Większości Polaków nie trzeba uczyć empatii. Pracownicy łódzkiej firmy dystrybuującej filtry do wody w geście solidarności z walczącą Ukrainą kilka tygodni temu odmówili załadunku towaru, który miał jechać do Rosji i na Białoruś. W efekcie wszyscy stracili pracę ze skutkiem natychmiastowym. Tłumaczyli, że są dziś bezrobotni, bo nie umieli inaczej.
Kiedy więc jeden z pracowników dużej spółki staje publicznie po stronie agresora i najeźdźcy Ukrainy – a jego kolegom z pracy puszczają nerwy - pracodawca ma poważny problem. Szczególnie, że dotyczy to spółki Skarbu Państwa - Poczty Polskiej.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo.
Kto powinien złożyć PIT-2? Szykują się zmiany
Wystarczyło jedno zdanie
Od kilku dni w sieci krąży historia ekspedienta pocztowego z Gdańska, który "wyleciał z pracy za Putina". Mężczyzna na prywatnym profilu Facebooka, gdzie podał swoje imię i nazwisko oraz miejsce pracy, napisał tylko jedno niegramotne zdanie: "Putin tylko chce wykończyć bandę UPA co go popieram" (pisownia oryginalna).
I wystarczyło. Oburzeni koledzy z pracy poinformowali pracodawcę o zamieszczonym w sieci poście, naciskając, by zareagował. Pracownik stracił pracę.
Zdaniem władz spółki zachowanie podwładnego stanowiło ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych. Było również zachowaniem na szkodę pracodawcy i godziło w jego dobre imię.
W krótkim uzasadnieniu dyscyplinarki czytamy: "Oświadczenie opublikowane na portalu Facebook stoi w całkowitej sprzeczności z wartościami propagowanymi przez nie tylko Pocztę Polską S.A., ale przez niemal cały świat. Poczta Polska S.A. potępia działania Władimira Putina i wspiera Ukrainę w wojnie z Federacją Rosyjską poprzez pomoc finansową i materialną. Każdy użytkownik Facebooka mógł sprawdzić na pana profilu miejsce pracy i potraktować opublikowaną przez pana opinię jako tożsamą ze zdaniem swojego pracodawcy".
Treść pisma od pracodawcy trafiła do sieci i zaczęła krążyć w serwisach społecznościowych wywołując dyskusje.
Część osób krytykowała Pocztę Polską za reakcję – argumentowano, że żyjemy przecież w wolnym kraju i każdy ma prawo wyrażania swoich poglądów politycznych. Podkreślano, że pracownik wyraził swój prywatny pogląd, na swoim prywatnym profilu w portalu społecznościowym.
Inni zwracali jednak uwagę, że Putin został w Polsce uznany za zbrodniarza wojennego i ten wpis ewidentnie podżega do nienawiści i przemocy. Jego autor powinien być ścigany karnie.
Rzecznik Poczty: wolność słowa ma granice
Głos w tej sprawie zabrali związkowcy z Poczty Polskiej. Na swoim profilu na Facebooka przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Polskiej Piotr Moniuszko napisał, że ma "duży dylemat i dziesiątki wątpliwości", czy do rozwiązania umowy o pracę powinno dojść nie tyle w trybie dyscyplinarnym, ale w ogóle.
- Jeśli na podstawie wpisu, który jest prywatną opinią pracownika umieszczoną na jego prywatnym koncie każdy pracodawca mógłby rozwiązywać umowę o pracę, to oznaczałoby, że każdy pracodawca mógłby ograniczać naszą wolność słowa – ocenia związkowiec.
Moniuszko podkreśla dobitnie, że w żadnym stopniu się nie zgadza i nie utożsamia z wpisem b. pracownika Poczty, choć powodów miałby mnóstwo z uwagi na: "wymordowanie części rodziny ze strony jego dziadka przez ukraińskich banderowców".
W rozmowie z money.pl zwraca uwagę, że nowy Regulamin Pracy, który zaczął obowiązywać w spółce od stycznia tego roku, a na którego naruszenie powołuje się pracodawca, w żadnym miejscu nie zakazuje pracownikom ujawniania informacji o tym, że są zatrudnieni w Poczcie Polskiej.
