Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Krystian Rosiński
Krystian Rosiński
|

Dostawca pizzy z napiwków zarobi dziennie nawet 60 zł. Mimo pandemii ludzie nie przestali zamawiać

79
Podziel się:

W ciągu jednej niedzielnej zmiany w pizzerii dostawca jedzenia robi nawet 35 kursów. Taka dniówka to zarobek rzędu 250 złotych. Z napiwków może "wyciągnąć" dodatkowe 60 złotych. Jak pokazuje badanie przeprowadzone dla money.pl, koronawirus nie miał dużego wpływu na zamawianie jedzenia do domu.

Dostawca pizzy z napiwków zarobi dziennie nawet 60 zł. Mimo pandemii ludzie nie przestali zamawiać
Koronawirus. Dostawca opowiada money.pl o specyfice swojej pracy (zdjęcie ilustracyjne). (Pexels, Ariadna, Norma Mortenson)

O pracy dostawcy opowiedział nam Roman, który pracuje w lokalu należącym do sieci pizzerii w podwarszawskim Pruszkowie.

Jak wylicza, w trakcie 9-godzinnej zmiany robi od 25 do 35 dostaw. Choć czasem zdarza się więcej. - Rekord miałem w walentynki, zrobiłem 43 dowozy - opowiada.

Dodatkowy tysiąc złotych w miesiącu

Obecnie jako dostawca pracuje już tylko w niedziele, choć w przeszłości do pizzerii zgłaszał się w piątek o 17, gdy tylko skończył pracę w biurze, i pracował przez cały weekend. Ile zarabia na jednej zmianie?

- Pensja składa się z dwóch części. Pierwsza, czyli "godzinówka", jest stała, zależy od przepracowanego czasu i wynosi 12 złotych na rękę za godzinę. Za jeden kurs natomiast mam płacone 5 złotych na rękę. A jeśli dowóz jest daleki, np. zaraz będziemy jechać do Nadarzyna, który jest oddalony od Pruszkowa o ok. 10 km, to wtedy stawka za kurs rośnie do 10 złotych.

Zobacz także: Test na przeciwciała z dyskontu. Jak to działa? Nasz dziennikarz sprawdził to na własnej skórze

Jeżeli zatem wykona 30 kursów w ciągu 9 godzin, to zarobi 258 złotych. A stawka wzrośnie, jeżeli przyjdzie mu wykonać dalsze kursy. Przy założeniu, że w miesiącu trafiają się cztery niedziele, jego budżet zwiększa się o ponad tysiąc złotych.

Pandemia niewiele zmieniła

Jak opowiada Roman, pandemia niewiele zmieniła w przyzwyczajeniach klientów. Jedzenie zamawiają przede wszystkim ci, którzy robili to jeszcze przed pojawieniem się koronawirusa.

Potwierdza to badanie na panelu Ariadna, zlecone przez money.pl. Pokazuje ono jasno, że jeżeli chodzi o zamawianie jedzenia większość Polaków zachowuje się dokładnie tak samo, jak przed pandemią,.

30 proc. badanych zamawia posiłki tak samo często, jak przed marcem 2020 roku, kiedy to koronawirus pojawił się w Polsce. Natomiast 44 procent jak nie zamawiało jedzenia, tak nadal nie zamawia.

12 proc. badanych zamawia więcej niż przed pandemią. 6 proc. zaczęło zamawiać, gdy wybuchła zaraza, choć wcześniej tego nie robili. To mniej niż osób, które odkryły w sobie pasję do gotowania (albo przestało ich być na to stać) i przez to zamawiają mniej, niż przed pojawieniem się koronawirusa. Tych jest 8 proc.

A co koronawirus zmienił w pracy Romana? - Od czasu do czasu są dowozy, przy których klienci zgłaszają, że ma być przed drzwi. Wtedy zostawiam po prostu pizzę przed drzwiami, dzwonię i odchodzę - wyjaśnia.

- Czasem klienci zakładają maseczki, gdy odbierają zamówienie, ale zdarza się to rzadko. Wiosną ubiegłego roku w rękawiczkach byłem i ja, i klienci, którzy prosili, by jedzenie zostawić pod drzwiami, bo wszyscy się bali. Teraz już mniej jest takich sytuacji - dodaje.

Za napiwki tankuje samochód

Roman podkreśla, że nie ma żadnej reguły co do napiwków. Łatwiej o nie w sytuacji, gdy klient płaci gotówką, gdyż wtedy najczęściej prosi o zaokrąglenie rachunku. Zdarzają się jednak przypadki, że klient płacący kartą lub w sieci dorzuci dostawcy drobne.

Badanie zlecone przez money.pl pokazuje, że spośród osób zamawiających jedzenie z dostawą napiwki dostawcom wręcza 44 proc. badanych, z czego co dziesiąty - zawsze. Niemal tyle samo - bo 43 proc. - wyrażało w ten sposób zadowolenie jeszcze przed wybuchem pandemii.

Ponad połowa pytanych (56 proc.) pieniądze dostawcy daje rzadko albo wcale. Na tę ostatnią odpowiedź wskazało 14 proc. badanych.

Wpływ na wysokość napiwków pandemia ma niewielki. Aż 85 proc. badanych deklaruje, że przeznacza na nie taką samą kwotę, jak wcześniej. Co dziesiąty wręcza mniejszy "tip", natomiast tylko co dwudziesty - większy.

