- Boję się, że zostanę wezwana do pracy w miejscu, którego nie znam i nie będę miała odpowiedniej jakości zabezpieczenia przed zakażeniem. Mam małe dziecko i rodziców w grupie ryzyka. Jak mnie wezmą do szpitala, to będę musiała pozostać w izolacji. Będzie to wymagało przeorganizowania całego życia - mówi lekarka z Wrocławia.
Na co dzień nie pracuje w szpitalu, tylko w kilku placówkach medycznych. Jest dermatologiem. Mimo to jest gotowa odpowiedzieć na wezwanie.
- Nie wyobrażam sobie nie podjąć pracy z pacjentami, kiedy będzie taka konieczność. Choć mam zupełnie inną specjalizację i nigdy nie zajmowałam się zakażonymi pacjentami. Mam tylko nadzieję, że nie będę pracować w maseczce chirurgicznej, która przed niczym mnie nie zabezpieczy - dodaje.
Lekarze, oprócz "wcielenia" do szpitala na oddział zakaźny, obawiają się też, że przyjęte obecnie procedury mogą być nieskuteczne i nad wirusem po prostu nie zapanujemy.
Testy
- Boję się zakażania innych lekarzy, pielęgniarek i pacjentów. Nie są wykonywane testy, kiedy w wywiadzie nie pojawia się informacja o tym, że ktoś przyjechał z Włoch czy innego kraju, w którym szaleje wirus. Albo mógł mieć kontakt z taką osobą. Personel może przenosić wirusa nieświadomie - mówi rezydent jednego z oddziałów internistycznych we Wrocławiu.
Jego zdaniem to duże ryzyko, bo pojawiają się w jego pracy pacjenci, którzy potem kierowani są do szpitala zakaźnego z podejrzeniem infekcji koronawirusem. Do szpitala są przywożeni w związku z innymi chorobami, jednak w czasie hospitalizacji okazuje się, że taki człowiek może być zakażony SARS-CoV-2.
- Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy będziemy na kwarantannie, choć nie pracujemy tu bezpośrednio z zakażonymi. Wydaje się, że prawdopodobieństwo transmisji wirusa pomiędzy pracownikami, a potem na pacjentów, jest bardzo duże - dodaje lekarz.
Do takiej sytuacji doszło na oddziale onkologii wrocławskiego szpitala przy ul. Kamieńskiego. Pielęgniarka tam pracująca, jak się okazało w poniedziałek, jest zarażona koronawirusem. Oddział i przychodnia zostały zamknięte co najmniej na tydzień. 10 pacjentów, którzy mieli kontakt z pielęgniarką, zostanie poddanych kwarantannie.
W kombinezonie malarskim do koronawirusa
O tym, że w szpitalach nie jest dobrze, lekarze piszą anonimowo na zamkniętych grupach na Facebooku. Oto, co można na nich przeczytać:
"Musimy powiedzieć ludziom, co się dzieje w szpitalach. Kisimy to na forum, a tak nic się nie zmieni. Rząd dalej będzie wciskał kit, że dajmy radę. Moi koledzy, którzy jeszcze pracują na innych oddziałach, boją się przydziału na oddziały zakaźne. Wcale im się nie dziwię."
"Kraska (wiceszef resortu zdrowia - red.) mówi o przesuwaniu lekarzy do innych zadań. Chyba zapomniał, że większość pracuje w kilku miejscach na raz. Zatem ich przesuwanie pozbawi niezakażonych pacjentów opieki. Naprawdę tego chcemy? Włosi piszą, że przez to ludzie z zawałami i udarami umierają bez pomocy w domach. Jeszcze trochę i okaże się, że liczba ofiar bez wirusa, z powodu kryzysu w służbie zdrowia związanego z COVID-19, dramatycznie wzrośnie".
"Mogą sobie nas przesuwać, ale od tego nikt nie stanie się zakaźnikiem ani anestezjologiem. Będzie tylko słupem, który udowodni, że władze działają i mają sytuację pod kontrolą i będą sobie przypinać ordery przed kamerami. A taki słup, jak ja na przykład, w kombinezonie malarskim, bo takie widziałem w akcji, będzie walczył z koronawirusem. Z tego co wiem, to kombinezon malarski nie chroni".
Obowiązek
Zapytaliśmy resort zdrowia o przymusowe kierowanie personelu medycznego do pracy na tworzonych obecnie oddziałach zakaźnych.
- Ustawa o chorobach zakaźnych pozwala m.in. ministrowi zdrowia wyznaczyć rolę personelu medycznego i innych osób w zwalczaniu epidemii na terenie Polski - mówi rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
Kompetencje te wynikają z art. 47 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Zgodnie z ust. 1 i 4 ww. art. 47 pracownicy podmiotów leczniczych, osoby wykonujące zawody medyczne oraz osoby, z którymi podpisano umowy na wykonywanie świadczeń zdrowotnych, mogą być skierowani do pracy przy zwalczaniu epidemii.
- Do pracy przy zwalczaniu epidemii mogą być skierowane także inne osoby, jeżeli ich skierowanie jest uzasadnione aktualnymi potrzebami podmiotów kierujących zwalczaniem epidemii - wyjaśnia Andrusiewicz.
3 miesiące
Decyzję o skierowaniu do pracy przy zwalczaniu epidemii na terenie województwa, w którym osoba skierowana posiada miejsce pobytu lub jest zatrudniona, wydaje właściwy wojewoda, a w razie skierowania do pracy na obszarze innego województwa - minister zdrowia. Skierowanie może obowiązywać nawet do 3 miesięcy.
A co z pracą, którą lekarze zostawią? - Dotychczasowy pracodawca jest obowiązany udzielić lekarzom urlopu bezpłatnego na czas jej trwania. Z kolei podmiot, w którym będą pracować, nawiązuje z nimi stosunek pracy na czas jej wykonywania. Jednak na okres nie dłuższy niż wskazany w decyzji - wyjaśnia Renata Jeziółkowska, rzecznik prasowy Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.
W takiej sytuacji nie ma znaczenia, czy lekarz był na kontrakcie, czy na umowie o pracę. W ten sposób mogą być też do pracy skierowani lekarze prowadzący własną działalność.
Adwokat Karolina Podsiadły-Gęsikowska z warszawskiego biura "Prawnik dla lekarza" przy OIL przekonuje z kolei, że jeśli mamy do czynienia z lekarzem na umowie o pracę, to pracodawca ma możliwość przenieść lekarza czy pielęgniarkę na inny oddział. Np. na zakaźny.
Nie może się to jednak wiązać z obniżeniem wynagrodzenia.
- Na lekarzach spoczywa ogromna odpowiedzialność. Dlatego, by mogli leczyć, bardzo ważne jest dla nich odpowiednie zabezpieczenie. Tak, by nie dochodziło do sytuacji zarażenia - mówi rzeczniczka. Niestety, jak zauważa, wciąż brakuje środków ochrony osobistej.
- Zakażony lekarz może potencjalnie przenosić wirusa na innych, natomiast kwarantanna oznacza wykluczenie go z walki o pacjentów - puentuje Jeziółkowska.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl