Jak pisze "Rzeczpospolita", łączny dług publiczny na koniec 2021 roku według unijnej metodologii może sięgnąć nawet 1,52 bln zł. To o tyle miarodajne, że uwzględnia również koszty programów pomocowych zarządzanych przez Polski Fundusz Rozwoju i Bank Gospodarstwa Krajowego.
To ponad 200 miliardów złotych, które zostały przez rząd "wypchnięte" poza budżet państwa. Wpłyną jednak na dług brany pod uwagę przez Unię Europejską. Gdyby zaś liczyć po "naszemu", to dług urośnie do 1,22 bln zł.
1,52 bln zł to o 480 mld zł więcej niż jeszcze na koniec ubiegłego roku. W dwa lata czeka nas więc przyrost zadłużenia o około 46 proc.
Co jednak pocieszające, pożyczki zaciągane przez Skarb Państwa nie będą dużo droższe. Koszty obsługi długu wzrosną bowiem zaledwie o kilka procent. Jak to możliwe? Tu kluczowe są decyzje Rady Polityki Pieniężnej. To właśnie dzięki niskim stopom procentowym udaje się utrzymać koszty obsługi długu na relatywnie niskim poziomie.
A ponieważ stopy procentowe spadają nieprzerwanie od 2012 roku, to i pożyczanie pieniędzy jest znacznie tańsze.
- Nawet stary dług, zaciągany w mniej sprzyjającym otoczeniu, jest zamieniany na nowy, tańszy - mówi "Rz" Piotr Bielski, główny ekonomista Santander Bank Polska. - Resort finansów stara się wykorzystać dobry okres i teraz zwykle wypuszcza obligacje o dłuższym okresie zapadalności.
Problem jednak w tym, że dalszej przestrzeni do obniżek już nie ma. Ekonomiści prognozują, że gdy inflacja zacznie rosnąć, to i stopy procentowe będą musiały pójść w górę. A wtedy wzrosną też koszty obsługi coraz większego długu publicznego.
Zdaniem ekspertów nie należy się jednak spodziewać podwyżek w najbliższych miesiącach. To powinno nastąpić najwcześniej za około 2 lata, o czym pisaliśmy w money.pl w poniedziałek.