Ile zatem klienci przeznaczają na napiwki? Najczęściej od 3 do 5 złotych. Ponad połowa osób (56 proc.) wybrała tę odpowiedź. Niemal co czwarta (24 proc.) daje jeszcze więcej, bo od 6 do 10 złotych. Do 2 złotych daje natomiast 15 proc. ankietowanych. 4 proc. natomiast przekazuje od 11 do 20 złotych, a 1 proc. - powyżej 20 złotych.

Romanowi udało się trafić na klienta, który mieści się w tym jednym procencie. Najwyższy napiwek, jaki otrzymał, wyniósł 26 złotych. W dniu, w którym towarzyszyliśmy mu w pracy, jednorazowo najwięcej dostał 15 złotych. Jak podkreśla, dostawcy pamiętają, pod jakim adresem mogą liczyć na dodatek.

- Prawda jest też taka, że jak wiesz, że dostaniesz napiwek, to robisz najpierw kurs do tego klienta, który ci go wypłaci, dzięki czemu otrzyma on cieplejszą pizzę - opowiada nasz rozmówca.

- Bywa i tak, że przez cały dzień nic nie dostajesz, a na koniec trafią się trzej lub czterej klienci, którzy dadzą. Z napiwków wychodzi między 20 a 60 złotych za dzień. Za te pieniądze tankuję auto - tłumaczy Roman, który jeździ własnym samochodem.

Dobra praca dorywcza

Czy praca dostawcy jest ciężka? Nasz rozmówca podkreśla, że nie jest to praca fizyczna. Czasem zdarza się, że musi wejść z jedzeniem na piąte piętro, bo w bloku nie ma windy. Paradoksalnie jednak zamówienia, które realizuje na piechotę (bo zamawiający mieszkają blisko pizzerii) są jego ulubionymi. Pieniądze dostanie za kurs, a samochód pozostanie nietknięty na parkingu.

- Jeden pan mieszka ze 100 metrów od naszej pizzerii, zawsze zamawia w niedzielę wieczorem, około 22. I zawsze da 15 złotych napiwku - mówi Roman.

W tej pracy liczy się jednak szybkość. Dlatego też czasem dostawcy parkują tam, gdzie nie mogą. Nasz bohater odpukuje i opowiada, że jak na razie nie dostał jeszcze mandatu.

- Raz jednak byłem tego blisko. Wjechałem między blokami pod samą klatkę. Wychodzę, oddaję pizzę, wracam, a tutaj przy moim samochodzie policja stoi na sygnale. Popatrzyli na mnie, ja schowałem do bagażnika torbę i odjechałem. Policjanci nie wysiedli do mnie, jak zauważyli, że tylko na dwie minuty podjechałem - wspomina.

Roman wyjaśnia, że jako dostawcy pracują najczęściej młodzi do 30. roku życia. Jak dodaje, w przypadku Ukraińców ta granica podnosi się do 40. Zdarzają się też osoby, które są w wieku przedemerytalnym lub też tuż po jego osiągnięciu i w ten sposób dorabiają do świadczenia.

On sam pracuje w pizzerii od 4 lat, a zaczął tuż po przyjeździe z Ukrainy do Polski. Wtedy jeszcze nie znał języka polskiego ani okolicy. Dziś po polsku już mówi płynnie, a do pracy właściwie nie potrzebuje nawigacji.

Dla niego to jednak tylko praca dorywcza, ponieważ na co dzień jest przedstawicielem jednego z ubezpieczycieli. Pomaga poszkodowanym w wypadkach komunikacyjnych. Oprócz tego handluje też samochodami.

Badanie na panelu Ariadna zostało przygotowane na próbie 1066 osób w wieku od 18 lat wzwyż metodą CAWI.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(79)
WYRÓŻNIONE
Cvc
4 lata temu
35 kursów, 60 PLN. Hojni ci Polacy !:)))
Hehe
4 lata temu
Co na to nasz Vateusz? Jak nałożyć VAT na napiwki żeby było wreszcie sprawiedliwie?
EMERYT
4 lata temu
NO I NOWY PODATEK OD DOCHODU URZĄD SIĘ TYM ZAJMIE
NAJNOWSZE KOMENTARZE (79)
pizza driver
3 lata temu
Piszący artykuł zapomniał, że dostawca pizzy jeżdżący własnym autem, nie dostaje paliwa za darmo.
maker
4 lata temu
Pracowałem w tym fachu 15 lat temu, i wtedy za każdą dostawę otrzymywaliśmy po 2,40 zł... Plus 1,10 zł za każdą godzinę w pracy. Gdyby nie napiwki to nie wystarczyłoby nawet na paliwo. Ale i z napiwkami szału nie było... Ogólnie nie polecam tej ścieżki kariery... ;)
Ubu
4 lata temu
Na wiochy ani pizzy, ani sushi nie dostarczają. Klubów, pubów, zajęć sportowych, koncertów nie ma.Tylko przystanek autobusowy, gdzie po cichu można piwko z GSu wypić. Pozostaje gapienie sie w TV, bo internet też kiepsko dziala Ludzie w ogole z chałup nie wyłażą, bo nie mają dokąd. Nawet, jak chcą wybrać się do kina, to muszą nocleg zamawiać, bo daleko.
OKO
4 lata temu
Na wiochy pizzy nie dostarczają. To tylko w mieście.
777
4 lata temu
Niedziela. Dzień dla rodziny, a ludzie w domach siedzą i nawet im się obiadu ugotować dzieciom nie chce, tylko pizzę zamawiają.
...
Następna strona