosja względnie szybko znalazła kanał, którym odbudowuje swoją potęgę na rynku diamentów.
Choć klejnoty z Rosji są sankcjonowane, obostrzenia nie obejmują surowego diamentu, który wciąż skupują szlifiernie z Indii i Chin. Diamenty po ciuchu trafiają też do Europy. Po cichu bowiem część klientów omija krwawe kamienie i nie chce ich kupować.
Jak pisaliśmy w money.pl największe firmy jubilerskie, jak Tiffany, Pandora czy Chopard, w ogóle przestały sprowadzać diamenty. Jednak część zaufanych pośredników wciąż kupuje diamenty w Rosji, a dalej sprzedaje je do szlifierni, gdzie podlegają cięciu i szlifowaniu, a następnie, pod postacią "biżuterii z krajów trzecich", są eksportowane na cały świat.
Wywołany sankcjami ograniczona dostępność na rynku mniejszych i tańszych diamentów, za dostawy, których odpowiadała Alrosa. Na dodatek największy konkurent De Beers podniósł ceny, co zwiększyło popyt. Jak donosi Bloomberg, wartość sprzedaży rosyjskich diamentów już sięga ponad 250 mln dolarów miesięcznie. W niektórych miejscach wraca do poziomu sprzed inwazji na Ukrainę.
Pieniądze na wojnę popłyną z Afryki
Wyłączenie Alrosy spod europejskich sankcji to jednak niejedyny prezent dla Władimira Putina. Pod koniec sierpnia rosyjska spółka górnicza odkryła 22 nowe złoża diamentów w Zimbabwe. To efekt współpracy jej spółki joint venture z rządem - Zimbabwe Consolidated Diamond Company. Rosjanie mają w niej aż 70 proc. udziałów, pozostała część należy do tego afrykańskiego państwa - podał portal "International Diamond Exchange".
Jak informował prezydent Zimbabwe Emmerson Mnangagwa na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w Nowym Jorku, Alrosa będzie mogła prowadzić wydobycie jedynie na dwóch złożach. Pozostałe mają zostać zaoferowane innym inwestorom.
To jednak oznacza, że rosyjskich diamentów na rynku może być jeszcze więcej. Tylko ze swoich syberyjskich kopalni Alrosa wydobywa około 30 milionów karatów rocznie. Jej zysk netto w 2021 roku wyniósł 91 mld rubli.
Prócz surowego diamentu, klejnotów, rosyjska firma przygotowuje się do wprowadzenia na rynek diamentów inwestycyjnych. Jak pisaliśmy w money.pl, koncern wprowadził do oferty dwa produkty: rzadkie duże diamenty wyceniane na minimum 50 tys. dolarów oraz "koszyki diamentów" wyceniane na 25-50 tys. dolarów. Alrosa proponuje również usługę przechowywania diamentów.
Krwawy potentat
Alrosa należy do wielkiej czwórki, stając w równym szeregu z brytyjską De Beers, australijską Argyle Diamond Mines i amerykańską BHP Nilliton. Dla Putina to obok Gazpromu jedna najważniejszych firm. Buduje zarówno prestiż Rosji, ale przynosi też budżetowi państwa zyski w twardej walucie i zabezpiecza skarbiec.
Przypomnijmy, że trzecia część udziałów Alrosy należy bezpośrednio do państwa, a kolejna część należy do władz rosyjskiej republiki Jakucji, która zarządza kopalniami.
Przez lata Alrosa była wspierana państwowymi pieniędzmi, za co odwdzięczała się kolejnymi inwestycjami. Finansować miała również okręty podwodne Federacji Rosyjskiej, w tym jednostkę biorącą udział w ataku na Krym w 2014 roku. Jeden z okrętów został ochrzczony mianem "Alrosa".
Ale jej powiązania z Kremlem są jeszcze bardziej ścisłe. Spółką kieruje Siergiej Iwanow, oligarcha również objęty sankcjami. Jego ojciec - Siergiej Borysowicz Iwanow - przez długi czas był ministrem obrony i jednym z najbliższych przyjaciół Putina.
Jak wskazywał w rozmowie z money.pl Michał Tekliński, dyrektor ds. rynków międzynarodowych w Grupie Goldenmark, zarówno urzędnicy europejscy, jak i innych państw Zachodu dążą więc do uznania rosyjskich diamentów za "krwawe", zgodnie z rezolucją 55/56 ONZ, zwaną Procesem Kimberley, traktującą o ograniczaniu handlu diamentami pochodzącymi ze stref konfliktów i finansujących wojny.
Rosja natomiast usiłuje zerwać tę etykietkę, czego dowodem jest przytaczane przez "New York Times" oświadczenie rosyjskiego Ministerstwa Finansów, który wciąż utrzymuje, że "wpływy z diamentów pozwoliły na utwardzenie dróg, budowę szkół i szpitali", a nie służyły do finansowania wojny w Ukrainie.