Z kolei rzecznik Poczty Polskiej Daniel Witkowski w krótkim oświadczeniu tłumaczy decyzję spółki:
"Nie możemy pozwolić, by nazwa czy logo Poczty Polskiej pojawiły się w przestrzeni publicznej przy okazji szerzenia wpisów wulgarnych, nienawistnych, czy w inny sposób godzących w dobre imię Pocztowców. Szanujemy wolność słowa, jednak obowiązujące normy społeczne wyznaczają jej granice".
Prawnicy: pracodawcom i pracownikom puszczają nerwy
Miłosława Strzelec-Gwóźdź, prawnik prawa pracy, nie ma wątpliwości, że wpis b.pracownika PP jest nawoływaniem do nienawiści. To jest przestępstwo, ale trudno jest go przełożyć na ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. A to kluczowe w tej sprawie.
Również mec. Marcin Frąckowiak, ekspert prawa pracy z Kancelarii Sadowski i Wspólnicy podkreśla, że pracownik powinien być oceniany przede wszystkim przez pryzmat wykonywanej przez niego pracy.
Przypomina on również, że by pracodawca mógł rozwiązać z pracownikiem umowę w trybie dyscyplinarnym, czyli z powodu ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych, zachowanie pracownika musi być bezprawne oraz zawinione.
Tymczasem wpis na Facebooku nie zawierał treści sugerujących, że pracownik wypowiada się w imieniu jakichkolwiek innych osób niż on sam. W uzasadnieniu dyscyplinarki nie ma słowa o tym, by pracownik zaniedbywał lub źle wykonywał swoje obowiązki służbowe, odmawiał wykonywania poleceń itd.
- Pracodawca powinien był zareagować w łagodniejszy sposób: ukarać pracownika karą porządkową (np. upomnieniem, naganą), ewentualnie — wypowiedzieć umowę o pracę z uwagi na utratę zaufania do niego - uważa adwokat Marek Jarosiewicz z Kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski, główny prawnik stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.
Zdaniem prawników, jeśli pracownik odwoła się do sądu pracy, Poczcie Polskiej może być trudno wykazać, że wpis z Facebooka bezpośrednio uderzył w jej interesy, np. poprzez zerwane kontrakty, niedoszłe umowy czy wycofanie się kandydatów do pracy.
Jednak prawnicy Poczty widzą to inaczej. Uważają, że spółka miała prawo zakończyć współpracę z ekspedientem wręczając mu dyscyplinarkę, gdyż dopuścił się on - według nich - ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych.
"Za takie naruszenie Poczta Polska S.A. uznała pochwalanie, przy oznaczaniu się jako pracownik Poczty Polskiej, wojny wywołanej przez Rosję, której ofiarą stała się Ukraina – jako naruszające regulamin pracy, a także dobre imię pracodawcy. Poniesienie przez pracodawcę straty finansowej nie jest konieczne do zastosowania art. 52 § 1. pkt 1) Kodeksu pracy (czyli zwolnienia dyscyplinarnego - red.)" – napisało biuro prasowe PP.
Wojna psuje krew i nerwy
Prawnicy, z którymi rozmawiamy, przyznają, że w związku z wojną na Ukrainie i bardzo napiętą sytuacją w kraju, wielu pracownikom puszczają nerwy. Pojawiają się konflikty pomiędzy pracownikami a pracodawcami lub innymi współpracownikami dotyczące światopoglądów oraz oceny sytuacji.
Coraz częściej zdarza się, że polscy pracownicy np. francuskich firm, które nie wycofały się z Rosji, odmawiają wykonywania swoich obowiązków lub otwarcie krytykują swoich pracodawców.
- Gdy na terenie naszego kraju nie są prowadzone działania wojenne i nie dochodzi do sytuacji wyboru: współpraca z wrogiem lub działania sabotażowe, dyskusje o zasadności prowadzenia interesów przez pracodawcę z tym czy innym podmiotem nie powinny być w ogóle prowadzone w pracy - ostrzega mec. Frąckowiak.
- Jeśli nie odpowiada nam polityka firmy, w której pracujemy, zawsze możemy z niej odejść - przypomina mec.Strzelec-Gwóźdź.