W rozmowiez "Gazetą Wyborczą" Donald Tusk twierdzi, że "brexit to historia, która trwa nieustannie od pierwszego dnia obecności Wielkiej Brytanii w Unii".
- Referendum wypadło w najgorszym możliwym momencie, jest efektem fałszywej kalkulacji politycznej - mówi Tusk. I twierdzi, że dziś wynik wyglądałby zapewne inaczej.
Jego zdaniem Brytyjczycy wciąż mogą rozpisać kolejne referendum. Jak reaguje na głosy, że to byłoby zlekceważenie woli narodu, który przecież już raz nad brexitem głosował?
- Ale przecież referendum z 2016 r. nie było pierwszym w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w UE. Pierwsze odbyło się w 1975 r., gdy Brytyjczycy, dwa lata po wejściu do ówczesnej EWG, decydowali, czy w niej pozostać. Wówczas 67 proc. było za - przypomina Donald Tusk na łamach "GW". - Skoro referendum z 2016 r. mogło zmienić decyzję podjętą w referendum w 1975 r., to dlaczego nie można rozpisać kolejnego?
Przewodniczący Rady Europejskiej wspomina również 2016 rok, gdy z ówczesnym premierem Davidem Cameronem negocjacje "doszły do ściany". Wówczas negatywne nastroje na Wyspach podgrzewała migracja. Zresztą sam premier Wielkiej Brytanii mówił wówczas, że napływ imigrantów z naszego regionu to spory problem.
- Gdybym więc postąpił według tego, co mówią obecnie moi polscy oponenci, i dał Cameronowi to, czego chciał, to Polacy byliby pierwszymi poszkodowanymi - twierdzi Donald Tusk.
Były polski premier odniósł się również do zarzutów, że Unia w negocjacjach z Theresą May "upokarza" Wielką Brytanię.
- Absurdalny argument. Podnoszą go ci, którzy z bezczelną hipokryzją wylewają łzy, że Wielka Brytania chce odejść z Unii, ale tak naprawdę kibicują tym, którzy pokazują Unii środkowy palec. Te zagrywki łatwo przejrzeć - odpowiada Donald Tusk.
Co dalej? - Termin upływa w październiku, ale będę namawiał - w razie potrzeby - aby nie zamykać kalendarza. W sprawie brexitu nie ma miejsca na pośpiech - puentuje przewodniczący Rady Europejskiej
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl