Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
oprac. DSŁ
|

Dwucyfrowa inflacja to nie tylko efekt wojny. Eksperci radzą się przyzwyczaić

Podziel się:

Dwucyfrowa inflacja w Polsce tłumaczona jest m.in. efektem szoków wywołanych wojną w Ukrainie. Ekonomiści ING podkreślają jednak, że nakręca się też spirala cenowo-płacowa. Przez to dwucyfrowe podwyżki cen mogą utrzymać się nawet do końca roku. Pozostaje już tylko przyzwyczaić się do drożyzny i "nowej normalności".

Dwucyfrowa inflacja to nie tylko efekt wojny. Eksperci radzą się przyzwyczaić
Kilkunastoprocentowe podwyżki cen mogą zostać z nami na dłużej (PAP, Adam Kumorowicz)

W pandemii popularne było hasło "nowa normalność", opisujące życie w wyjątkowych warunkach. Podobnie można mówić teraz o nowej rzeczywistości, w której ceny rosną w tempie kilkunastu procent w skali roku. W marcu mieliśmy do czynienia z dwucyfrową inflacją pierwszy raz od 2000 roku. Ekonomiści ING Banku Śląskiego ostrzegają, że wskaźnik może utrzymać się na tych poziomach do końca roku.

Bank ING opublikował komentarz do piątkowej informacji GUS o tym, że inflacja w marcu wyniosła 11 proc. Według analityków dwucyfrowa inflacja jest "w dużej mierze" efektem szoków cenowych wywołanych inwazją Rosji na Ukrainę. Podkreślają jednak, że nie jest wyłącznie konsekwencją wojny.

Według ING wzrost cen w Polsce "ma szeroko zakrojony charakter". Ekonomiści szacują, że inflacja bazowa z wyłączeniem cen żywności i energii wzrosła w marcu do 6,9 proc. Jeżeli te dane potwierdzi NBP, będzie to najgorszy wynik w historii wyliczeń (od stycznia 2001 roku).

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Greenpact - rozmowa z Robertem Adamczykiem

Nakręca się spirala cenowo-płacowa

"Sytuacja na rynku pracy pozostaje napięta, co przekłada się na dwucyfrowy wzrost wynagrodzeń i nakręcanie się spirali cenowo-płacowej" - ostrzega ING. "Wyższe koszty energii i innych surowców, w połączeniu z rosnącymi kosztami pracy, generują presję kosztową. W obronie marż firmy są zmuszone podnosić ceny swoich wyrobów, co w warunkach rosnących dochodów konsumentów i wysokich oczekiwań inflacyjnych jest akceptowane przez nabywców" - tłumaczą.

Ekonomiści banku uważają, że "musimy się przyzwyczaić do dwucyfrowych odczytów inflacji, z którymi możemy mieć do czynienia nawet do końca tego roku". Analitycy są zdania, że lokalny szczyt przypadnie prawdopodobnie na połowę roku, a średnioroczny wzrost cen wyniesie około 11 proc.

Również w przyszłym roku wzrost cen powinien być "nadal wysoki", a do celu NBP (poniżej 3,5 proc.) inflacja wróci "najwcześniej w 2024 roku". "Kształtowanie się cen w 2023 będzie m.in. pochodną decyzji co do przyszłości tarcz antyinflacyjnych oraz skali efektów drugiej rundy" - wskazują.

Inflacja wymusi podwyżki stóp procentowych

Zdławienie inflacji jest obecnie priorytetem Rady Polityki Pieniężnej, która decyduje m.in. o stopach procentowych. W efekcie podwyżek z ostatnich miesięcy mocno wzrosły raty kredytów.

W ocenie ING w perspektywie jest "znacząca stymulacja fiskalna", która ma związek z kolejnymi obniżkami podatków bezpośrednich, wyższymi wydatkami w związku z napływem uchodźców, wzrostem wydatków na zbrojenia. Te działania "wymagają bardziej restrykcyjnej polityki pieniężnej" banku centralnego.

Mając to na uwadze, analitycy oczekują, że w maju RPP dokona kolejnej podwyżki stóp procentowych. "Jej skala może być niższa niż w kwietniu, kiedy stopy podniesiono o 1 pkt proc.". Zdaniem ekonomistów ING docelowo główna stawka w NBP może w tym roku sięgnąć 6,5 proc., a w 2023 roku potencjalnie nawet 7,5 proc.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
gospodarka
gospodarka polska
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP